O FENOMENIE MEDZIUGORJA
z perspektywy duchowej, kościelnej i teologicznej
Obchodzimy w tym roku trzydziestą rocznicę niezwykłych wydarzeń, które rozpoczęły się w popołudniowych godzinach dnia 24 czerwca 1981 r. Zjawiska, które do dnia dzisiejszego zastanawiają uczonych i duchownych, nie dając im spokoju. Zjawiska, które wywołują sprzeciw i zachwyt, które mają zarówno swoich zagorzałych zwolenników, jak i zajadłych przeciwników. Jedni stoją po stronie prawdziwości objawień z powodu własnych doświadczeń i pewni swego zdania sławią tę drogę życia duchowego i do niej zachęcają. Drudzy nie szczędzą środków ani sposobów, aby dyskredytować wszystko, co jest związane z Medziugorjem.
Z pewnością wywierało to decydujący wpływ szczególnie w początkowych dniach takich zjawisk, jeśli weźmiemy pod uwagę kontekst historyczny, kościelny i teologiczny objawień w Medziugorju, a także powiązanie z wiarą. Należy uwzględnić także wszystkie czynniki, które w jakikolwiek sposób powiązane były z kwestią Medziugorja lub miały wpływ od wewnątrz lub z zewnątrz. Objawieniom przypatruję się z bliska od samego ich początku. Chociaż najpierw podchodziłem do nich bardzo krytycznie, później zyskałem pewność, że dzieci z Bijakovici nie oszukują, że pociągnął je Ktoś silniejszy i wyrwał z codzienności, w której żyły. Za trwanie przy stwierdzeniach o prawdziwości swoich doświadczeń, z których nie pozwolili się wprowadzić w błąd, byli w stanie oddać życie.
Początek objawień
Nierzadko spekulowano, że o. Jozo Zovko wszystkie te wydarzenia wymyślił i zmanipulował. Jest to notorycznie powtarzany banał i pusta insynuacja. Ojciec Jozo pojawił się w Medziugorju 8 miesięcy przed rozpoczęciem objawień, w listopadzie 1980 r., razem z ojcem Zrinco Cuvalo. Obaj byli tu całkowicie nowi i nieznani. Ich poprzednicy: ojciec Luka Susac i ojciec Jozo Jolic byli bardzo zżyci z parafianami, a zatem nowi kapłani potrzebowali czasu, żeby wierni się z nimi oswoili i ich przyjęli. Nie mogli zbyt dobrze znać parafii zaledwie po 8 miesiącach pobytu. O. Jozo w ogóle nie znał osób, które później otrzymały objawienia. Jedna z nich, Mirjana Dragicević, żyła w Sarajewie i przyjechała tutaj tylko na czas letnich wakacji do swoich krewnych. Gdy o. Jozo przybył na to miejsce, zastał dom parafialny w tragicznym stanie, tak więc natychmiast podjął plany budowy nowego domu. Do tego celu zaangażował architektów, kupił materiały. Dbał szczególnie o to, aby doprowadzić wodę, prąd i zapewnić ogrzewanie. Miał również pod opieką małą grupę modlitewną, która w maju 1981 roku odwiedziła prof. dr Tomislava Ivancica w mieście Split. Tych młodych ludzi poznałem, gdy zjawiłem się jako proboszcz. Jednakże żadna z osób widzących nie była w tej wspólnocie ani nie uczestniczyła w seminarium. Członkowie tej grupy byli w maturalnej klasie. Obecnie są wiernymi, aktywnie zaangażowanymi w życie parafii.
