O. Tomislav Pervan: Moje kapłaństwo

O. Pervan

MOJE KAPŁAŃSTWO BYŁO ZAWSZE ŚCIŚLE ZWIĄZANE Z MEDZIUGORJEM

Wywiad z o. dr Tomislavem Pervanem przeprowadził o. dr Domej 24 czerwca 2013 w Medziugorju

– Ojcze Tomislavie, wiemy z historii, że obja­wienia Matki Bożej w Fa­timie i w Medziugorju poprzedziły różne wyda­rzenia w Europie i w świe­cie. Niebo nie mogło milczeć ani pozostać obo­jętne. Ostatnio nawet wspo­­mniał ojciec w swoim kazaniu o tym, jak bardzo polityka wy­śmiewa i szydzi z Boga i Bożych przykazań.

– Wydaje mi się, że we współ­czesnej polityce i sposobie my­ś­lenia wyczuwalny staje się na­strój „francuskiej rewolucji”. Li­beralizm stał się świętością. Oczywiście, jeśli człowiek bierze wszystko, co przyniosła rewolucja, musi zauważyć, że po pierwsze była knotem, który rozpalił masowe mordy we Francji, a po drugie, Napoleon zaraz po jej zakończeniu rozpoczął wojnę na skalę Europy, dochodząc aż do granic Moskwy. Wojny napoleońskie przyniosły śmierć ponad 20 milionów ludzi. Prowadził wojny z Austrią, Turcją i Rosją.
Będąc świadomi lekcji, ja­kiej udziela nam historia, nie mo­żemy chwalić nastrojów re­wo­­lucyjnych, ponieważ jest to droga donikąd. Nigdy w historii ludzkości żadna rewolucja nie przyniosła nic dobrego, natomiast zostawiała po sobie tysiące o­­fiar. Po francuskiej rewolucji nastąpiły w bliskiej odległości czasowej kolejne wojny: rosyjsko-turecka 1806-1812, rosyjsko-japońska 1904-1905, rewolucja październikowa w 1917 r, I wojna światowa 1914-1918, hiszpańska rewolucja 1936-1937, a później II wojna światowa. A więc na naszym kontynencie mieliśmy prawie ciągle wojny i zamieszki rewolucyjne, które niosły ze sobą śmierć i zniszczenie.
Z pewnością wojny te nie mia­łyby miejsca, gdyby w sercach ludzkich dominowały słowa pokoju z Pisma Świętego, gdyby ludzie żyli słowami Jezusa z Kazania na Górze, czyli błogosławieństwami. Mahatma Gandhi przyjął je jako swoje motto i w ten sposób zna­lazł bezkrwawą drogę do nie­pod­le­głości Indii, wyzwolenia spod kolonijnego panowania Wielkiej Brytanii. Pokazał on, że można bez przemocy, broni i wojen, lecz w sposób pokojowy, wprowadzać zmiany na skalę państwową. Jeśli wybieralibyśmy tę drogę działania, bylibyśmy ludźmi pokoju i jego promotorami. Moglibyśmy sobie wzajemnie ufać i może wtedy uniknęlibyśmy afer podobnych do niedawnej, dotyczącej Wikileaks i Snowdena, amerykańskiego szpie­ga, który ujawnił informację, że Ameryka wszystko i każdego z osobna podsłuchuje. Dokładnie to samo czynią tajne służby innych państw: Rosja, Anglia, Chiny. Jest to znak, że na całym świecie pa­nuje atmosfera wzajemnej podejrzliwości i nieufności. Każdy szpieguje każdego ze względu na możliwe osobiste korzyści.
Jeśli patrzy się na takie postawy i postępowanie, z pewnością nie budują one perspektyw ani fundamentu dla wyrozumiałości, po­koju, miłości, lecz pono­w­nie otwierają na jakąś wojnę.

– Niedawno podkreślał ojciec, że wojna nigdy nie przynosi pokoju oraz fakt, że w Medziugorju Ma­tka Boża mówi nieustannie o po­koju już od 32 lat. Na ile udało się dotrzeć z orędziami pokoju do serc osób sprawujących władzę?

