
MEDZIUGORJE W KONTEKŚCIE PONTYFIKATÓW TRZECH PAPIEŻY
Rozmowa z o. Ivanem Dugandziciem
– Jak określiłby ojciec pontyfikat papieża Benedykta XVI oraz jego charyzmat jako następcy Piotra?
– Myślę, że należałoby podkreślić pewną ciągłość widoczną w odniesieniu do jego poprzednika, bł. Jana Pawła II. Po jego śmierci pojawiło się pytanie, kto powinien go zastąpić, ponieważ pozostawił po sobie wyraźny ślad w historii Kościoła i świata. Wyróżniała go silna osobowość. Ceniony był nie tylko przez wiernych – zdobył serca milionów prostych ludzi, ale także poza Kościołem, ceniony był przez przedstawicieli władz wielu państw. Był także człowiekiem medialnym. A więc w tym kontekście, gdy następcą Jana Pawła II został tak różniący się od niego charakterem kardynał Ratzinger, wielokrotnie stawiano pytanie o przyszły sposób sprawowania przez niego urzędu i posługi papieża.
Zaskakujący był fakt, że Benedyktowi XVI tak znakomicie powiodła się kontynuacja sposobu zarządzania i prowadzenia duszpasterstwa Jana Pawła II. Nie zaniedbał żadnego z wielkich wydarzeń w Kościele, takich jak Światowe Dni Młodzieży oraz spotkania z ludźmi kultury i polityki. Jednakże trzeba zaznaczyć, że papież Benedykt XVI nadał swojemu pontyfikatowi nowy i niepowtarzalny charakter. Po pierwsze, jako wybitny i doświadczony teolog odznaczył się w dziedzinie pisania książek. Jeśli weźmiemy pod uwagę działalność publiczną, widoczne były przede wszystkim skromność, pokora i prostota – ewangeliczne wartości, którymi zdobywał sobie uznanie chrześcijan i taki pozostanie w ich pamięci.
– Jak odczytał ojciec decyzję Benedykta XVI o odejściu?
– Wszystkie wydarzenia, które w ostatnim czasie mają miejsce w Kościele, zatem także decyzja Benedykta oraz wybór nowego papieża, postrzegam jako pewną sensowną całość. Obie wspomniane sytuacje wydają mi się zaskakującym nowym dziełem Bożego Ducha. Posunięcie Benedykta XVI widzę jako krok z jednej strony bardzo odważny i przemyślany, z drugiej strony jako czyn człowieka wiary, świadczący o ewangelicznej wolności. Jego decyzja wydaje się mówić o głębokim przekonaniu, że Kościół nie należy do niego, lecz kierowany jest przede wszystkim przez Boga, który stoi ponad papieżem i ponad Kościołem. Benedykt XVI uczynił wszystko w duchu posłuszeństwa Ewangelii, nie był przez nic ograniczany, postawił wielki krok bardzo świadomie i w wolności.
Oczywiście od razu pojawiły się różne opinie i wypowiedzi. Media wykorzystały ten czas, aby poprzez medialne dyskusje publicznie głosować na jakiegoś kandydata jako na potencjalnego następcę. Ostatecznie było oczywiste, że wygrał każdy, kto zaufał Duchowi Świętemu.
W konklawe uczestniczyli kardynałowie, którzy pamiętali doskonale ducha pontyfikatu Jana Pawła II i tym bardziej Benedykta XVI, to znaczy ludzi odważnego czynu, mających wizję przyszłości. Kardynałowie świadomi byli także zgorszenia, szerzącego się w następstwie licznych afer dotyczących hierarchii kościelnej. W tym kontekście mogli się lękać o przyszłość Kościoła. Myślę, że nowego papieża wybrali ci kardynałowie, którzy patrzą w przyszłość w duchu Ewangelii i pragną, aby Kościół zrobił wielki krok wyjścia ze skandali. Wybór papieża Franciszka wydaje się skutkiem ewangelicznego sposobu patrzenia na rzeczywistość obecną i przyszłą.
– Nie chcę powtarzać wielu wypowiedzi dziennikarzy, które do tej pory ukazały się w prasie. Jednak już po pierwszym wystąpieniu nowego papieża można było odnieść wrażenie, że jest całkiem inny od swojego poprzednika.