O. Jozo nie był obecny na terenie parafii, gdy rozpoczęły się objawienia pamiętnej środy, 24 czerwca 1981 r. Był bardzo cenionym katechetą, dlatego zaangażowano go do przygotowywania książki do nauczania katechezy pt.: „TOR”, którą opracowywał w Zagrzebiu razem z dr Josipem Bariceviciem. Dlatego też wyjechał w poniedziałek do Zagrzebia, gdzie spędził jakiś czas u sióstr, aby zregenerować duchowe siły w klasztorze. Do domu wrócił w sobotę wieczorem. Z tego wynika, że pierwsze cztery dni minęły w parafii bez o. Zovko. Był on bardzo zaskoczony, gdy po powrocie odwiedził swoją chorą matkę w szpitalu w Mostarze i chwilę później usłyszał od jakiejś kobiety z parafii (Draga Ivanković): „Ojcze Zovko, zjawiła się u nas Matka Boża, a księdza nie było tutaj!” Patrząc na powyższy układ zdarzeń, można spokojnie wykluczyć manipulację z jego strony.
Możliwe, że o.Jozo był od początku bardziej otwarty na objawienia z powodu własnej duchowości, ponieważ jako dziecko został uzdrowiony za wstawiennictwem Matki Bożej z Lourdes z ciężkiej choroby oczu. Jego duchowość była przesiąknięta ukierunkowaniem na Maryję. Jednakże z osobami widzącymi nie miał powiązań, ani ich nie znał, ani nie dawał im wskazówek. Wszyscy urodzili się w Podbrdo oprócz Mirjany, której rodzice pochodzili z Bijakovici, natomiast ona urodziła się w Sarajewie. Ojciec Ivanki pracował w Niemczech, a w międzyczasie budował dom w Mostarze. Ivanka ukończyła VIII klasę podstawówki, a wakacje spędzała u swojej babci w Bijakovici. Podbrdo było wówczas w parafii wioską, gdzie kończyła się droga, a dalej nie było nic prócz ścieżynki prowadzącej do góry Crnica. Mieszkańcy wioski byli robotnikami i rolnikami, którzy starali się przeżyć w trudnych warunkach. O. Zrinco był człowiekiem związanym z naturą i wsią, oszczędnym w słowach, ale serdecznym księdzem, który cały wolny czas spędzał w ogrodzie. Nie był człowiekiem siedzącym w książkach. W każdej parafii, w której był, sadził drzewa owocowe i winogrona. Podobnie było tutaj. Natychmiast posadził owocowe drzewa na terenie probostwa. Sprawy duchowe przekazał o. Jozo. Gdy usłyszał o objawieniach, machnął ręką. Nie brał sobie do serca słów dzieci. Widział w nich przede wszystkim młodziutkich ludzi, których coś wprawiło w zachwyt. Nie wierzył im. Dzieci – później osoby widzące – zostały tego popołudnia 24 czerwca 1981 r. wyrwane spośród swoich codziennych obowiązków i dotychczasowego życia. W ich życiu nastąpił przełom, którego się zupełnie nie spodziewali i który nie był ich życzeniem. Byli przecież wyjątkowo poruszeni, zaskoczeni, a w pierwszym momencie przerażeni. O wcześniejszych objawieniach nie wiedzieli, mogli jedynie słyszeć coś o Lourdes. Nie wiemy, co działo się w ich głowach w tamtych chwilach. Ale wiemy, jak się w następstwie tych wydarzeń zachowywali: pomimo różnych gróźb i zastraszania byli przekonani o prawdziwości objawienia i odważnie składali świadectwo. I właśnie te dni były decydujące.
Gdybym podejrzewał jakąkolwiek manipulację, nie wahałbym się wszystkiemu zaprzeczyć, ponieważ z natury skłonny jestem do postawy raczej sceptycznej i nieufnej. Ale ponieważ byłem obecny od początku tych wydarzeń, od szóstego ich dnia, tzn. od 30 czerwca i mogłem poznać również osoby widzące jeszcze gdy były nastolatkami, mogę szczerze powiedzieć, że nie kłamały ani wcześniej, ani obecnie. Nie mogłem poznać ich bezpośrednio w dniach, gdy zaczynały się objawienia, ponieważ byliśmy z nowicjuszami na wyjeździe w klasztorze w Bośni, w Srebrenicy. Wróciliśmy w sobotę, 27 czerwca, późnym wieczorem. W niedzielę, 28 czerwca odprawiłem mszę poranną w Ljubuski. Wspomniałem wówczas, że powinniśmy być ostrożni, jeżeli chodzi o pogłoski dotyczące objawień w Bijakovici, ponieważ naszej wiary nie możemy sprowadzić do poziomu bajek, a przez to również nie możemy dać komunistycznym władzom powodu do szykanowania. Ponadto dodałem, że nie możemy szukać znaków, ale sami musimy być znakami dla świata, a następnie przypomniałem radę Gamaliela: „Jeśli to pochodzi od Boga – przetrwa, jeśli nie – przeminie.” Czekajmy na rozwój spraw, módlmy się i podejmijmy posty, aby nauczyć się odróżniać duchy.
