GDYBYŚ WIEDZIAŁ, JAK BARDZO CIĘ KOCHAM, PŁAKAŁBYŚ Z RADOŚCI
Początek mojej pielgrzymki do Medziugorja – miejsca objawień Królowej Pokoju – miał miejsce na rekolekcjach z księdzem Bashoborą w Toruniu, w lutym 2012. Wtedy to, wraz z moją siostrą, spotkałyśmy panią, która z uśmiechem i wiarą powiedziała, że będzie się modlić, abyśmy mogły pojechać do Medziugorja. Z zakłopotaniem odpowiedziałyśmy, że chciałybyśmy bardzo, ale chyba niestety nie znajdziemy na taki wyjazd pieniędzy. Na co starsza pani odparła: „Spokojnie, spokojnie! Pan Bóg się o to zatroszczy.” I faktycznie, zatroszczył się.
Nazwę Medziugorje kojarzyłam już wcześniej, ale pierwszy raz więcej o objawieniach i o samej miejscowości położonej w Bośni i Hercegowinie usłyszałam na spotkaniach toruńskiej wspólnoty „Prawdziwe Życie w Bogu”. Tam też miałam okazję usłyszeć pierwsze świadectwa ludzi, którzy po pobycie w Medziugorju zmienili całe swoje życie.
Przed samym wyjazdem nie czułam niczego nadzwyczajnego – żadnego podekscytowania – mimo świadomości, że miejsce, do którego zmierzam, zostało szczególnie wybrane przez Maryję. Niczego nadzwyczajnego też nie oczekiwałam. Chciałam jedynie przeżyć czas wakacji z Panem Bogiem, pokochać na nowo Matkę Bożą jako swoją Matkę. Przez całą podróż do Medziugorja czułam ogromny ciężar w sercu. Trudno to wytłumaczyć. Moje życie należy raczej do spokojnych i mało problemowych. Chciałam jednak Maryi polecić bardzo wiele osób i intencji. I mimo, że – niedługo po przyjeździe do Medziugorja – wszystkie te intencje przedstawiłam Królowej Pokoju, to wciąż czułam w sercu ten ciężar, który nie dawał mi spokoju.
Jednego dnia wcześnie rano wraz z pielgrzymką wyruszyliśmy na Kriżevac. Dopiero wtedy, idąc przez całą drogę krzyżową z Maryją, uświadomiłam sobie, że Pan niósł wszystkie te nasze problemy na Golgotę. Niesamowita była droga pod górę o wschodzie słońca. To nie była zwykła wspinaczka. Wielu ludzi szło boso po skałach i kamieniach. Wtedy przypomniałam sobie obraz Jezusa Miłosiernego, na którym nasz Pan też przedstawiony jest bosy. Bóg przychodzi do nas w takiej prostocie. Kiedyś – w Betlejem, a dziś – na każdym ołtarzu świata.
Słowa, które Jezus powiedział do nas wszystkich podczas adoracji, pokazały mi jak bardzo często nosimy fałszywy obraz Boga w naszych sercach, z jaką łatwością przychodzi mnie samej zapominanie o tym, że On jest przede wszystkim Miłością. Nigdy nas nie oskarża. Nigdy nie wypomina błędów. Wciąż na nowo wybacza i czeka na nas. Te słowa mówi także do Ciebie:
„Ja znam twoją słabość. Znam twoje walki, twoje udręki, wszystkie twoje choroby i słabości twego ciała. Ja znam wszystkie twoje grzechy, wszystkie twoje ograniczenia. Ale tak czy inaczej mówię ci: ‘Kocham cię takim, jakim jesteś. Daj mi twoje serce’.
Jeżeli ty chcesz stać się aniołem, by móc mnie kochać, nigdy mnie nie pokochasz. Ale gdy będziesz cały czas upadał w grzech, jak przetrwasz? Nawet jeśli jesteś słaby w swoich cnotach, Ja nigdy nie odbiorę ci mojej miłości. Ja Bóg, Ja Jezus, pragnę miłości twojego słabego serca. Jeżeli chcesz czekać, aż staniesz się doskonały, by móc mnie kochać, nigdy mnie nie pokochasz. Kochaj mnie teraz, kochaj mnie tutaj.”