– Osobiście bardzo się ucieszyłem, gdy usłyszałem i zobaczyłem, że właśnie kardynał Jorge Mario Bergoglio został wybrany przez kolegium kardynalskie. Moją radość powiększa fakt, że pochodzi on z kraju, w którym hierarchia kościelna jest bliska ludowi bożemu, kapłani żyją pośród ludzi, a więc oddychają tym samym powietrzem, przeżywają te same problemy i troski. Wszystko to można było odczuć już przy pierwszym wystąpieniu nowo wybranego papieża, gdy stanął przed tłumem ludzi zebranych na placu św. Piotra w Rzymie. Na jego twarzy można było wyczytać pokój, zobaczyć jakąś pewność, w którym kierunku mamy dalej jako Kościół podążać. W tej poruszającej chwili zachował się jak człowiek Ewangelii: z prostotą, skromnością i wielką pokorą. Przez to zaskarbił sobie nie tylko uwagę, ale przede wszystkim sympatię zgromadzonych ludzi. Jego zachowanie było czymś nowym, powiewem świeżego wiatru prostoty, naturalności i autentyczności.
Nie obawiał się opinii niektórych ludzi zaszokowanych tym, że postanowił nosić swój żelazny krzyż zamiast złotego oraz pozostał przy prostej papieskiej sutannie, odmówiwszy noszenia papieskiej peleryny. Owszem, w pierwszych chwilach wielu mogło się czuć zdezorientowanych, lecz on pozostał sobą, wierny stylowi życia, który wcielał przed objęciem stolicy piotrowej. Wszystkie tego typu decyzje jeszcze bardziej przyczyniły się do wzrostu sympatii tysięcy ludzi wobec Franciszka.

– Papież pierwszy raz zdecydował się przyjąć imię Franciszek.
– To wiele mówi o nim jako o człowieku. Z tego, co słyszałem, jeszcze jako arcybiskup żył bardzo skromnie, można powiedzieć – w duchu świętego Franciszka. Dla nas jako franciszkanów jest to ogromny zaszczyt, ale także wyzwanie, ponieważ w sytuacji, gdy kardynał jako nowo wybrany papież widzi swój ideał życia w św. Franciszku, wówczas każdy jego współbrat powinien sobie postawić pytanie: jak spełniam ideał życia według charyzmatu św. Franciszka, w czym powinienem się jeszcze udoskonalać i poprawiać?
Jeśli chodzi o imię św. Franciszka, przypomniał mi się francuski pisarz, Julien Grin, który stworzył według mnie jedną z najpiękniejszych książek o tym świętym. Tłumaczenie w języku niemieckim ukazało się pod tytułem „Brat Franciszek”. [Pod tym samym tytułem również w Polsce. Przyp. tłum.]
Autor wspomina na końcu książki kilka wydarzeń z własnej biografii. Wychował się w liberalnej, protestanckiej rodzinie. Nie został ochrzczony. Jednakże jego matka była tak zafascynowana św. Franciszkiem, tak że on jako mały chłopiec był przekonany, że musiała go osobiście spotkać, skoro tak dużo o nim opowiadała. Wówczas nie zdawał sobie sprawy, w którym stuleciu żył święty. Skończywszy 20 rok życia, Julien zdecydował się na przystąpienie do sakramentu chrztu, do którego przygotowywał go ojciec jezuita. Gdy zakonnik zapytał o imię świętego, którego chce przyjąć jako patrona, on odpowiedział: Franciszka z Asyżu. Jezuita starał się zachęcić go, aby zmienił zdanie i przyjął imię św. Franciszka Ksawerego. Julien był zaskoczony, że ktoś może nie kochać św. Franciszka z Asyżu tak bardzo jak jego matka i pozostał przy wcześniej wybranym imieniu.
Jest to interesujące zdarzenie w kontekście imienia św. Franciszka oraz faktu, że mamy papieża, który jako pierwszy wybrał właśnie to imię. To pokazuje, że św. Franciszek należy do całego Kościoła, do wszystkich, a nie jest przypisany jedynie franciszkańskim zakonom.
Jesteśmy świadomi, że św. Franciszek w swoim życiu żył Ewangelią, wcielał jej chrystusowego Ducha. A więc także dziś jesteśmy zaproszeni, aby ten święty był inspiracją dla naszego życia i naszych czasów.
