Mirjana Dragicević: Modlitwa dodaje mi sił

Mirjana Dragicević-Soldo

Rozmowa z Mirjaną Dragicević-Soldo w Medziugorju

«MODLITWA DODAJE MI SIł…»

– Mirjano, byłaś pierwszą w szóstce widzących, dla której codzienne objawienia się zakończyły. Obecnie widzisz Matkę Bożą w każdym drugim dniu miesiąca, jak również raz w roku. Możesz nam powiedzieć, co czułaś, gdy się zakończyły codzienne objawienia?

– Ostatnie objawienie nastąpiło w Boże Narodzenie 1982 roku. Wtedy przebywałam w Sarajewie. W porze objawienia byłam sama w domu. Kiedy w tym dniu Matka Boża oznajmiła mi kres codziennych objawień, po prostu nie potrafiłam tego zaakceptować. Myślałam, że coś takiego nie może się zdarzyć. Pocieszałam sama siebie, że to niemożliwe, że przerwa w objawieniach będzie krótka.
W tym dniu Bożego Narodzenia 1982 roku Gospa pozdrowiła mnie, oznajmiając równocześnie, iż jest to ostatnie z codziennych objawień i że od tej pory nastąpią tylko raz w roku, a mianowicie w dniu 18 marca (na zdjęciu: Mirjana w czasie objawienia 18 marca 2000 roku), aż do końca mego życia. Powiedziała również, że dodatkowo będę doznawać nadzwyczajnych objawień. Kiedy odeszła, nadal nie potrafiłam tego przyjąć. Następnego dnia, w godzinie dotychczasowych objawień uklękłam, modliłam się i czekałam. To powtarzało się przez siedem dni. To było dla mnie bolesne oczekiwanie. Pragnęłam umrzeć, ponieważ myślałam, że kiedy umrę, będę przy Niej. Sądziłam, że nie będę mogła żyć bez Niej. Takie rozważania rodziły się w moim sercu. Jednak poprzez wzmożone modlitwy Bóg pozwolił mi zrozumieć, że taka jest Jego wola i ostatecznie ją przyjęłam.

– Kiedy rozpoczęły się objawienia w każdym, drugim dniu miesiąca? Czy możesz opisać nam różnice pomiędzy objawieniami raz do roku, w dniu 18 marca, a tymi w drugim dniu każdego miesiąca?

– Objawienia w drugim dniu miesiąca rozpoczęły się 2 sierpnia 1987 roku. W czasie tych objawień modlimy się wspólnie za niewierzących. Matka Boża jednak nigdy nie używa słowa „niewierzący”, zawsze mówi „o tych, którzy nie doświadczyli jeszcze Bożej miłości”. Jedynie rzadko przekazuje wówczas szczególne orędzia. Zdarza się to podczas objawień w dniu 18 marca. Wtedy nie tylko przekazuje orędzie, lecz wspólnie ze mną omawia jego treść. Udziela również odpowiedzi na moje pytania.
Objawienia w każdym drugim dniu miesiąca nazwałabym bolesnymi spotkaniami, gdyż niemal zawsze Gospa jest smutna, często można dostrzec w Jej oczach łzy. Wierzę, iż pragnie w ten sposób przekonać, jak ważną rzeczą jest w tych czasach ostatecznych rozstrzygnięć – jak je nazywa – modlić się za naszych braci i siostry, którzy nie mieli jeszcze szczęścia, jak my, doznać Bożej miłości.

– Zastanawiałaś się w tych minionych latach, czy liczby: dwójka i osiemnaście mają jakieś szczególne znaczenie?

– Znaczenie tych dwóch liczb ludzie zrozumieją dopiero później. Początkowo, nie zastanawiając się dogłębnie, sądziłam, iż 18 marca posiada związek z datą moich urodzin, ale to czysty przypadek. Często nawet żartuję, mówiąc: Matka Boża jeszcze nigdy nie złożyła mi życzeń urodzinowych, nigdy nawet o moich urodzinach nie wspomniała.
Pewnego dnia ludzie jednak zrozumieją, dlaczego właśnie tę datę wybrała do rocznych objawień. Dziś nie mogę jeszcze o tym mówić.

