Medziugorje jest szkołą Matki Bożej

MEDZIUGORJE JEST SZKOŁĄ MATKI BOŻEJ

Wywiad przeprowadził Vitomir Damjanović 19.03.2014 roku w Medziugorju

– Ivek, jesteś jedną z osób, które stoją tuż przy Vicce, gdy mówi świadectwo. Wiele osób zastanawia się, kim jesteś. Możesz nam opowiedzieć coś o sobie?

– Nazywam się Ivan Pavicić i urodziłem się w Ljubuski. Tutaj w Medziugorju wszyscy mówią do mnie „kum” (wujek, chrzestny) Ivek. Znałem Vickę już w pierwszych dniach objawień, a więc dosyć natural-nie stałem się dla niej jak ojciec chrzestny i opiekun. Gdy moja siostra Anna urodziła córeczkę Monikę i dowiedziałem się, że nie ma jeszcze chrzestnych, zaproponowałem Vickę jako matkę chrzestną. Vicka chętnie zgodziła się i została mamą chrzestną małej Moniki w grudniu 1981 roku.

– Ivek, jesteś świadkiem wydarzeń w Medziugorju od samego początku. Jakie były Twoje pierwsze odczucia, gdy usłyszałeś, że Matka Boża objawia się właśnie w tym miejscu. Jakie to miało dla Ciebie znaczenie?

– Niektórzy przeżywali te wydarzenia jako coś wielkiego i ekscytującego. Ja natomiast sercem czułem przynaglenie, by osobiście pójść do Bijakovici i zobaczyć na własne oczy, co się właściwie wydarza. W ten sposób wkrótce znalazłem się blisko osób widzących. Ważne i wyjątkowe było dla mnie to, że zostałem przyjęty przez całą grupę. Pracowałem wtedy w fabryce w Ljubuski, a z pracy wracałem z moim przyjacielem do Medziugorja. Nie martwiliśmy się, że zostaniemy zwolnieni. W fabryce musieliśmy się meldować przy bramie, a przepustka przysługiwała trzy razy w miesiącu. Pomimo zakazu wychodzenia, wychodziłem każdego dnia. Szedłem do Bijakovici i Podbrdo. Uczestniczyłem w objawieniu, a następ-nie wracałem i nikt mnie w bramie nie pytał, w jakim celu wyszedłem i gdzie byłem.

– Gdy przychodziłeś na Górę Objawień, były tam osoby widzące i Matka Boża. Co czułeś, będąc świadkiem objawienia?

– Trudno znaleźć słowa, by właściwie opisać to doświadczenie. Przypominam sobie, że w czasie pierwszych dni przychodzenia Maryi, na górze stało drzewo granatu. Podczas objawień Matka Boża unosiła się nad nim, ponieważ osoby widzące, wpatrywały się dokładnie w to miejsce. Pewnego dnia Maryja powiedziała, że każdy może wziąć kawałek z tego drzewa jako relikwie. Oczywiście wielu tak zrobiło i drzewo szybko zniknęło. Na końcu ja także wziąłem kawałek, jaki został, tuż przy gruncie, kawałek ko-rzenia.

– Jak potoczyła się dalej Twoja przygoda z Medziugorjem?

