O. T. Pervan – Modlitwa czyli nauka życia

MODLITWA, CZYLI NAUKA ŻYCIA

Gdy wejdziemy do jakiejkolwiek katolickiej księgarni, znajdziemy szeroką ofertę i duży asortyment poradników oraz książek do modlitwy, medytacji, pięknie wydane, okazałe, poetyckie, głębokie duchowo, katolickie i niekatolickie. Na czym więc dzisiaj polega indywidualna, samodzielna modlitwa? Jaką ma formę?

W Medziugorju można zobaczyć wielu ludzi, ale każdy modli się w charakterystyczny dla siebie sposób. Każdy przeżywa swój krzyż. Każdy próbuje wyrazić swoje przeżycia. Ludzie pielgrzymują pieszo, przynosząc swoje cierpienia, biedę, całe swoje życie, radości i smutki. Wszystko to jest wołaniem z głębi serca: „Z głębokości wołam do Ciebie Panie! Panie usłysz mój głos!” Wielkie i tak ważne dla życia De profundis (łac.: z głębokości)!
Popatrzymy tylko na fotografie z Medziugorja: bose stopy, odciski na popękanych piętach, czarnych od asfaltu. Żaden z pielgrzymów nie podjął tej drogi lekkomyślnie. Każdy z nich podejmuje próbę zmiany swojego cierpienia w modlitwę. Także ci, którzy żyją daleko od Boga, konfrontują się z sytuacjami, w których tylko Bóg może im pomóc. Wtedy nie pomagają żadne ładne formułki, ale jedynie wołanie o pomoc: „Mój Boże, dlaczego mnie opuściłeś? Dlaczego nie słyszysz mojej modlitwy?”
Ludzie przychodzą tu, przedstawiając swoje pragnienia i potrzeby. Błagają o ratunek. Często przeżywają wątpliwości, czy Bóg w ogóle ich słucha. Dopiero tutaj przekonują się poprzez modlitwę, że Bóg jest rzeczywistością życia.
Z drugiej strony: Bóg nie przyszedł do nas w sterylnych rękawiczkach, żeby przeprowadzić na ludziach albo świecie jakąś operację. On przychodzi do nas drogą Wcielenia i chce dotykać w naszych sercach miejsc najbardziej nędznych i poranionych. On poświęcił się walce z każdą chorobą i biedą, On stawił czoło śmierci i ją pokonał. Taki jest nasz Bóg w Chrystusie Jezusie.
Czasem trudno uwierzyć i pojąć tę prawdę. Jezus uczestniczył w naszej biedzie przez przyjęcie ludzkiej postaci. On jest obliczem Boga pośród nas. Jezus nie jest tym, co sobie o Nim wyobrażamy: religijnym geniuszem, założycielem chrześcijaństwa, nadzwyczajną osobowością, niepowtarzalnym zjawiskiem, osobą, którą mamy podziwiać. Te wszystkie cechy odnoszą się także do Niego. Ale po pierwsze jest Osobą, która zaprosiła nas, abyśmy kroczyli Jej śladami, abyśmy tak jak On żyli w osobistej, pogłębiającej się relacji z Bogiem oraz kroczyli przez świat zachwyceni Bożym Królestwem, abyśmy zostawili wszystko za sobą.
Jezus Chrystus powiedział każdemu, że ma wziąć swój krzyż i iść za Nim, jeśli chce do Niego należeć. Właśnie o to chodzi: upodabniać się do Niego w każdej chwili życia. On nie wymaga od nas żadnych cech geniusza, ale decyzji odnoszącej się do życia. To nie kwestia zdolności, ale woli.
Wielu ludzi odczuwa jakby niesprawiedliwość Boga, stawiając na przykład takie pytania: „Dlaczego ja? Dlaczego to właśnie mi się przytrafiło? Dlaczego dotyka mnie to cierpienie, bieda, choroba?”. Codziennie stawiamy Bogu tysiące pytań. Niektórzy myślą, że życie prowadzi z nimi grę, że od dziecka po­dążają za jakimś losem, ale sami nie widzą, po co i dlaczego.