– Przy każdym objawieniu można dostrzec na twojej twarzy wielką radość, równocześnie pojawiają się jednak w twoich oczach łzy, płaczesz… Czy te zmiany nastroju mają jakiś związek z twoim charakterem?

– Powiedziałabym, że chodzi tu jeszcze o coś innego. Kiedy Matka Boża płacze, jest smutna, bardzo to odczuwam. W momentach objawienia nie zdaję sobie zupełnie sprawy z tego, że płaczę, później dopiero spostrzegam, że po mojej twarzy spływają strumienie łez. Zapewne ma to również jakiś związek z moim usposobieniem. Inni z widzących potrafią bez trudności zaraz po objawieniu wstać i każdemu przekazywać treść otrzymanego orędzia. Ja tego nie potrafię. Muszę wtedy wrócić do swojego pokoju i przez godzinę lub dwie pogrążam się na modlitwie. Tylko dzięki tej modlitwie zyskuję siłę, pozwalającą mówić do ludzi, a także uświadomić sobie, że Gospa odeszła, a ja muszę nadal pozostać na ziemi. Nawet jeszcze po tylu latach jest to dla mnie bolesne przeżycie, kiedy Ona odchodzi. Muszę wówczas samotnie pozostawać z moim bólem i modlę się. W modlitwie Bóg obdarza mnie siłą, pozwalającą mi dalej żyć.
Mam dwie córki i jak każda matka, oddałabym za nie życie. Kiedy jednak jestem z Gospą, jakby dla mnie nie istniały. Jedynym moim życzeniem jest, żeby zabrała mnie z Sobą. Kiedy odchodzi, a ja jestem w pełni świadoma, iż zostaję, doznaję tak wielkiego bólu, że nie chcę aby ktokolwiek to zobaczył. Zawsze proszę wówczas Boga, aby pomógł mi zrozumieć, że tak musi być.

– Wiemy od innych widzących, że ich spotkania z Gospą są podobne, a jednak w ich relacjach można dostrzec pewne różnice. Czy możesz nam powiedzieć, jak ty przeżywasz ukazanie się Maryi?

– Nie zawsze jest tak samo. Każde zbliżające się przyjście Gospy wyraźnie odczuwam. Przygotowuję się do tego poprzez modlitwę. W drugim dniu miesiąca modlitwę rozpoczynam już w poprzedzającą noc i trwa ona do momentu objawienia. Przed Jej nadejściem ogarnia mnie wielka miłość, wręcz przygniatająca. Wiem wówczas, że nadchodzi ta chwila. Zapowiadające to zewnętrzne znaki, czy to słońce czy trzykrotne błyski światła, różnią się i nie jest to dla mnie tak ważne, jak wspomniana wszechogarniająca miłość.

– Co czujecie, kiedy mówi się lub pisze o was coś, co jest niezgodne z prawdą?

– Początkowo sprawiało nam to ból, myślałam wówczas: dlaczego mówi się o nas rzeczy nieprawdziwych, komu to potrzebne? Dopiero później zrozumiałam, że widocznie tak musi być, że musimy cierpliwie znosić krzywdy wyrządzane nam różnymi kłamstwami. Przyjmuję to wszystko z miłością, modlę się za ludzi, którzy rozpowszechniają kłamstwa o nas.

– W pierwszych latach objawień doznawaliście wiele prześladowań ze strony komunistów i policji. Czy ogarniał cię wówczas strach o los własny i rodziny?