– Uważam, że kwestię Medziugorja należy rozpatrywać w szerszym kontekście, zarówno Kościoła, jak i państwa. Matka Boża nie chce, aby doszło do wojny, dlatego strzeże pokoju na świecie.
Po Soborze Watykańskim II utworzyły się w Kościele jakby dwa obozy. Jeden ma poglądy konserwatywne i chciałby, aby wszystko zostało po staremu, natomiast drugi ma postępowe nastawienie i głosi tezę, że Kościół powinien słuchać znaków czasu i dostosowywać się do nowych wyzwań. Jednakże Matka Boża ukazuje nam inną drogę, nie stając ani po stronie konserwatystów, ani postępowców. Można spokojnie stwierdzić, że Matka Boża stoi dokładnie pośrodku tych grup, zaprasza nas do swojej szkoły, abyśmy szli śladami Jezusa Chrystusa, tak jak On sam mówił swoim uczniom: Idźcie za Mną, a Ja będę was prowadził i pouczał.
Gdy byłem maturzystą, myślałem, że w końcu zakończyłem trud uczenia się. Uświadomiłem sobie, że tak naprawdę to dopiero zaczynam szkołę i to szkołę życia – kształcenie razem z Jezusem Chrystusem oraz wyjście do Kościoła i świata w duchu francisz­kańskim.
Istotą i sensem objawień Maryi jest przebywanie w szkole Jezusa każdego dnia, naśladowanie Go – oto droga nawrócenia i poznawania prawdy o sobie i o Bogu.

– Gdy patrzymy na piel­g­rzymów, ale także na nas samych, jesteśmy świadomi tego, że mamy wzloty i upadki. Człowiek nie jest chroniony przed grzechem, ponownymi upadkami. Czy myśli ojciec, że to jest powód, dla którego Matka Boże tak długo jest pośród nas?

– Bardzo możliwe, że jest to jeden z powodów. Maryja jest matką, a więc towarzyszy nam, swoim dzieciom i stara się nas strzec tak jak czuła mama, która opiekuje się swoim potomstwem. Każdy człowiek ma w sobie dwie, można powiedzieć, sfery. Jedną z nich jest Duch Jezusa, który w nas przebywa dzięki łasce sakramentów świętych: chrztu, bierzmowania, Eucharystii. Drugą jest oddziaływanie złego ducha, który opiera się na naszym egoizmie, wykorzystuje nasze słabe punkty. W ciągu całego naszego życia rozgrywa się walka o ludzkie serce, w naszym wnętrzu toczy się bitwa między siłą dobra i miłości, a złem, próbującym nas skusić do odsunięcia się od Boga i drugiego człowieka.
Często możemy stawiać so­bie pytanie, kto jest silniejszy, kto wygra? A ten, kto wygra, przeciągnie nas na swoją stronę – czy będzie to Duch Jezusa czy zły duch? Nie można dwóm panom służyć. Każdy człowiek, który wybrał i zdecydował się służyć Bogu, przeciwstawia się złemu. Święty Franciszek udał się na pustynię. Podobnie czyniło wielu świętych, np. św. Ignacy. Z kolei św. Paweł spędził trzy lata na pu­st­kowiu po spotkaniu Jezusa w objawieniu pod Damaszkiem, aby przekonać się, czy jest On drogą, którą pragnie iść i którą świadomie wybiera. Tak samo każdy z nas mu­si w sercu rozstrzygnąć, wybrać drogę, której chce być wierny i Pana, któremu chce służyć. A pamiętajmy, że nawet brak wyboru jest wyborem…

– Gdy porównujemy pierwsze dni objawień w Medziugorju z sytuacją obecną możemy zauważyć, że w gruncie rzeczy nic się nie zmieniło. Obecność łaski Bożej i Ducha Świętego jest niezmiennie taka sama.