„Ja kocham cię całego, kocham wszystkie twoje słabości. Czy wierzysz, że Ja potrzebuję ciebie, twoich talentów? Ja, który jestem Bogiem wszechmogącym, potrzebuję ciebie całego takiego, jakim jesteś. Nie pytam cię o twoje cnoty. Ja wiem, że Ja cię nimi obdarzyłem. Ty jesteś słaby. Gdybyś wszystkie te cnoty otrzymał – stałbyś się pyszny. Ja postanowiłem, że przygotuję dla ciebie wiele rzeczy – a ty będziesz pokornym sługą. Ja chętnie przyjmę od ciebie to niewiele, które posiadasz. Stworzyłem cię na swój obraz. Kochaj, a Miłość pozwoli dokonać ci wszystkiego. Nawet nie zdasz sobie sprawy, kiedy to się stanie. Tak bardzo potrzebuję gotowości twojej duszy, gotowości do miłowania.”
„Oto jestem tutaj na zewnątrz. Jestem jak żebrak, który puka do drzwi. To Ja – twój Pan. Pukam i czekam. Ja, Bóg, który zawsze oczekuję na to, abyś mi otworzył. Nie szukaj wymówek dla twojej słabości. Gdybyś wiedział, jak wielka jest twoja marność, umarłbyś z przerażenia i bólu. Toteż kochaj mnie taki, jaki jesteś. Jedyna rzecz, która może mnie obrazić, to to, że zwątpiłbyś w Moją Miłość. Toteż bądź wierny, uwierz w Moją Miłość. Zaufaj Mi – Twojemu Bogu. (…)”
Na XXIII Międzynarodowy Festiwal Młodych w Medziugoriu przybyło 80 tysięcy ludzi z 70-ciu krajów świata. Kapłani, którzy jechali z naszą grupą, mówili, że Medziugorje jest „konfesjonałem świata”. Nie rozumiałam wtedy do końca, co mogą oznaczać te słowa. Dopóki sama nie postanowiłam się wyspowiadać. Pierwszy raz w życiu z taką siłą poczułam, jak ogromną moc ma sakrament spowiedzi świętej. Dlatego szatanowi tak bardzo zależy, abyśmy z tego sakramentu nie korzystali.
Plac, na którym księża spowiadali, często przez wiele godzin w upale, zapamiętam jako plac prawdziwej walki. Walki duchowej każdej osoby, która tam była. To trudne do opisania, ale tę walkę naprawdę było widać. Godziny, które spędziłam czekając w kolejce do spowiedzi były bardzo cennym czasem. Czasem, w którym zobaczyłam swoją bezsilność i doświadczyłam mocy łaski Bożej w mojej słabości; czasem nieustannej modlitwy; czasem który oddałam naszej Matce prosząc Ją o pomoc. Matka Boża nigdy nas nie opuszcza w takich chwilach. Ona nieustannie wstawia się za nami. Do nas jedynie należy powiedzieć całą prawdę. Nic więcej. Bez ukrywania, upiększania, omijania niewygodnych faktów, bez fałszywego wstydu. Całą prawdę…
Medziugorie nie stało się „konfesjonałem świata” tylko dlatego, że spowiadali się tam ludzie w wielu językach różnych narodowości. Stało się nim, ponieważ Duch Święty udziela tam ze szczególną mocą darów rady i rozeznania kapłanom, a także łaski stanięcia w prawdzie przed samym sobą i Bogiem – ludziom spowiadającym się.
Kiedy przebywałam w miejscu spowiedzi zobaczyłam nie tylko walkę. Zobaczyłam też ludzi, odchodzących od konfesjonałów. Ludzi, których twarze były w niezwykły sposób odmienione: piękne, rozświetlone, błogie, pełne pokoju. Trudno to wyrazić słowami, ale ten widok był takim niesamowitym doświadczeniem prawdziwego oczyszczenia osób, które jeszcze przed chwilą stały trzęsąc się w kolejce napełnione niepokojem i strachem. Często można poczuć takie oczyszczenie w sobie, ale pierwszy raz mogłam je wręcz zobaczyć. To było dla mnie bardzo cenne przeżycie.