Pierwszego dnia objawień dzieci uciekły przestraszone widzeniem. Zobaczyły w świetle na górze osobę, która im machała i ich wzywała. Najpierw Ivanka i Mirjana, a później inni: Milka Pavlović, Vicka Ivanković, Ivan Ivanković i Ivan Dragicević. Wszyscy się bali, opowiadali swoim rodzinom, ale nikt im nie wierzył. Wiadomości szybko rozprzestrzeniały się w wiosce.
Drugiego dnia dzieci zostały ogarnięte przez niewidzialną siłę, jakby zabrane w światło. Tym razem nie było wśród nich Milki i Ivana Ivankovicia, ale przyszły Marija Pavlović i mały Jakov Colo, jedyny syn swojej podeszłej w wieku matki. Już czwartego dnia w sprawę wmieszała się policja z Citluk. Tego popołudnia policjanci zabrali dzieci w celu poddania ich badaniom, czy są normalne i zdrowe. Lekarze (dr Ante Vuje-vić i dr Darinka Glamuzina) nie stwierdzili żadnych zmian patologicznych.
W poniedziałek, w uroczystość świętych Piotra i Pawła, przed domami dzieci zjawiły się dwa auta, jedno policyjne, a drugim był ambulans. Zabrano je do Mostaru na badania psychiatryczne (przeprowadzane przez dr Dzudza), a następnie do sali przesłuchań, aby je zastraszyć. Jednak wszystkie dowody wskazywały na to, że są normalne. Choroba psychiczna nie wchodziła w grę. Wszystko to, co czyniła policja, czyniła na własną rękę, czyli bezprawnie, bez pozwolenia rodziców, którzy mieli władzę nad swoimi nieletnimi wówczas dziećmi.
Osoby widzące z Medziugorja i ich rola
Mirjana Dragicević, Vicka Ivanković, Ivanka Ivanković, Marija Pavlović, Ivan Dragicević i Jakov Colo – wszyscy ci młodzi ludzie zostali wszczepieni w całą tę historię niby Piłat w wyznanie wiary. W niczym się nie wyróżniali, ani pod względem modlitwy, ani pobożności, ani wiedzy, ani rozumienia czy inteligencji. Mirjana była spośród nich najinteligentniejsza, najbardziej oczytana, wygadana. Inne dzieci pozostawały na poziomie zwyczajnego sposobu wysławiania się i szkolnego wykształcenia. Zostały w środku ich nastoletniego życia porwane na orbitę zdarzeń, które wpłynęły na całe ich życie.
Jak wspomniano wyżej, wszystko to było dla nich przerażające, tak, że płakały, drżały i uciekły (nazywa się to mysterium tremendum et fascinosum, tzn. tajemnica, która wywołuje jednocześnie święte przerażenie, ale i świętą tęsknotę). Silne poruszenie, strach, ucieczka, a następnie jakiś wewnętrzny pociąg oczekiwania nadchodzących dni, pragnienie ponownego podobnego doświadczenia. A gdy wydarzenia się powtórzyły, byli szczęśliwi i zachwyceni. Trwali bez słów. Jest to zachowanie typowe dla biblijnych proroków. Najpierw uciekali przed posłaniem, ale jednocześnie nie chcieli żyć bez Boga, bez doświadczenia Jego bliskości.