Widzimy obecnego papieża, który wybierając to imię, nakreśla przed nami program, według którego pragnie prowadzić Kościół w duchu Ewangelii. Powiedział przecież, że chce Kościoła ubogiego i dla ubogich, to znaczy, że pragnie z jednej strony uwolnienia ze zbędnego balastu, gonienia za zaszczytami i władzą, a z drugiej strony bardziej wyraźnego zwrócenia się w kierunku ludzi, szczególnie ubogich, ponieważ Jezus właśnie z nimi dzielił swoje życie.
– Kontaktowałem się przed konklawe i podczas wyboru papieża z Ivanem Dragiceviciem, który powiedział mi wówczas, że właśnie przebywa w Buenos Aires, w Argentynie. Powiedział mi też, że poznał osobiście kardynała Bergoglio i mógł dać świadectwo w jego archidiecezji.

– Także o tym słyszałem. Kilka lat temu miało miejsce takie zdarzenie: nasz kapelan, o. Danko Perutina, przebywając w Buenos Aires, spotkał na lotnisku obecnego papieża, wówczas kardynała Bergoglio, który miał przed sobą długą podróż. Kardynał przywitał go bardzo serdecznie i udzielił mu wszystkich pełnomocnictw, których potrzebował ojciec, aby być w jego diecezji z orędziami z Medziugorja. Stąd znamy jego nastawienie do kwestii Medziugorja.
– Ojciec jest świadkiem objawień od 31 lat. Zatem można powiedzieć, że rozpoczęły się one dwa lata po wyborze bł. Jana Pawła II. Następny papież został wybrany w roku 2005. A teraz mamy papieża Franciszka. Medziugorje trwa w ciągu trzech pontyfikatów.
– To fakt, że objawienia trwają, choć zmieniają się papieże, ale faktem jest również to, że wszyscy trzej bardzo uważnie obserwują dziejące się tutaj wydarzenia.
Wiemy, że papież Jan Paweł II zachęcił wiele osób do odwiedzenia Medziugorje. Z kolei Benedykt XVI jeszcze jako prefekt Kongregacji Nauki Wiary interesował się fenomenem Medziugorja. Wiemy również, że nie zaakceptował negatywnej oceny wydanej przez biskupa Mostaru, Ratko Perica, lecz zdecydował o pozostaniu otwartym na dalszy ciąg wydarzeń w tym miejscu. Ustanowił watykańską komisję, która zajęła się objawieniami, a przez to pozbawił miejscowego biskupa mocy decyzyjnej nad Medziugorjem, pozostawiając mu jedynie nadzór duszpasterski. Wszystkie kompetencje w odniesieniu do Medziugorja zostały przekazane i są spełniane przez wspomnianą komisję. Założeniem jest, że po przedstawieniu rezultatów swojej pracy Kongregacji Nauki Wiary, komisja przekaże swoje kompetencje nowo wybranemu papieżowi.
– Wiemy, że wszystkie osoby widzące były przesłuchane przez komisję, która przedstawiła rezultaty swojej pracy pod koniec zeszłego roku.
– Wszystkie wypowiedzi są zawarte w dokumentach, a więc możemy oczekiwać od nowego papieża wygłoszenia oficjalnego stanowiska Magisterium Kościoła w tej kwestii.
Z doniesień mediów i osobistych rozmów wiem, że komisja zakończyła pracę, to znaczy zostały przeprowadzone i spisane rozmowy z widzącymi oraz z innymi osobami, które miały związek z Medziugorjem. Zbadane zostały orędzia, ich treść, szczególnie pod kątem dogmatycznym. Wydaje mi się, że teraz główny akcent zostanie położony na część duszpasterską, a więc udzielanie sakramentów i głoszenie Słowa Bożego. Myślę, że tym zajmie się Kongregacja, wydając uprzednio odpowiednie dyrektywy.
– Wspomniał ojciec o pracy duszpasterskiej. Sugeruje ojciec, że Rzym doda lub zabierze coś z programu proponowanego pielgrzymom w Medziugorju?