Jezus uczy nas wciąż od nowa, że powinniśmy zbliżać się do Boga z sercem pełnym otwartości i ufności. On sam żyje w pełni ufności i wlewa nadzieję w serca Swoich dzieci. Nie powinniśmy nigdy przestawać wierzyć i ufać. Nie ustawajmy w połowie drogi, nie bądźmy letni. Nie ustawajmy w błaganiu Boga o łaskę, w oczekiwaniu od Niego wszystkiego, czego potrzebujemy do życia. Jezus wyraźnie mówi nam: „Przecież Ojciec wasz niebieski wie, że tego wszystkiego potrzebujecie. Szukajcie najpierw królestwa Bożego i jego sprawiedliwości, a wszystko inne będzie wam dodane.” (Mt 6,32-33)
Na kartach Ewangelii uwieczniona została wdowa, która szukała obrony swoich praw u niesprawiedliwego i bezbożnego sędziego. Jezus pozostawił nam pomnik nie z marmuru ani kamienia, ale ze słów, które pochodziły z serca. Aż do skończenia świata, jak długo dobra nowina będzie rozgłaszana po świecie, będzie się powtarzało historię owej biednej wdowy, która nie dała się zbić z tropu i nie zwątpiła w sprawiedliwe rozwiązanie swej sprawy. Co by się stało, gdyby zrezygnowała po pierwszej nieudanej próbie prośby o pomoc? Albo po kilku próbach? Lecz ona wytrwale, natrętnie prosiła, dniem i nocą. To stało się częścią jej życia.
Spróbujmy odnieść to do naszej sytuacji. Jezus chciałby, aby nasza modlitwa była też tak wytrwała, aby stała się naszym stylem życia, abyś­my codziennie ją praktykowali, z nią wstawali i kładli się spać. Nic nie jest zbyt mało znaczące, żebyśmy nie za­wierzali tego Bogu. Nic nie jest zbyt wielkie, abyśmy nie mogli Go o to prosić. Powinniśmy we wszelkich sprawach zwracać się do Boga: codzienne troski, myśli, trudne chwile życia, rodzina, dzieci, nałogi, grzechy. Jezus pragnie od nas zdecydowania i wytrwałości. Zaprasza nas, abyśmy wtulili się w ramiona kochającego Ojca, byśmy wylewali przed Nim nasze serca. Nabierzcie odwagi i zachęcajcie się wzajemnie!
Jezus nie obiecuje nam przyszłości usłanej różami, unoszenia się na spokojnych wodach oceanów tego świata. Wszystko, co nowe, rodzi się w bólu, cierpieniu, krwi i łzach. Jezus niczego nie tuszuje ani nie upiększa. Na tych, którzy Go naśladują, czekają prześladowania, obelgi, przesłuchania, męczeństwo. Szatan nie daje za wygraną. Walka rozpoczęła się w rzeczywistości od chwili, gdy Jezus zaczął publicznie nauczać, i będzie trwała do końca świata. „Kto wytrwa mężnie do końca?”, pytali uczniowie, i my także stawiamy sobie to pytanie. Jezus obdarza nasze serca ufnością i nadzieją: Nie bójcie się. Wy jesteście ludem wybranym przez Boga. Nie wątpcie w Bożą Opatrzność.
Jezus nie chce, żebyśmy byli prze­ciętni. On chce, abyśmy zdali się na Niego we wszystkim i Jemu się ofiarowali, aby mógł nas uświęcać. Bóg pragnie prowadzić nas do doskonałości, wciąż nas stwarzać, a nie pozostawiać letnimi. Nie pochodzi od Niego postawa, według której jesteśmy odrobinę dla Boga, a odrobinę służymy komuś innemu. Trochę chodzić do Kościoła, ale więcej czasu poświęcać na rozrywkę, dyskotekę, pub. Albo jesteśmy żywi albo martwi. Albo jesteśmy wierzący albo nie. Albo jesteśmy ludźmi modlitwy albo nie. Radykalizm Jezusa jest w swej istocie uzdrawiający, zbawienny, terapeutyczny, ratujący i uwalniający. On chce nas zbawiać i czynić świętymi. A radykalna droga prowadzi do zbawienia i staje się drogą przyszłości (por. Ap 3,15).