W Medziugorju Matka Boża nieustannie wzywa nas do modlitwy o pokój na świecie. Przypomina nam, że nie nastanie pokój, jeżeli nie będzie go w naszych sercach i w rodzinach. Maryja wciąż niestrudzenie prosi nas o modlitwę za kapłanów, za osoby, które nie poznały jeszcze Miłości Bożej, za dusze cierpiące w czyśćcu.
Kiedy wchodziliśmy na Podbrdo, górę objawień, otrzymałam łaskę osobistego doświadczenia, jak bardzo istotna jest modlitwa za kapłanów. Tak często można usłyszeć wiele obraźliwych, ośmieszających słów o naszych pasterzach. Czy jednak modlimy się za nich, aby Pan wylewał na nich łaski potrzebne do służby Jemu i ludziom? Z taką łatwością przychodzi nam krytyka. Dużo trudniej jest zamknąć usta i w ciszy wytrwale – po prostu się modlić. To również Maryja niejednokrotnie powtarza podczas objawień. Także podczas naszego pobytu Maryja przekazała w orędziu z 02.08.2012: „…Módlcie za tych, którzy zostali wybrani przez mojego Syna i którzy was prowadzą ku zbawieniu. Powstrzymajcie się od wydawania wszelkich sądów. Dziękuję wam.”
Do walki podobnej do tej, którą Dawid stoczył z Goliatem, Matka Boża zachęca nas nieustannie następującymi środkami:
– modlitwą różańcową (modlitwa sercem)
– Eucharystią (jak najczęstszą)
– postem (najlepiej 2 razy w tygodniu)
– spowiedzią (przynajmniej raz w miesiącu)
– codziennym czytaniem Pisma Świętego.
Tych pięć kamieni Maryja daje nam – słabym – abyśmy mogli zostać umocnieni i zwyciężać każdego dnia. Nie swoją mocą – ale mocą Bożą. Najpierw jednak musimy uznać naszą ograniczoność i niewystarczalność, wysłuchać rad Matki, która wie lepiej co może dodać nam siły. I pójść za tą radą.
Pięknym przeżyciem było dla mnie usłyszenie, jak tłum ludzi wspólnie modlił się w tylu różnych językach. Wszyscy jedną modlitwą: modlitwą różańcową. Nie było już żadnych podziałów na narody, wyznania, lecz jedność wszystkich ludzi i radość, pokój, miłość, uwolnienie od problemów. To wszystko Pan pozwolił mi przeżyć właśnie tam, w Medziugorju, w miejscu, które nie jest nadzwyczajne w oczach świata. Nie ma w nim przepychu ani bogactwa. Miejscowa ludność to ludzie bardzo skromni, pobożni, którzy ugościli nas z wielką miłością. Dzielili się z nami wszystkim, jakbyśmy byli ich ukochaną rodziną. Nawet najmłodsi członkowie rodziny, u której mieszkaliśmy usługiwali nam z radością. Wielką nagrodą było dla mnie móc na kilka dni zamieszkać z tymi ludźmi. Nie zamieniłabym ich miłości na żaden hotel, których powstaje w Medziugorju coraz więcej – z basenami, klimatyzacją i innymi wygodami. Nie potrzeba mi wielkich znaków, aby uwierzyć, że w tym miejscu Matka Boża naprawdę się objawia. Nie musiałam Jej widzieć ani słyszeć. Wystarczyło, że Pan otworzył moje oczy na cuda mniejsze i większe, jakich tam dokonuje. On dokonuje wielu nawróceń i uzdrowień w Medziugorju. W ten sposób potwierdza prawdziwość objawień. To właśnie świadectwa wielu ludzi, którzy doświadczyli tam przemiany serca, są potwierdzeniem dla każdego, kto nie zna lub nie przyjmuje orędzi Maryi – Matki, która w tej niewielkiej miejscowości od 31 lat przychodzi, aby nas przestrzec i pomóc żyć Jej orędziami pełnymi miłości i troski. Chyba w każdym sklepiku z dewocjonaliami można przeczytać słowa: „Gdybyś wiedział, jak bardzo cię kocham, płakałbyś z radości”.