Osoby widzące nie pochodzą ze znanych rodów, ale ze zwyczajnych rodzin wiejskich, robotniczych. Ojcowie Vicki i Ivanki pracowali w Niemczech i tak utrzymywali swoje rodziny. Vicka miała ośmioro rodzeństwa, a więc w domu były do utrzymania dzieci, ale także ich matka i babcia. Wszystkich żywił ojciec rodziny Pero, który pracował w Niemczech i często podróżował między domem, a miejscem swojej pracy. Gdy rozpoczęły się objawienia, grożono mu odebraniem paszportu, jeśli Vicka nie odwoła swoich zeznań. Co by się stało, gdyby mu ten paszport odebrano? Nagle dziesięcioosobowa rodzina zostałaby bez środków do utrzymania. Ale Vicka nie mogła odwołać tego co widziała. Ani ona, ani żadna z osób widzących. Wszystko sprzysięgało się przeciw nim, łącznie z opinią publiczną, ale oni pozostali wierni. Nie mogli zaprzeczyć temu, co ich spotkało. Nic nie potrafiło ich zmieszać ani wyprowadzić z równowagi: ani groźby policji, ani przymusowe wizyty u lekarzy w Citluk, w Mostarze, ani aresztowania sąsiadów.
W momencie rozpoczęcia się objawień zakończyło się ich prywatne życie. Dniami i nocami ich domy były oblegane. Ludzie chcieli ich zobaczyć, opowiedzieć im o swoich potrzebach, biedzie i chorobach. A oni pozostawali cierpliwi, nawet gdy byli już na granicy fizycznej wytrzymałości. Groźby komunistycznych władz były coraz ostrzejsze, ale oni się nie poddawali. I nie był to dziecięcy upór, ale opór płynący z wewnętrznej pewności otrzymanego doświadczenia. Nie zastraszyło ich wygnanie z góry objawień przez policję, która chciała ich aresztować, ani niejednokrotne aresztowania proboszcza – ojca Jozo. Wręcz przeciwnie, za każdym razem, gdy zamykano go w więzieniu, mały Jakov przed mszą sprawowaną przez ojca Stanco Dodig, brał do ręki mikrofon i mówił nieustraszonym głosem, że ojcu Jozo nic się nie stanie, ponieważ Matka Boża nad nim czuwa. Skąd miał w sobie tyle odwagi?
Jeśli wszystko byłoby tylko urojeniami i halucynacjami dzieci, jak to później stwierdził biskup Zanić, może po dwóch miesiącach znudziłaby się im ta zabawa, ponieważ przyjemność była wątpliwa, a na pewno koniec swój znalazłaby w momencie aresztowania proboszcza.
Gdy spotkałem ich 30 czerwca, powiedziałem im, żeby zakończyli tę bzdurną zabawę, jeśli jest to tylko mało śmieszny żart z ich strony. Wiedziałem, że nie chodzi już tylko o to, że komuniści wyśmieją aresztowanego, a nas – wyszydzą. W rozmowie z dziećmi byłem nader energiczny, nawet surowy, tak, że później przyznali, że byłem ostrzejszy w słowach niż sama policja. Dla mnie była to okazja przekonania się, że wiara nie będzie wystawiona na pośmiewisko. Twierdzili uparcie: „Widzimy!” Szczególnie wyróżniali się Vicka i Jakov. Wielu duchownych i teologów zapomina, że osoby widzące też są ograniczonymi ludźmi. „Quidquid recipitur, per/ad modum recipientis recipitur.“ (Co jest dane, dane jest na miarę stanu tego, który otrzymuje.) A więc dzieci mogły przekazywać to, co otrzymywały, według własnych zdolności. Nie miały teologicznego wykształcenia, aby odpowiadać tak, jakby skończyły studia teologii.
