Świadectwo Sabiny Offermanns z Niemiec
PAN JEST MOIM PASTERZEM
„Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę, bo Ty jesteś ze mną. Twój kij i Twoja laska są tym, co mnie pociesza.” (Ps 23,4)
OD DZIECIŃSTWA MIŁOŚĆ MARYI BYŁA DLA MNIE WAŻNA
W roku 1990 w uroczystość Zesłania Ducha Świętego po raz pierwszy udałam się do Medziugorja. Już w pierwszej chwili po opuszczeniu autokaru, gdy stanęłam przy kościele św. Jakuba, uderzyła mnie świętość tego miejsca. W kolejne dni Bóg pokazywał mi, jak bardzo mnie kocha. Moc Jego miłości i bliskości była bardzo intensywna.
Mam na imię Sabina. Od 6 roku życia choruję na przewlekłą niewydolność nerek. Skutkowało to wieloma okresami dializ i transplantacjami. Zaczęłam dializy mając 12 lat. Pierwszą transplantację przeprowadzono w lutym 1984 r., gdy miałam lat 17. Organ do przeszczepu, który otrzymałam od ofiary wypadku funkcjonował 18 lat.
Drugą nerkę przeszczepiono mi w roku 2001, gdy skończyłam 35 lat. Podarowała mi ją moja mama. Organ pracował przez 7 lat. Nerka miała wirusa CM, który występuje powszechnie wśród ludzi i jest łatwo przenoszony. Dla ludzi ze zdrową odpornością jest zupełnie niegroźny. Natomiast dla osób po przeszczepie staje jest niebezpieczny, ponieważ rozprzestrzenia się szybko w organizmie, którego system odpornościowy opiera się na środkach farmakologicznych. Gdy nie zostanie w porę rozpoznany, może stanowić zagrożenie zdrowia i życia. Tak było właśnie w moim przypadku. Mój organizm powoli odrzucał zainfekowaną nerkę.
Nawet w przybliżeniu nie jestem w stanie opisać cierpienia, jakie mi towarzyszyło przez te siedem lat. Choroba oczywiście oddziaływała mocno na moje życie zawodowe, prywatne oraz stan finansów.
W tym stanie ponownie wybrałam się na pielgrzymkę do Matki Bożej w Medziugorje. Był rok 2008. Tym razem przyjechałam się pożegnać z tym miejscem i przygotować się na ostatnią podróż – do nieba. W tym czasie jedyną formą leczenia mogły być liczne dializy. Odmówiłam. Po tylu latach zabiegów i operacji nie miałam już sił na kolejną dawkę bólu i zmartwień. Miałam wrażenie, że żyję w ciągle powracającej nużącej walce z lekarzami i opieką medyczną. Powiedziałam „nie!”.
BYŁAM ZMĘCZONA, ZDENERWOWANA I ZUPEŁNIE WYCIEŃCZONA …
Chciałam już być z Jezusem, cieszyłam się na bliskie spotkanie z Nim. Nie czułam zupełnie strachu przed śmiercią. Bardziej obawiałam się niewiadomej, jaką jest samo umieranie i cierpienie z tym związane. Patrząc z drugiej strony, do cierpienia byłam już niemal przyzwyczajona. Pragnęłam być już w niebie, w którym Bóg obiecał mi mieszkanie. Czułam także, że nie nadszedł czas, by przeprowadzić się do upragnionego domu w niebie, ponieważ Jezus ma jeszcze plany względem mojego życia na ziemi. Przed laty Matka Jezusa podczas wieczornej modlitwy powiedziała mi: „Potrzebuję cię”.
OCZYWIŚCIE SAKRAMENT POJEDNANIA
Zdarzyło się pewnego razu, że zobaczyłam kapłana, który siedział na ławeczce przed kościołem i mógł mnie wyspowiadać. Był to ojciec Peter Kremer. Wówczas nie miałam świadomości, że Pan Bóg obdarzył go specjalną łaską. Opowiedziałam mu o tym, że zrezygnowałam z leczenia i niedługo umrę. On bez wahania odparł: „Ale Jezus tego nie chce! On ma już plan dla ciebie. Otrzymasz nerkę, której potrzebujesz.” W tamtej chwili nie byłam zadowolona z tego, co usłyszałam, wręcz przeciwnie. Osoba z zewnątrz nie wie, jak potrafi udręczyć cykl niekończących się dializ i transplantacji. Ale mając za sobą 30 lat leczenia, zbyt dobrze zdawałam sobie sprawę, co oznaczają jego słowa. Wszystko przecież ofiarowałam i zawierzyłam Jezusowi. Czy to możliwe, że żąda ode mnie powrotu do niechcianego leczenia?
