W MEDZIUGORJU ŁZAMI MODLIŁAM SIĘ O POKÓJ
Nazywam się Mona Kanakri i pochodzę z Damaszku. Udało mi się uciec z piekła wojny w Syrii. Pochodzę z rodziny greckokatolickiej. Od mojej mamy nauczyłam się, że powinnam pomagać Kościołowi. Od 8 roku życia należę do Legionu Maryi. Przez całe swoje życie powierzałam się opiece i prowadzeniu Matki Bożej. W Damaszku wielokrotnie odwiedzałam więzienia, aby modlić się z osadzonymi tam ludźmi.
– Jak wyglądało Twoje codzienne życie w Syrii przed wybuchem wojny? Czy miałaś problemy z powodu wyznawanej wiary?
– Często odwiedzałam siostry zakonne, aby pomagać im w kościele. Przychodziłam do chorych w szpitalach, do domów dziecka i opieki nad starszymi osobami. Szłam tam, gdzie widziałam, że potrzebna była pomoc. Mieszkając w Damaszku nigdy nie doświadczyłam przykrości z powodu wyznawanej wiary. Nie przypuszczałam, że kiedykolwiek będę musiała uciekać z ojczyzny, chcąc pozostać wierną Chrystusowi. Cieszyliśmy się wolnością religijną bez ograniczeń, gwarantowało ją państwo. Podczas procesji mogliśmy liczyć na ochronę ze strony władz, a więc przestrzeń publicznego wyznawania wiary była również dla nas otwarta. Byliśmy zadowoleni z naszego rządu. Także relacje z muzułmanami były w porządku, wzajemnie szanowaliśmy się jako sąsiedzi. Odwiedzaliśmy się nawzajem. Życie przed wojną toczyło się normalnie.
– Co się zmieniło?
– Nigdy nie myślałam o tym, że pewnego dnia będziemy musieli uciekać. Zaczęłam bardzo się bać, nie muzułmanów z miasta, lecz tych „ze wsi”. Tak ich nazywaliśmy, ponieważ przychodzili ze wsi, bombardowali miasto i najchętniej widzieliby nas martwymi. Ofiarami tej wojny są chrześcijanie, którzy ginęli od bomb lub byli porywani. Baliśmy się utraty życia swojego i naszych bliskich, dlatego przyjechaliśmy do Austrii całą rodziną.
– Jakie było Wasze życie jako chrześcijan w Syrii?
– Przed wojną żyło nam się w Syrii rewelacyjnie. Chrześcijanie z Syrii są silniejsi w wierze niż ci w Austrii. W Syrii stanowimy 20 procent społeczeństwa, teraz już tylko 10%. Jestem bardzo wdzięczna społeczności austriackiej, przez którą zostałam przyjęta i mogę żyć, jednak sercem kocham Syrię, która jest moją ojczyzną.
– Od dziecka bliska Ci była duchowość maryjna. W tym roku wybrałaś się po raz pierwszy do Medziugorja, aby świętować początek Wielkiego Tygodnia, Niedzielę Palmową. Z jakim doświadczeniem wróciłaś z tego miejsca?
– Grupa, z którą pielgrzymowałam do Medziugorja była po prostu wspaniała. Wszyscy byli bardzo życzliwi i pomocni. Czułam się jak w wielkiej rodzinie. Już w Syrii słyszałam o Medziugorju i od lat było moim marzeniem, by się tam udać. Wielu Syryjczyków odwiedziło to miejsce. Jest ono słynne w Damaszku. Dla mnie osobiście było to doświadczenie głębszej modlitwy i skupienia, odczuwania bliskości Matki Bożej. Wspólnota przyczyniła się bardzo do tego, żebym czuła się tu jak w domu. Miałam wrażenie, że jestem w niebie. W końcu spełniło się moje marzenie, by tu przybyć.
– Matka Boża objawia się w Medziugorju jako Królowa Pokoju. Wojna była także tutaj przed 20 laty. A teraz wojna trwa w waszym kraju…
– Płakałam, gdy modliłam się w kościele przez wstawiennictwo Matki Bożej. Bardzo dużo modliłam się za Syrię, za moją rodzinę, która tam została. Łzami modliłam się o pokój nie tylko w moim kraju, ale na całym świecie. W Medziugorju zobaczyłam ludzi żyjących w pokoju i to doświadczenie również bardzo mnie poruszyło. Spotykałam ludzi, którzy tak wiele dobra czynią z miłości. To święte miejsce. Ludzie modlący się całym sercem byli dla mnie świadectwem i pocieszeniem. Widziałam w nich pragnienie Jezusa i Maryi. Byłam zafascynowana, widząc mnóstwo ludzi, przystępujących do sakramentu pojednania. Nie są to turyści, lecz pielgrzymi, którzy przyjeżdżają ze względów religijnych.
Przekład z niem.: A.B., Vox Domini 3/2016, str. 13