Objawienia służyły od pierwszej chwili umocnieniu Ewangelii, przypomnieniu o konieczności powrotu do wiary, modlitwy i życia sakramentalnego. Oto ich zadanie. Już samo określenie Królowa Pokoju nie jest wymysłem osób widzących. Przypominam sobie, jak ojciec dr David Zrno, franciszkanin, żyjący w USA, przybył jako starzec do Medziugorja i zapytał dzieci:
„W Lourdes Matka Boża przedstawiła się jako Niepokalane Poczęta, w Fatimie – jako Królowa Różańca Świętego. Jak przedstawiła się tu, w Medziugorju? Jak chciałaby być tu nazywana?“ I pamiętam dokładnie, jak podszedł Jakov po otrzymanym objawieniu i powiedział: „Matka Boża odpowiedziała: Królowa Pokoju.“
Skąd miał to poznanie? Także gdy zaczął się rok szkolny, dzieci pozostały przy swoich słowach. Zaczęły się prześladowania w szkole. Mirjana musiała zmieniać szkoły w Sarajewie z powodu ciągłych prowokacji. Może to jest powód, dlaczego objawienia dla niej ustały półtora roku później, w Boże Narodzenie 1982 r. Także Ivan, w Visoko, był jako seminarzysta postrzegany jako widzący i z tego powodu szykanowany przez kolegów i niektórych profesorów. Również Mirjana i Vicka miały nieprzyjemności w szkole w Mostarze, w związku z czym Mirjana często przychodziła do o. Cavara do klasztoru franciszkanów i wypłakiwała się z powodu kłopotów w szkole. Jakov chodził do szkoły tutaj i nie miał większych problemów. A Ivanka nie chodziła później do szkoły. Mieszkała u swojej babci razem z młodszym bratem. Żadne z dzieci nie zaprzeczyło wydarzeniom, których doświadczyły w czerwcu 1981 r.
Echo opinii publicznej
Wiadomości rozprzestrzeniały się w całej okolicy bardzo szybko. Trzeciego dnia dotarły nawet do oddalonej setki kilometrów Ameryki, gdyż wielu mieszkańców musiało z powodu prześladowań i braku pracy tam właśnie uciekać. Połączenia telefoniczne z Medziugorjem zostały przerwane, ponieważ tuż po rozpoczęciu objawień spłonęła poczta i centrala telefoniczna. Podpalona została także stara przykościelna szkoła podstawowa, prowadzona przez franciszkanów od końca roku 1945. Tym sposobem Medziugorje było odcięte od świata.
Równieź proboszcz nie mógł znaleźć żadnego sposobu skontaktowania się z Zagrzebia ze swym kapelanem o. Zrinko, znajdującym się w Medziugorju.
Ale wiadomości pomimo wszystko rozprzestrzeniały się z prędkością błyskawicy. W niedzielę na miejsce objawienia przybyło 10 tys. ludzi. W poniedziałek, w uroczystość świętych Apostołów Piotra i Pawła przybyło już 15 tysięcy. Policja naliczyła wówczas więcej niż 3 tysiące samochodów, które zmierzały wąską drogą w kierunku Bijakovici. Proboszcz stał niepewny i zaskoczony przed domem i pytał się, czego szukają ci ludzie na tej górze. Były to doprawdy biblijne sceny, o jakich tylko mogliśmy słyszeć w Ewangelii. Ludzie z całego świata zalewali Medziugorje. Wszyscy szukali znaku od Boga, pomocy i pocieszenia. Wszyscy tęsknili za wolnością i za Bogiem. Osoby widzące stały się ikonami, ale także ofiarami całego wydarzenia. Nie mieli już życia prywatnego, oblegani bez przerwy przez tłumy pielgrzymów, przybywających z różnymi problemami.
Reakcje komunistycznych władz i biskupa
Jak już wspomniano, policja zareagowała bardzo szybko na pogłoski o objawieniach. Natychmiast rozpoczęły się działania represyjne, niektórzy mieszkańcy wsi spędzali noc na posterunku policji, miejscowa organizacja partyzancka znalazła się w niepewnym położeniu i nie widziała, co powinna zrobić. Równie poruszona była władza partyjna na wyższych szczeblach w Sarajewie. Media huczały od negatywnych komentarzy. Wielu dopatrywało się w tym podstępu chorwackich nacjonalistów, powrotu ducha przeszłości. Przypomniano II wojnę światową, snuto przypuszczenia o jakiejś kontrrewolucji, o klero-faszyzmie. Jednym słowem, nie oszczędzano nikogo: ani osób widzących, ani mieszkańców wioski, ani kapłanów franciszkanów, ani chorwackiego ludu.