– Myślę, że ogólny zarys dotychczasowego programu pozostanie, lecz niektóre propozycje mogą zostać zmienione, aby były realizowane lepiej. Z pewnością trzeba pozwolić pokierować się odwiecznej Mądrości, aby właściwie ocenić, co należy zachować, a co zmienić. W każdym razie jestem przekonany, że Kościół, który obserwował dziejące się tu wydarzenia przez długi okres ponad 31 lat, także w tej sprawie nie będzie działał zbyt pośpiesznie, lecz z roztropnością i mądrością. Główną wyczerpującą pracą i troską serca zakonników oraz przyjeżdżających księży są spowiedzi. W czasie Wielkiego Postu, szczególnie w Niedzielę Palmową, do konfesjonałów ustawiały się długie kolejki wiernych. Po prostu nie jest tak łatwo znaleźć więcej kapłanów, którzy mogliby nam pomóc, spowiadających w języku chorwackim, a tym trudniej posługujących w innych językach. Przykładowo, w Niedzielę Palmową przybyło tutaj wielu pielgrzymów z Włoch. Nie było żadnego kapłana z tego kraju oprócz naszych franciszkanów. To jest jedna z kwestii, które muszą zostać dopracowane.
– Jeżeli opinia międzynarodowej komisji byłaby pozytywna i Medziugorje stałoby się narodowym sanktuarium, mogliby ojcowie liczyć na wsparcie z Rzymu w postaci dodatkowych spowiedników?
– Chciałbym ukazać tę sprawę realnie, biorąc pod uwagę sytuację współczesnego Kościoła, w którym żadna diecezja ani rodzina zakonna nie narzekają na zbyt dużą ilość kapłanów. Mam świadomość, że trudno będzie o takie osoby, które będzie można tutaj przysłać. Franciszkanie z Medziugorja starali się o spowiedników, posługujących się językiem włoskim, którzy mogliby zamieszkać tu na stałe. Faktem jest, że wcześniej udawało im się zdobyć księży, którzy byli 2–3 miesiące, ale którzy później byli wzywani przez swoich przełożonych ze względu na potrzeby duszpasterskie w parafiach. Tak więc czynione są nieustannie wysiłki i prowadzone rozmowy, aby znaleźć najlepsze rozwiązania.
– Wiemy wszyscy, że w Watykanie i innych miejscach pielgrzymkowych są obecni kapłani, u których można się wyspowiadać. Podobną sytuację widzimy tutaj. Jakie jest ojca osobiste zdanie w kwestii tego problemu?
– Jeśli Rzym przysłałby spowiedników do Medziugorja, nie chciałbym, by byli to kapłani nie znający duchowości i orędzi z Medziugorja. Uważam, że taki kapłan powinien być obeznany z wydarzeniami i przesłaniem tego miejsca. Ponadto powinien być przygotowany na spotkania z osobami, które nie przystępowały do sakramentu pojednania 20-30 lat. Jest pewna specyfika takich spowiedzi, a zdarzają się one codziennie. Są to penitenci, którzy na nowo odkrywają osobistą relację z Bogiem albo pragną powrócić do korzeni wiary. Przy takich spowiedziach potrzeba wiele mądrości i cierpliwości. Poza tym wiemy, jak trudno jest znaleźć księdza, który byłby gotowy siedzieć w konfesjonale przez 7-10 godzin.
– Przy tej okazji chciałbym zapytać ojca o orędzie, które otrzymała Marija 25 grudnia 2012, w czasie którego po raz pierwszy od 31 lat Jezus coś powiedział. Jezus rozpoczął publiczne nauczanie, gdy miał 31 lat, a gdy miał 33 – został ukrzyżowany. Czy to orędzie było dla ojca źródłem przemyśleń i refleksji oraz czy widzi w nim ojciec jakąś symbolikę?
– Z pewnością orędzie to należy do znaczących wydarzeń. Jednakże trzeba zobaczyć cały okres 31 lat objawień, aby dostrzec wagę nie tylko objawień i ich treści, lecz dostrzec fakt, iż widzący otrzymywali pewne szczególne objawienia. Na przykład stan Matki Bożej – czy miała smutny czy radosny wyraz twarzy. Moim zdaniem już to jest pewnym przesłaniem samo w sobie. Albo rodzaj sukni, jaki na sobie miała, itd.