– Gdy byłem młody, znano mnie na terenie Jugosławii jako słynnego atletę. Moją specjalnością był bieg na 1500 m. Wielokrotnie zdobywałem medale i wygrywałem w wielu konkursach na terenie Jugo-sławii, tak, że zarówno politycy jak i ludzie Kościoła chcieli widzieć we mnie swojego przyjaciela. Jednak mnie nie interesowała sława. Gdy zdecydowałem, że chcę być blisko Matki Bożej z Medziugorja, ze wszystkich stron zaczęły mnie spotykać rozmaite oskarżenia. Niektóre z nich były na tyle poważne, że w Ljubuski zebrał się Centralny Komitet, którego jedynym tematem dyskusji była moja osoba. Moja sąsiadka była na tym spotkaniu protokolantką. Później powiedziała mi, że lepiej byłoby, gdybym nigdy więcej nie pojawił się w Medziugorju, w in­nym przypadku oskarżą mnie i are­sztują. Byłem jej wdzięczny za ostrzeżenia. Jednak było we mnie coś silniejszego niż strach przed więzieniem. Dlatego każdego dnia pomimo zastraszeń ze strony Komitetu odwiedzałem Medziugorje.
Pewnego dnia wybrałem się przez Miletinę do Medziugorja, odwiedziłem Vickę i opowiedziałem jej o ostatnich wydarzeniach i groźbach władz komunistycznych. Vicka uspokoiła mnie i powiedziała, że za chwilę będzie widzieć Matkę Bożą i zapyta ją, co Ona o tym myśli. O godzinie 17.40 rozpoczęło się spo-tkanie Vicki z Maryją, której odpowiedź brzmiała: „Powiedz swojemu chrzestnemu, żeby się nie mar-twił, ponieważ jest całkowicie bezpieczny i nic mu nie grozi.”
Później nigdy nie byłem wzywany na żadne przesłuchania ani też nikt nie pytał mnie, dokąd idę. Rok później poprosiłem sąsiadkę, aby mi powiedziała, kto wniósł oskarżenie przeciwko mnie, obiecawszy, że zachowam nazwisko tej osoby w tajemnicy. Przebaczyłem tej osobie. Bywała ona często w naszym domu, a nawet wiązała ją przyjaźń z moimi rodzicami. Relacje były takie, jakbym nic nie wiedział o tym, co zrobiła. Pozdrawiałem ją tak jak innych moich znajomych.

Ivek Pavicić

– Ilekroć bywam w Medziu­gorju, zawsze widuję Cię obok Vicki. Jak doszło do tego, że stałeś się jej „strażą przyboczną”?

– Praktycznie od pierwszych dni objawień jestem blisko Vicki. Jak już wspomniałem relacja rozwija się, odkąd stała się chrzestną mojej siostrzenicy. Jest jeszcze jedna historia, która nas połączyła. Byliśmy z żoną 12 lat małżeństwem, ale nie mogliśmy mieć dzieci. I nie było szpitala na terenie byłej Jugosławii, którego byśmy nie odwiedzili w poszukiwaniu pomocy. Lekarze nie potrafili nam pomóc. Pewnego dnia moja mama powiedziała mi: „Synu, znasz Vickę, zapytaj ją, czy może wstawić się u Matki Bożej w tej sprawie.” Zebrałem w sobie całą odwagę i opowiedziałem Vicce o naszej sytuacji. Obiecała, że poroz-mawia z Maryją. Pamiętam, że objawienie miało miejsce w kaplicy obok kościoła. A ja klęczałem przed ołtarzem w kościele. Kaplica była wypełniona ludźmi po same brzegi, więc zostałem w kościele. Wtedy Vicka wyszła z kaplicy i poprosiła mnie do środka. Powiedziałem, że źle się czuję i chciałbym zostać w kościele, gdzie jest więcej przestrzeni. Uklęknąłem w pierwszej ławce i modliłem się przed Najświętszym Sakramentem. W chwili, gdy rozpoczęło się objawienie, czułem się tak, jakby spływał na mnie deszcz łask. Gdy objawienie dobiegło końca, Vicka podeszła do ołtarza i przywołała mnie do siebie: „Wujku, nie musicie już chodzić do szpitali. Matka Boża powiedziała, że wszystko się dobrze ułoży.”
Niczego więcej nie można było sobie życzyć niż tak podnoszącego na duchu pocieszenia samej Maryi. Wkrótce moja żona Radmila zaszła w ciążę i 18.11.1992 urodziła córeczkę, której daliśmy imię Marija. W naszych oczach jest to córka Matki Bożej. Obecnie studiuje medycynę i fizjoterapię w Mostarze, jest na trzecim roku. Cztery lata później urodziła się nam druga córka, Anna.

Vicka modli się nad chorymi

– Niezwykłe jest to, jak bardzo Bóg i Matka Boża troszczą się o rodziny. Dzięki Twoim przeżyciom stałeś się świadkiem tej prawdy. Ivek, jak postrzegasz Vickę, skoro towarzyszysz jej już prawie 33 lata?