Nagonkę urządzili komentatorzy, sączący swoją truciznę z Sarajewa. Przodowali w tym dziennikarze antychorwackiej gazety Oslobodenje. Groźby mnożyły się ze wszystkich stron.
4 lipca, w tak zwanym dniu walki (Dan borca) wysłano ze wschodniej Bośni, z miejsca krwawych bitew partyzantów w czasie II wojny światowej, jednoznaczne przekazy skierowane przeciwko Medziugorju i kontrrewolucji. Widzący byli w tym wszystkim niewinni, a jednak wciągnięci w wir wydarzeń, których sami nie pojmowali. Powtarzali tylko jedno: „Widzimy! Objawiła się nam Matka Boża.”
Żadne groźby, zastraszenia ani przepędzenie przez policję nie zmusiło ich do odwołania wypowiedzianych stwierdzeń. Wiadomość dotarła także do biskupa. Pielgrzymował on często do Lourdes, był także w Fatimie, w Syrakuzach przy Madonnie płaczącej i w innych miejscach maryjnych objawień, a więc można powiedzieć, że był otwarty na zjawiska objawień. Spotkał on proboszcza w Citluk i w Mostarze. Proboszcz zalecił bycie ostrożnym. O. Jozo był początkowo bardzo sceptycznie nastawiony, przypuszczając, że chodzi o pułapkę zastawioną przez tajne służby. W końcu mówiono, że jedna z osób widzących jest z Sarajewa, słyszano, że pali i należy do subkultury punków. Widzące dzieci były ojcu całkiem obce, ponieważ jako nowy proboszcz nie miał okazji ich poznać. Komunistom nie podobała się jego posługa w Posusje i zażądali jego przeniesienia. Przypuszczał wówczas, iż może to być insynuacja UDBA, jugosławiańskich tajnych służb, tak, by wtrącić go do więzienia. Dlatego był z początku bardzo ostrożny. Wypytywał osoby widzące bardzo szczegółowo i nagrywał wszystko na taśmę magnetofonową. Z czasem zyskiwał pewność, że chodzi o rzeczywiste wezwanie z nieba. Prawdopodobnie jeszcze większą pewność dało mu osobiste widzenie Matki Bożej w kościele na chórze, gdy odmawiał różaniec razem z dziećmi.
Byłem świadkiem tego, jak nagle przerwał i za chwilę w zachwycie kontynuował modlitwę.
Wieczorne msze – spowiedzi i nawrócenia
Na początku lipca 1981 wprowadzono zwyczaj regularnego sprawowania mszy wieczornych. Proboszcz bowiem zareagował oburzeniem, że wszyscy ludzie śpieszą na jakąś górę i bez jakiegokolwiek porządku spędzają tam czas, to znaczy bez zorganizowanej modlitwy. Dlatego poprosił Vickę, by spytała Matkę Bożą, czy powinien wprowadzić wieczorne msze. Otrzymał odpowiedź, która go w tej inicjatywie utwierdziła. Najpierw odmawiano różaniec, a po mszy trwała aż do późnych godzin wieczornych modlitwa za chorych. Kościół z każdym dniem coraz bardziej wypełniali wierni, którzy przybywali nieraz z bardzo daleka. W kościele było duszno i gorąco. Niejednokrotnie pielgrzymi spali w kościele, ponieważ nie było zorganizowanej infrastruktury turystycznej: schronisk, restauracji, sklepów, ani nawet wody pitnej. Państwo zabraniało do roku 1987 budowy sanitariatów w pobliżu kościoła w Medziugorju. Prawdopodobnym celem owego zakazu był zamiar, by wybuchła empidemia, na skutek której władze będą usprawiedliwione, zarządzając kwarantannę oraz zakazując obcym wjazdu do wioski.