Czułam się fatalnie już nie tylko fizycznie, lecz także na poziomie ducha odczuwałam rozdarcie i walkę. Aby skrócić ten stan ze względu na miłość do Jezusa i pragnienie, by działa się Jego wola w moim życiu, kilka miesięcy później poddałam się kolejnym dializom. W tym czasie nie otrzymałam obiecanej nerki. Była to największa ofiara, której mógł życzyć sobie ode mnie Jezus. Ponowne dializy były dla mnie koszmarem i napełniały mnie strachem. Ale Jezus zatroszczył się o mnie, obdarzając mnie pokojem serca i otaczając ludźmi, którzy mnie wspierali. Po okresie przyuczenia i ćwiczeń byłam w stanie samodzielnie wykonać dializę. Dzięki temu byłam bardziej niezależna i miałam poczucie większej wolności. W tym czasie moja kuzynka poznała pewną osobę, pielgrzymującą do Medziugorja. Po tym, jak usłyszała moją historię, miała głębokie przekonanie, że musi mi pomóc, oddając swoją nerkę. Pomimo moich wątpliwości i ogromnego ryzyka, jakie musiała podjąć, stawiłyśmy się obie w klinice uniwersyteckiej w Essen. Przeszłyśmy szereg badań i testów. Zostało jedynie kilka formalności i miało dojść do operacji.
Niespodziewanie – krótko przed transplantacją – okazało się, że nerka była zainfekowana wirusem CM. Musiałam zrezygnować, ponieważ warunki do kolejnego przeszczepu uznałam za niewystarczające. Miałam nadzieję, że Jezus wybaczy mi odmowę. Ojciec Kremer uspokajał mnie, a w sercu dźwięczały mi słowa: „Jezus ma nerkę dla ciebie.” Marzyłam o nerce, której parametry dawcy byłyby całkowicie zgodne z moim organizmem tak, by przeszczep się przyjął i by nerka mogła jak najdłużej służyć. Taka sytuacja porównywalna jest do trafienia szóstki w lotto. Zatem szanse są niewielkie.
Na przekór wszystkiemu towarzyszyło mi przekonanie, że jeśli mam poddać się transplantacji po raz trzeci, musi być to najlepsza nerka.
Obiecałam Jezusowi: „Jeśli znajdziesz dla mnie taką nerkę, wtedy poddam się trzeciej transplantacji, chociaż nie chcę, ale widzę w tym Twoją wolę”. Wszyscy lekarze uśmiechali się z niedowierzaniem, słysząc mój warunek. Uważali, że mówiąc tak, w gruncie rzeczy nie chcę przeszczepu.
PEWNEGO POŁUDNIA W PIĄTEK O 12 ZADZWONIŁ TELEFON Z KLINIKI
„Mamy nerkę dla pani.” – usłyszałam w słuchawce. Zaniemówiłam. „Czy pani mnie słyszy? Jest tam pani?”. Ocknęłam się: „Tak, jestem, jestem. Co to za nerka?”. „Nie mogę przekazywać tych informacji” – odpowiedziała sekretarka, lecz po chwili zorientowała się, że odmówię, jeśli się nie dowiem. Więc dopowiedziała: „To nerka całkowicie zgodna z parametrami pani organizmu.”
We wrześniu 2014 r. miałam dwa przeszczepy. Jezus postarał się o najlepsze nerki, jakie kiedykolwiek miałam. Całkowita zgodność między organizmem dawcy i biorcy, bez wirusa CM. Nigdy nie miałam tak dobrych wyników krwi.
Pan Bóg zapewnił mi także najlepszą opiekę medyczną, ponieważ opiekował się mną wyrozumiały i serdeczny personel. Jestem im niezmiernie wdzięczna i po raz pierwszy nie boję się, że organizm odrzuci przeszczep. Oczywiście nie jestem w pełni zdrowa. Nadal ból potrafi być silny i muszę uważać, by nie złapać infekcji. Jednak obecny stan jest nieporównywalnie lepszy, a więc cieszę się każdym dniem.
Teraz, gdy piszę moje świadectwo i ponownie wracam do tych wydarzeń, myślę sobie: „Wielkie rzeczy uczynił mi Wszechmocny.” Utrzymuję kontakt z kobietą, od której miałam otrzymać nerkę, ale musiałam odmówić. Stała się moją serdeczną przyjaciółką. Cieszę się, że zachowała obie nerki i ma się dobrze.
Moje mieszkanie w niebie musi jeszcze poczekać…
Przekład z niem.: s. Alicja B. Tekst pochodzi z austriackiego kwartalnika Medjugorje. Gebetsaktion… 1/2015, Vox Domini nr 1/2015, str. 23-24.