– Chociaż przebywam przy niej pięć, sześć godzin dziennie, gdy wychodzę z jej domu, najchętniej natychmiast bym tam wrócił. Po prostu sprawia mi radość przebywanie tutaj i bycie do dyspozycji Matki Bożej i Vicki. Czuję się szczególnie obdarowany błogosławieństwem Maryi, która obejmuje swoimi matczynymi ramionami każdego człowieka i cały świat. Całym swoim sercem jednoczy się i utożsamia z ludźmi, podchodząc do każdego z miłością, nie dzieląc ludzi i nie rozróżniając osób pierwszej lub drugiej kategorii. Wyjątki czyni jedynie dla chorych i tych, których dotknęła tragedia. Ich przygarnia z jeszcze większą miłością i przytula ich z ogromną czułością. Umacnia ich, aby wytrwali w niesieniu krzyża.
Vicka promieniuje Bożą miłością, tak, że wszyscy wokół niej odbierają to ciepło i życzliwość. Także ci, którzy spotykają ją pierwszy raz, dostrzegają, że ma w sobie coś szczególnego. A ja jestem blisko, aby pomagać jej w różnych sprawach, tak, aby mogła w spokoju przekazać słowa orędzi oraz świadectwo życia. Ważne jest, abyśmy także my, będący blisko Vicki, nawracali się i zachowywali się na miarę dzieci Maryi. Vicka jest przedłużeniem dłoni Matki Bożej, a jesteśmy nimi również my. A więc nasze zachowanie i postawy mają swoje znaczenie i oddziałują na innych. Moim celem jest ułatwianie pielgrzymowania wiernych, przybywających do Medziugorja, udzielanie im potrzebnej pomocy. Istota tego miejsca polega na tym, że jesteśmy w szkole Matki Bożej, która pragnie nas nauczać poprzez posługę sze-ściu widzących osób.

– Wspomniałeś coś ważnego, mianowicie, że kiedyś ludzie mogli za pośrednictwem widzących zapytać o coś Matkę Bożą i otrzymywali odpowiedź. Teraz nie jest to już możliwe. Dlaczego?

– Proszę zauważyć, że były to początki. Ludzie chcieli konkretnych znaków i odpowiedzi. Obecnie po wielu latach objawień widzę Medziugorje inaczej, przede wszystkim jako zaproszenie do modlitwy i nawrócenia. Matka Boża podkreśla rolę modlitwy, przez którą możemy otrzymać wiele łask. Gdy idzie-my przez codzienność z różańcem w dłoni i w sercu, wszystko inne znajduje sobie właściwe miejsce w hierarchii wartości i planie dnia. Nie musimy się zamartwiać, ponieważ życie w zawierzeniu Bogu sprawia, że z czasem wszystko się krystalizuje i widzimy sens każdego zdarzenia w naszym życiu.
Jestem przekonany, na podstawie mojego własnego doświadczenia, że modlitwa z wiarą może poruszyć góry. Mam świadomość, że podczas wojny nie stanowiliśmy jako państwo takiej siły, która byłaby w stanie przeciwstawić się wrogom, chcącym nas wysiedlić i zabić. Oni posiadali tysięczne wojska i broń. My – jedynie różaniec na szyi każdego żołnierza. Wszystkie nasze babcie i mamy modliły się różańcem. One były naszym jedynym logistycznym zapleczem. Jest to sytuacja podobna do historii Dawida ze Sta-rego Testamentu, który zabił Goliata za pomocą procy i kamyka.

– Towarzyszysz Vicce podczas jej podróży w różne miejsca świata, w których mówi świadectwo?

– Wielką łaską była dla mnie podróż z nią do Ziemi Świętej w ubiegłym roku. W pierwszej kolejności dziękuję Bogu, a następnie Królowej Pokoju, Vicce oraz Sabrinie i abpowi Léonard, prymasowi Belgii, którzy byli organizatorami pielgrzymki. Nawet nie śmiałem śnić o tym, by przyjechać kiedyś w te święte miejsca, w których żyli Maryja i Jezus. Wielkim przeżyciem było dla mnie towarzyszenie Vicce podczas objawień w Getsemani, bazylice zwiastowania i Galilei. Wszystko było na żywo transmitowane przez libańską telewizję Telé Lumiere. Nigdy nie zapomnę tego wyjątkowego czasu. W pamięci pozostanie mi arcybiskup, który ze łzami w oczach powiedział: „Przed dwoma tysiącami lat zamknęliśmy nasze domy i nasze serca przed Matką Bożą i Jezusem. Oni chodzili po tych ulicach i tutaj żyli, a jednak tak często nie byli przyjmowani przez ludzi. Dlatego teraz proszę was wszystkich, abyście Matce Bożej otworzyli drzwi waszych serc, dusz i waszych domów i już nigdy ich przed Nimi nie zamykali.”

Przekład z niem.: Alicja B., Vox Domini nr 2/2014, str. 9-11