Tajne jednostki partii odbywały codziennie wieczorne narady. Każdy stawiał sobie pytanie: „Po co nam to wszystko?” Policja próbowała zastraszyć na różne sposoby pielgrzymów, osoby widzące i ich rodziny. Dzień w dzień Medziugorje zalewały fale tysięcy ludzi, chociaż w tym miejscu spotykały ich lipcowe upały i skały. Miejscowi członkowie partii żądali od ludzi im sprzyjających oraz od mieszkańców wsi wyrażenia publicznie swojej opinii o nadzwyczajnych wydarzeniach. Żądano zaprzestania odprawiania mszy wieczornych, ale proboszcz nie zamierzał stosować się do tego rozkazu. Był w swoim postępowaniu nieustraszony.
Właśnie wieczorne msze stały się silnym impulsem dla wierzących i pielgrzymów, aby weszli na drogę nawrócenia. Plac wokół kościoła – całkiem prosta, płaska powierzchnia – stał się miejscem wielu spowiedzi. I nie były to powierzchowne spowiedzi, ale dotyczyły całego życia i wstrząsały sumieniem. Ludzi przystępowali do sakramentu pojednania po wielu latach niewoli w komunistycznym systemie. Nagle odczuwali, że potrzebują porzucić ciężar grzechu, braku Boga w życiu, przekleństwa, aborcji i oddalenia od Boga. Był to także dla nas księży impuls do naszej postawowej posługi – zatroszczenia się o wiernych, bycia do ich dyspozycji. W tamtym czasie należy upatrywać korzeni dzisiejszej praktyki, przez którą Medziugorje zwane jest „konfesjonałem świata”. Po tak wielu poruszających spowiedziach, które doprowadzały do nawrócenia, stało się dla mnie jasne, że królestwo szatana upada, a Maryja na nowo miażdży głowę nieprzyjaciela zbawienia ludzkiego. Mi osobiście sakrament pojednania w tamtych dniach otworzył oczy na fakt, że Matka Boża tu działa i niszczy dzieła starodawnego węża, kłamcy, diabła. Ponadto można zobaczyć w tych wydarzeniach spełnienie słów Apokalipsy: rozgrywa się walka między Niewiastą a smokiem.
Represje władzy komunistycznej i aresztowanie proboszcza
Nie ustawały szykany i apele mediów skierowane wobec wszystkich i wszystkiego, co związane było z Medziugorjem. Przywoływano wydarzenia z powstania narodowego z 1941r. Władze komunistyczne jednoczyły siły. Media były nieubłagane w czynieniu z tych wydarzeń pośmiewiska i nawoływaniu do linczu. Pod lupą był szczególnie o. Jozo z powodu swoich płomiennych, prorockich kazań, w których nawoływał do nawrócenia, modlitwy i postu. W niedzielę, 28 czerwca, w swojej homilii zachęcał gorąco do modlitwy i postu w intencji wyjaśnienia wydarzeń, umiejętności rozeznania duchów, by zobaczyć, czy objawienia pochodzą rzeczywiście od Pana Boga czy nie. Dokładnie tak jak radziła Matka Boża Vicke, aby pokropiła wodą święconą zjawę podczas wizji, mówiąc: „Jeśli jesteś od Boga, zostań. Jeśli jesteś od szatana, odejdź precz!” Gdy Vicka to uczyniła, Matka Boża uśmiechnęła się i powiedziała, żeby się nie bała, bo Ona jest Matką Boga.
Prześladowania ze strony władz szły dalej, mianowicie, zabronili oni czerpania wody z miejskich hydrantów z Citluk, Capljina, Ljubuski, a przede wszystkim z Mostaru, służącej do uzupełnienia cystern strażackich. Proboszcz był zmuszony zaopatrzyć cysterny w wodę z odległej miejscowości Imotski. Niepojęta była nienawiść komunistów wobec zagranicznych pielgrzymów. Ale wierni nie dali się zastraszyć. Im bardziej siły zła próbowały dokuczyć objawieniom i wszystkim z nimi związanym, tym więcej przybywało pielgrzymów. Komunistyczna propaganda działała dokładnie odwrotnie do zamierzonego celu. Świat dowiadywał się, że komuniści kłamią, a prawda jest odwrotna do tego, co oficjalnie deklarują. Kłamstwo nazwano po imieniu, szczególnie pojawiające się na ustach tych, którzy służyli ojcu kłamstwa.