– Pielgrzymi naprawdę poszu­kują Boga, pociągani głębokimi pragnieniami autentycznego po­koju serca i doświadczenia prze­baczenia. Przybywają tutaj w celu znalezienia ojczyzny, własnego domu, fundamentu tożsamości.
Pewnego razu spotkałem trójkę rodzeństwa. Każde z nich trzymało w dłoniach swój telefon, smsując z kimś oddalonym może setki kilometrów od nich. Żadne z nich nie patrzyło na siebie nawzajem, nie rozmawiali ze sobą, będąc tak blisko siebie. Ciągle wysyłali innym jakieś wiadomości, nie odbywszy ani jednej rozmowy z osobą, która realnie siedziała obok. Czy nie jest smutne to społeczne zjawisko, które dotyka całego współczesnego pokolenia? Spodziewam się, że w rodzinnym domu nie zachowują się inaczej. Każdy ma swój pokój, swój komputer, swój profil na Skypie, na Facebooku, swoich znajomych, którzy są daleko. Tacy ludzie nawet jeśli są w swoim domu (budynku mieszkalnym), tęsknią za domem jako miejscem serdecznego spotkania, ciepłych relacji miłości i akceptacji.
Tutaj w Medziugorju wielu ludzi odkrywa z pomocą Matki Bożej, jak budować jedność w rodzinie, jak tworzyć prawdziwy dom, aby członkowie rodziny żyli wspólnotą serc. Duchowy program proponowany przez Medziugorje: kościół, góry – wszystko ma sprzyjać odkrywaniu drogi jedności, komunii z Bogiem i z innymi, szczególnie z najbliższymi. Poprzez modlitwę różańcową, sakramenty, adorację Najświętszego Sakramentu ludzie głębiej poznają własne serce, a przez to też lepiej rozumieją innych. Właśnie przemianę serc, postrzeganie siebie i bliźniego przez pryzmat Boga proponuje nam Maryja, abyśmy pokonywali życiowe przeszkody.

– Jak wygląda sytuacja Medziugorja w kontekście postawy biskupa Mostaru oraz oficjalnego stanowiska Kościoła?

– Ostatni raz biskup odwiedził Medziugorje 4 maja, gdy udzielał sakramentu bierzmowania, do którego przystąpiło około 90 osób. Nie wspomniał ani słowem o objawieniach Matki Bożej. Wiemy, że otrzymał z Rzymu zakaz wypowiadania się na temat Medziugorja i objawień. Zakaz został wyraźnie wydany w marcu 2010 r., gdy Watykan powołał do życia Międzynarodową Komisję ds. Medziugorja. Tak więc można stwierdzić, że bierzmowanie odbyło się w pięknej atmosferze modlitwy. Natomiast jeśli chodzi o stanowisko Watykanu, nie po­jawiły się żadne dokumenty zmieniające dotychczasowy stan rzeczy, chociaż wiemy, że komisja zakończyła swoją część pracy. Wszystko zostało dostarczone Ojcu Świętemu, papieżowi Franciszkowi. Trwa więc spokojny czas oczekiwania. Rzym wie, że Medziugorje jest miejscem modlitwy, spowiedzi, miejscem, w którym ludzie spotykają Boga i nawracają się, a sakramenty u­dzielane są zgodnie z nauką Magisterium Kościoła. I tak powinno pozostać, aż Rzym wyda oficjalne oświadczenie w sprawie objawień i tego miejsca.

– Wydaje mi się, że właściwą jest postawa Rzymu, który po­zo­stał otwarty, to znaczy, nie wy­raził kategorycznego sprzeciwu wobec pielgrzymek, a więc mo­gą tu przybywać pielgrzymi i doświadczać obecności Boga i Maryi.

– Tak, otwarta postawa Koś­cioła wielu pielgrzymom z naj­dalszych zakątków świata umożliwia skorzystanie choćby z sakramentu spowiedzi bez obawy, że mógłby to być czyn zabroniony. Jakże często jesteśmy świadkami tego, że człowiek przez lata nie klęknął u kratek konfesjonału, a przyjeżdżając do Medziugorja, czuje głębokie pragnienie spo­wiedzi generalnej. Wielu ludzi przez całe życie nie było w stanie całkowicie zawierzyć swojego życia Bogu, otworzyć się na Jego kochającą i miłosierną obecność przez oddanie tego wszystkiego, co dzieli ich od Boga, siebie sa­mych i innych. Lecz tutaj często zdarza się, że otrzymują tę łaskę i mogą przed Bogiem wylać całe serce. Sami przed sobą uzasadniali pogląd, że spowiadali się przed Bogiem, a nie przed kapłanem. Lecz w Medziugorje po czasie modlitwy i rozmów z Bogiem do­chodzili do wniosku, że nie są zadowoleni. Dopiero spowiedź przez posługę kapłana przyniosła im pełną ulgę i uzdrowienie serca. Takie świadectwa słyszymy tutaj każdego dnia i myślę, że każdy ksiądz, nawet jeśli spowiadał tu tylko przez godzinę, spotkał się z podobną sytuacją.