– Byłam jedyną z widzących, mieszkającą poza Medziugorjem, w Sarajewie, w dzielnicy zamieszkałej przez ludzi różnych narodowości, różnych religii. Dla mnie, jako widzącej, nie było łatwe przebywać i żyć wśród nich. Tu w Medziugorju było inaczej: tu ludzie odprowadzali nas na policyjne przesłuchania, gdzie nas wypytywano. W Medziugorju nie odczuwałam szczególnego strachu, w Sarajewie zaś byłam sama. Przez kilka lat nie dawano mi spokoju. Nie obawiałam się jednak o siebie, bo rozmyślając uświadamiałam sobie, iż i tak czeka mnie śmierć. Byłam przekonana i przygotowana, że z któregoś kolejnego przesłuchania po prostu nie wrócę. Podporządkowałam się w tym woli Boga. Każdego ranka prowadzono mnie do sarajewskiego Sądu.
Obawiałam się jedynie o los rodziców i brata. Zawsze ich prosiłam, żeby milczeli, zapewniałam też, że nie muszą się obawiać, że przesłuchania to tylko zwykłe rozmowy, które wkrótce się zakończą i będę mogła wrócić do domu. Dla mnie jednak nie było łatwym być przesłuchiwaną przez cały dzień przez komunistów.
W moim sercu pojawiła się w końcu pewność, że Matka Boża pragnie, abym wytrwała, a jeśli oni mnie ostatecznie uśmiercą, pójdę do Gospy. Modliłam się, by policja oszczędziła rodziców i brata, bo był jeszcze małym dzieckiem, miał siedem lat. Oczywiście i on musiał wszystko przeżywać, co mnie spotykało. Przez wiele lat nie mógł sam spać w pokoju, obawiając się nadejścia policji. Włosy ojca posiwiały, nieustannie musiał być świadkiem, jak wyprowadzają jego jedyną córkę i nie wiedział, czy mnie jeszcze zobaczy. To wszystko było trudne, lecz jestem przekonana, iż to właśnie Gospa obdarzała nas siłą, byśmy wytrwali i przeżyli. Rodzice stale pouczali mnie: „Mów po prostu prawdę! Nie obawiaj się! Bóg jest z nami”. Tak się stało.

– Pytanie dotyczące tajemnic. Jesteś pierwszą, której Gospa powierzyła wszystkie 10 tajemnic. Czy możesz nam coś powiedzieć o systematyce tych tajemnic?

– Gospa od pierwszych dni rozpoczęła przekazywanie mi tajemnic. Na przyjęcie każdej przygotowywała mnie i kiedy spostrzegła, że jestem gotowa ją przyjąć, mówiła o niej. W tajemnicach widziałam wolę Boga. Gospa wyjaśniła mi również, że nie należy w nich niczego zmieniać, muszą pozostać takimi, jakimi są i musimy modlić się za ludzi. Jednak ludzie z ciekawości stale mnie o te tajemnice pytają.
Odpowiadam im, co mówi Gospa: nie powinniśmy o tajemnicach mówić, lecz modlić się, kto bowiem przyjmie Ją jak Matkę i Boga jak Ojca, nie musi się niczego obawiać. Któż bowiem może wiedzieć, czy jutro znajdzie się jeszcze wśród żywych. Gospa powiada, że w każdej sekundzie winniśmy być przygotowani, gdy On nas przywoła. Nie mają znaczenia rozważania o tym, co będzie w przyszłości. Spełni się wola Boga. Musiałam wybrać kapłana, któremu powierzę tajemnice w chwili przez Gospę wyznaczonej.
Jest nim Ojciec Petar Ljubcić, franciszkanin, którego poznałam na początku objawień. Wykazywał wiele troski o ludzi, znajdujących się w sytuacjach krytycznych, ludzi biednych. Właśnie dzięki temu poznaliśmy się i dobrze się rozumiemy. Poprosiłam go, by w swoim czasie ogłosił i upowszechnił tajemnice i on to zrozumiał. Nie ma przy tym wyboru, czy może o nich powiedzieć czy nie: musi to uczynić, w dziesiątym dniu, kiedy zostaną mu przeze mnie przekazane, winien przekazać je wszystkim ludziom. To wszystko, co mogę o tym powiedzieć, reszta pozostaje tajemnicą.

– Spostrzegłem, że Matka Boża ilekroć objawia się tobie jest smutna, ty również. Widząca Marija opowiadała nam jednak, że Gospa czasem się uśmiecha, a nawet żartuje. Czy i ty kiedyś tego doświadczyłaś?