To niezwykłe, że Maryja zaprasza do Medziugorja także (a może nawet przede wszystkim) ludzi niewierzących, zagubionych, wątpiących. Toteż hasłem tegorocznego Festiwalu było nasze wołanie do Pana przez Maryję: „Przymnóż nam wiary” (Łk 17,5).
W piątek po wieczornej Mszy świętej odbyła się procesja z figurką Matki Bożej. Co kilka metrów niosła ją inna grupka ludzi śpiewających w swoim języku. Wszyscy z ogromną radością, entuzjazmem uwielbiali swoim śpiewem Pana, a światło, które nieśli rozświetlało ciemności nocy. Wielu mieszkańców Medziugorja wystawiło ołtarzyki z figurkami Maryi lub płonące świece i oczekiwało na przejście procesji obok ich domów. W niektórych miejscach również sami mieszkańcy grali i śpiewali.
Na mszy powitalnej ksiądz głoszący kazanie kazał podnieść rękę wszystkim, którzy mają ze sobą różaniec. Nie sądzę, by była w tym tłumie chociaż jedna osoba, która nie miałaby różańca, ponieważ Medziugorje żyje modlitwą różańcową.
Na jednej ze Mszy świętych siedziała przed nami rodzina – młode małżeństwo z trójką dzieci. Na znak pokoju zaczęli się wszyscy z wielką euforią i miłością ściskać, a rodzice przekazywali sobie z rąk do rąk dzieci. To był bardzo wzruszający obraz rodziny, która jest silna mocą Bożą. Tego samego dnia zawisł nad nami w powietrzu ogromny różaniec z balonów. Został on później wypuszczony w niebo jako dziękczynienie za 31 lat objawień.
Ostatniego dnia festiwalu po Mszy świętej nastąpiło uwielbienie. Cały plac młodych (i nie tylko młodych) ludzi zaczął tańczyć i śpiewać. Z grupką ludzi z naszej pielgrzymki w nocy udaliśmy się raz jeszcze na Kriżevać, aby nad ranem uczestniczyć w Eucharystii na zakończenie festiwalu.
Bardzo trudno było opuszczać Medziugorje i wracać do świata. W drodze powrotnej jednak czekała na nas kolejna piękna niespodzianka: świadectwa. Już nie zupełnie obcych ludzi, ale tych, których przez kilka ostatnich dni mogliśmy poznać. Świadectwa piękne i bardzo umacniające. Niezwykle szczere. Pan przychodził z łaską uzdrowienia z bezsenności, jaskry, nienawiści, pornografii, narkomanii, alkoholizmu… Tyle świadectw, które w sercach ludzi wyjechały z Medziugorja, aby pokazać światu autentyczność tego miejsca. Pan Bóg działa cuda na całym świecie. Ktoś mógłby powiedzieć, że przecież nie trzeba jechać na drugi koniec świata, aby spotkać się z Panem. To prawda, ale jestem przekonana, że w tym wyjątkowym miejscu Pan Bóg szczególnie wylewa łaski przez ręce Maryi na każdego człowieka. Nikt stamtąd nie wyjeżdża nie doświadczywszy w taki czy inny sposób prawdziwej Miłości. Większość ludzi nie przeżywa silnych przeżyć mistycznych ani nie widzi czegoś niebywałego. Pan jednak z delikatnością i czułością przemienia każde serce. On przychodzi kiedy chce, jak chce i gdzie chce. Nie potrzebuje do tego szczególnego miejsca i czasu. To my tego potrzebujemy, aby móc otworzyć się na Jego działanie. A Medziugorje potrafi otworzyć niejedno serce na przemianę i pozwala poznać lepiej i pokochać Tę, która stała się naszą Współodkupicielką i nieustannie jest z nami.
Ania Szozda
Vox Domini 3/2012, str. 8-10