– W Medziugorju posługuje ojciec już od dłuższego czasu. Jak odczytuje ojciec swoją misję oraz Boże wezwania na przyszłość?

– Moje apostolstwo polega na spowiadaniu. Pomagam także przez celebrowanie mszy świętych oraz współtworzenie programu spotkań modlitewnych, które również chętnie przygotowuję. Moje kapłańskie życie było od początku objawień blisko związane z tym miejscem, obojętnie jakie posługi pełniłem. Jako kapłani tutaj posługujący jesteśmy do dyspozycji jako szafarze sakramentów świętych, celebransi mszy świętych oraz kaznodzieje. Przed chwilą skończyliśmy nasze wspólnotowe spotkanie dotyczące właśnie spowiedzi i kazań. Jeden z braci stwierdził, że każde kazanie jest jak zapach perfum. Nawet najlepsze kazanie, o którym ludzie mówią, znika z pamięci po kilku minutach. Natomiast spowiedź zapisuje się jako trwalsze doświadczenie, szczególnie spowiedź z całego życia, która staje się początkiem wielopłaszczyznowych przemian całego człowieka.
Ze swojego kapłańskiego doświadczenia mogę powiedzieć, że nie ma większej radości dla księdza jak wtedy, gdy jako osoba do tego uprawniona może on w imie­niu Jezusa Chrystusa uwalniać człowieka od jego grzechów. Prze­żywamy to każdego dnia. Jeszcze większa radość napełnia penitenta, który przystąpił do sakramentu pojednania po 20, 30 latach.
Spytałeś, jak będę w przy­sz­łości pomagał w Medziugorju. Przeprowadzam się z domu para­fialnego do Miletiny, miejscowości leżącej niedaleko stąd, należącej do parafii Medziugorje, do domu sióstr zakonnych. Tam będę spra­wował posługę kapelana sióstr. A jednocześnie będę mógł wspierać moich braci przy posłudze pielg­rzymom.

– Jeszcze jedno słowo na koniec. Wielu postrzega osoby widzące jako święte. Z kolei oni sami mówią, że są po prostu zwykłymi ludźmi. Jak widzi ojciec zadanie, które tutaj wypełnia oraz krzyż, który ojciec nosi?

– Od początku objawień oso­by widzące były w centrum komen­tarzy wokół Medziugorja. W pe­wien sposób jest to zrozumiałe, ponieważ Bóg i Matka Boża wybrali ich na swoich świadków. Od początku trwali wierni usłyszanym przesłaniom, nie zważając na pre­sję komunistycznych władz ani niedowierzanie władz Kościoła. A więc żadna siła nie powstrzymała ich przed kontynuacją dawania świadectwa. Do dzisiaj całym życiem ukazują, że orędzia są prawdą, która przemieniła ich życie. Rzeczywiście możemy ich postrzegać jako męczenników, którzy wypełniają powołanie, do jakiego zaprosił ich Bóg, nie pytając ich wcześniej o zgodę. Gdy na nich dziś patrzymy, widzimy zwykłych ludzi, którzy mają rodziny i zmagają się z przeciwnościami codziennych dni, tak jak my wszyscy.
Na koniec możemy powiedzieć, że ich życie rozgrywa się w przestrzeni dwóch światów – pomiędzy niebem i ziemią, na której są pośrednikami między Bogiem i ludźmi.

Przekład z niem.: Alicja B., Vox Domini nr 4/2013, str. 2-4