– Powiedziałam już, że Matka Boża w drugim dniu miesiąca najczęściej bywa bardzo smutna, czasem też płacze. W dniu 18 marca i wówczas, kiedy objawienia bywały codzienne, widywałam Ją również radosną.
Przypomnę wesołe zdarzenie, związane z Jakovem, choć jest ono może znane.
Kiedy pewnego razu zabrano nas na przesłuchanie, w domu pozostała tylko Vicka i Jakov. Wówczas objawiła się im Gospa i powiedziała, że teraz zabierze ich ze Sobą. Sądzili, że muszą umrzeć. Jakov miał wtedy dopiero 10 lat i powiedział: „Kochana Gospo, zabierz Vickę, ona ma jeszcze siedmioro rodzeństwa, a ja jestem jedynakiem”. Wtedy Gospa serdecznie się roześmiała mówiąc: „Pragnę wam tylko coś pokazać”. Wtedy zobaczyli niebo.
Zdarzały się więc również radosne spotkania z Gospą. Niestety moje spotkania w ostatnim czasie bywały tylko smutne.

– Możesz nam opowiedzieć, na których kontynentach już byłaś i dlaczego jako widząca mówisz o Gospie w innych krajach?

– Przemawiać do ludzi i przekazywać im orędzie to zadanie niezwykle odpowiedzialne, dlatego starannie się do tego przygotowuję. Proszę Gospę o pomoc, aby móc to zadanie godnie wypełniać, godnie przekazywać orędzia, tak by ludzie je w pełni zrozumieli.
Modlę się o pomoc w znalezieniu właściwych słów do przekazania tego, czego Gospa sobie życzy. Jest po prostu moim szczerym życzeniem, żeby wszyscy ludzie odczuli Jej matczyną miłość i to, że stale przebywa wśród nas. Dlatego po tylu latach miewam chwile niepewności, czy dobrze to zadanie spełniam.
Czy potrafiłabym wszystkiemu sprostać? Jedynie dzięki modlitwie otrzymuję siłę do mojej misji. Zdarza się czasem, że wyraźnie odczuwam, iż to nie ja przemawiam. Przypomnę taką sytuację: Nie znam za dobrze języka angielskiego, ale podczas pewnej prelekcji w Ameryce, z moich ust wydobywały się słowa, jakbym to nie ja je wypowiadała. Wszystko powiedziałam po angielsku, bez zająknięcia.
Z kolei we Włoszech pewien ksiądz powiedział mi, że jest zaskoczony moim bogactwem wyrażeń, których używają jedynie teolodzy. Modlę się dużo o pomoc Gospy w mówieniu ludziom o Jej bezgranicznej miłości.
Nie byłam jeszcze na wszystkich kontynentach, mam rodzinę i muszę się starać, aby jej nie zaniedbać, lecz umiejętnie połączyć spełnianie tych różnych obowiązków. We Włoszech dawałam świadectwo. Z nieżyjącym już Ojcem Slavko odbyliśmy podróż na Mauritius i wyspę Reunion na Oceanie Indyjskim, kilkakrotnie byłam w Stanach Zjednoczonych.

– Czy trudna jest dla ciebie świadomość, że tak wielu ludzi nie wierzy w Boga?

– Jest to bardzo trudne, zarówno ze względu na ludzi jak i na Matkę Bożą. Wiem bowiem, że Ona jako Matka kocha ich i płacze, kiedy się za nich modli. Ludzie natomiast nie zdają sobie sprawy, jak wiele tracą, bo nie wiedzą, co to oznacza, kiedy Bóg, Matka Boża, Jezus nie zajmują w ich sercach pierwszego miejsca.
Można posiadać w życiu wszystkie rzeczy materialne, za którymi ugania się tak wielu. Kiedy jednak brakuje Boga, Gospy i Wiary, niczego nie posiadamy, nie ma również prawdziwego pokoju, człowiek jest nieszczęśliwy. Dlatego tak bardzo mi ich żal, ponieważ jest moim gorącym pragnieniem, żeby ten pokój osiągnęli, żeby zrozumieli, co w życiu ważne, co czyni człowieka szczęśliwym.

Dziękujemy za rozmowę!

Medjugorje Gebetsaktion nr 61 (2/2001), str. 14-21. Przekład z niem.: Bogusław Bromboszcz