Wymienione istotne szczegóły przekazywały nam osoby widzące na równi z treścią orędzia. Niezwykłość tego, co wydarzyło się w święta Bożego Narodzenia, wydaje się bardzo mocna jako przesłanie dla nas, ponieważ po raz pierwszy Matka Boża nie powiedziała słowa, lecz głos zabrał Jezus i oznajmił to, co mówi nam Ewangelia. Jego słowa są tak naprawdę sednem Nowego Testamentu. Szczególnie List do Efezjan mówi o Jezusie: On jest naszym pokojem. A to właśnie słowa, które od Niego w orędziu otrzymaliśmy.
– Czy odczytuje ojciec głębsze znaczenie słów Jezusa: „Ja Jestem waszym pokojem, żyjcie według Moich przykazań”?
– Nie umiem jednoznacznie powiedzieć i też nie chciałbym za dużo analizować. Wszystko, co bym powiedział, byłoby jedynie moimi przypuszczeniami. Zawsze uznawałem za słuszne uważne słuchanie orędzi i trzymanie się wiernie całości przesłań. Gdy byłem członkiem pierwszych komisji, wielokrotnie próbowałem dowiedzieć się od osób widzących czegoś więcej o tym, jak oni widzą przyszłość, lecz byli bardzo konsekwentni i opowiadali tylko to, co widzieli i słyszeli. Tak więc nie spekulowali na temat przyszłości, lecz świadczyli jedynie o tym, co widzieli, słyszeli, czego doświadczyli.
O wszystkich innych przepowiedniach nigdy nie chcieli rozmawiać. Myślę, że w orędziach mamy wystarczająco dużo treści, którą powinniśmy się zająć. Inne sprawy zostawmy przyszłości, czas pokaże inne znaczenia orędzia z Bożego Narodzenia.
– Ojcze Ivanie, wrócił ojciec akurat z Citluk. Tam pomagał ojciec swoim współbraciom przy spowiedzi wielkanocnej, tak by jak najwięcej osób było przygotowanych duchowo na przeżywanie w pełni świąt Wielkanocy.
– Cały okres Wielkiego Postu przygotowuje nas chrześcijan na najważniejsze dla nas święto – Wielkanoc. Jako franciszkanie, posługujący w Medziugorju, mamy okazję widzieć, jak wiele znaczą słowa Matki Bożej dla pielgrzymów. Dostrzegamy, że wiele osób jest gotowych zmienić swoje życie. Coraz więcej osób zaczyna rozumieć iluzję „świecidełek”, którymi próbują omamić człowieka telewizja i inne media. Wielkanoc przynosi radosną nowinę o zwycięstwie Chrystusa nad śmiercią, a zatem jest to triumf życia nad cywilizacją śmierci. To pojęcie pochodzi od bł. Jana Pawła II i wyraża stan współczesnego świata, w którym śmierć wchodzi w każdą warstwę społeczną i sferę ludzkiego życia. W tym kontekście uważam, że Zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa jest wielkim znakiem nadziei, życia oraz zaproszeniem ludzi do uwolnienia się z sideł cywilizacji śmierci i wyjścia na spotkanie z Życiem.
– Na koniec mam jeszcze jedno pytanie o śp. o. Petara Vlasicia. Jak zapisał się on w ojca pamięci jako proboszcz tej parafii? Cicho i łagodnie kierował parafią i tak cicho też odszedł do Boga.
– O. Petar Vlasic był rzeczywiście człowiekiem cichym, prostym, skromnym. Przez wiele lat posługiwał w Medziugroju jako wikary, a następnie został proboszczem. Krótko po powołaniu go na ten urząd zachorował i jego stan coraz bardziej się pogarszał, a więc tym bardziej nie było mu łatwo sprawować tę funkcję.
Starał się dwukrotnie przed zarządem Prowincji o zwolnienie go z tej funkcji. Przedstawiał biskupowi konkretne rozwiązania sytuacji, lecz z jakichś powodów biskup nie chciał go zastąpić, tak więc nasz kochany ojciec musiał dźwigać ten krzyż do śmierci.
Pozostanie w pamięci zarówno naszej, jego współbraci zakonnych, jak i ludu bożego jako cichy i pełen pokoju serca kapłan, który działał w ramach swoich możliwości, na ile pozwalało mu zdrowie.
Przekład z niem. Alicja B. z: Gebetsaktion… 2/2013, str. 4-11.