W ciągu roku mamy dwa miesiące, kiedy częściej we wspólnocie odmawiamy modlitwę różańcową. Zbędnym wydaje się powtarzać, jakie owoce zdołano już w historii wymodlić i wyprosić przez tę modlitwę, jakie fakty zmieniły bieg historii, a zaistniały dzięki tej modlitwie. Najbardziej widoczny przykład stanowi bitwa pod Lepanto, gdy papież w r. 1571, w czasie najazdu osmańskiej armii, zaprosił do modlitwy różańcowej ludzi całego chrześcijańskiego świata. Europa stanęła przed groźbą tureckiego panowania. Dzięki modlitwie chrześcijanie pokonali Turków.
Także w dzisiejszych czasach ludzie modlitwy są ludźmi, którzy dysponują ogromną siłą. Nie Ameryka, nie ci, którzy dzierżą w rękach broń zagłady, lecz ci, którzy z różańcem na ustach trwają przy Sercach Jezusa i Maryi. To powtarza nam Maryja w Medziugorju. Matka Boża modliła się różańcem z Bernadettą w Lourdes, z osobami widzącymi w Fatimie. Ona ukształtowała osobiście tę modlitwę, ucząc osoby widzące: „O mój Jezu, przebacz nam nasze grzechy, zachowaj nas od ognia piekielnego, zaprowadź wszystkie dusze do nieba i dopomóż szczególnie tym, którzy najbardziej potrzebują Twojego miłosierdzia.”
A więc nikt nie jest pozostawiony bez ratunku i zmiłowania.
Za nami jest epoka strasznych mordów. Rozpoczęła się wojną światową w tym regionie i kończyła także tutaj, równie krwawą kolejną wojną. Któż z nas spodziewał się tak szybkiego obalenia komunizmu? Myślę, że nikt nie przypuszczał, że apokaliptyczna bestia tak szybko sa­ma na siebie wyda wyrok śmierci.
Przypomnijmy sobie, że Sługa Boży Jan Paweł II obwołał rok 1987 rokiem maryjnym, podarował światu encyklikę o Maryi, Matce Odkupiciela, po tym, jak ukazały się trzy encykliki o Trójcy Przenajświętszej. W związku z nowym tysiącleciem przypominał w swoich apostolskich przemowach, że wszystkie wydarzenia związane z obaleniem żelaznej kurtyny i komunizmu są niewytłumaczalne ani historycznie, ani rozumowo oraz nie zdarzyłyby się bez interwencji Boga i Maryi. Komunizm zniknął ze światowej sceny bez użycia broni i wojennego rozlewu krwi. Jakże wielu ludzi błagało w modlitwach o nadejście sprawiedliwości na tej ziemi. I wybłagali wolność religii, swobodę życia i wolność słowa. Wielu nie dożyło tej chwili, ponieważ stracili życie w więzieniach. Ale nie cierpieli ani nie dźwigali krzyża nadaremnie.
Niemożliwe jest jednocześnie siać i zbierać plony. Musi upłynąć czas, aby to, co zostało zasiane, przyjęło się, dojrzało i zamieniło się w chleb. Przypomnijmy sobie budowę katedr w średniowieczu. Nigdy nie było tak, że to samo pokolenie kładło fundamenty i kończyło budowę. Budowa rozciągała się na stulecia. Ale ludzi mieli wizje, marzenia. Człowiek planował swoją przyszłość z Bogiem, z Nim układał codzienne życie.
Przed podobnym zadaniem i my stoimy. Nasze ocalenie leży w wierze i modlitwie. Złóżmy nasze plany i nadzieje w Bogu i z Nim budujmy przyszłość. Oto klarowny przekaz i nauka całej Biblii. Uczmy się tej lekcji ze słów Jezusa, ale także z naszych doświadczeń życia i naszych potrzeb. Może właśnie czas Wielkiego Postu, czas podsumowań minionych wydarzeń, jest właściwym czasem na takie przemyślenia.

Ojciec Tomislav Pervan,
Medziugorje, 2010
Przekład z niem.: Alicja B. z austriackiego kwartalnika „Medjugorje…”