W dniu odpustu parafialnego, przypadającego na dzień patrona parafii św. Jakuba Apostoła (25 lipca), przewidziano także udzielenie sakramentu bierzmowania. Biskup odprawił mszę w parku. Podczas kazania podkreślał, że dzieci nie kłamią, oraz że niemożliwe jest, aby sześcioro dzieci opowiadało zawsze jednakową wersję wydarzeń. Tak więc biskup wykluczył oszustwo. Jednak ta opinia jeszcze bardziej rozwścieczyła komunistów. Pielgrzymi nadal przybywali w dużej liczbie. A władze partyjne próbowały wszelkich metod osiągnięcia zwycięstwa. Pod koniec lipca, a na początku sierpnia, według zeznań wielu osób, widziano napis „MIR” w kierunku Krizevac. Inni opowiadają o grze słońca, co skutkuje tym, że wiele pielrzymów patrzy na horyzont zachodzącego słońca. Policja aresztowała młodych mężczyzn z pobliskiej wioski, którzy prawdopodobnie śpiewali piosenki Ustaszy, przeraźliwie strasząc mieszkańców parafii. 12 sierpnia 1981 r. specjalne oddziały UBDA zrobiły oblężenie wioski. Postawili blokadę przy wjazdach, zarządzili kwarantannę wobec osób przyjezdnych.
Nie zapomnę tego dnia. W lipcu urządzaliśmy z nowicjuszami wędrówki z Humac na górę obajwień. Następnie szliśmy na wieczorną mszę i zostawaliśmy na dłuższą modlitwę. Czasami wracaliśmy do Humac w nocy, pieszo. Tej środy zdecydowaliśmy się pielgrzymować z Humac do Medziugorje. Usłyszałem, że oddział specjalny tajnych służb patroluje okolice, dlatego poprosiłem nowicjuszy o zabranie osobistych dokumentów. Zatrzymali nas przed pocztą w Medziugorju, skontrolowali, mogliśmy dojść do kościoła. Ale dalej, w kierunku Bijakovivi albo Vasilji już nam iść nie pozwolili. Wszystkich ludzi oprócz mieszkańców wsi zgromadzili w kościele i na placu wokół. Przedziwne – komunistyczni policjanci gromadzili ludzi w kościele.
W tym dniu postawiono 13 posterunków strażniczych. Mieszkańców wsi, dorosłych mężczyzn zmuszono do warty dzień i noc, przez prawie dwa lata, obojętnie jaka była pogoda, aż do rocznicy objawień w roku 1983. Dopiero wtedy umożliwiono legalny wstęp na górę objawień, do Krizevac oraz przejazd ludzi przez wioskę. Przez ten okres ludzie wspinali się na te wzniesienia na własne ryzyko. Niektórzy młodzi ludzie, na przykład studenci z Wiednia, którzy w Wielkim Tygodniu postanowili wejść na Krizevac, zostali zatrzymani przez policję i zabrani na posterunek w Citluk. Tam spędzili noc, a następnie zostali deportowani. Zakaz wstępu na teren państwa przez dwa lata potwierdzała odpowiednia pieczątka w paszporcie.
W uroczystość Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w roku 1981 Medziugorje odwiedziła nieporównywalnie duża liczba pielgrzymów, prawie dwa razy tyle co w Siroki Brijeg, głównym sanktuarium pielgrzymkowym w Hercegowinie. Przed południem byłem w Siroki. Popołudniem wybrałem się z Humac w kierunku Medziugorja. Nie mogłem dostać się do kościoła ze względu na tłum ludzi. Cała ulica zastawiona była samochodami. W tym dniu maryjnego święta Medziugorje odwiedziło ponad 40 tysięcy ludzi.
Ojciec Jozo powiedział bardzo dobre kazanie. W poniedziałek, 17 sierpnia, do domu parafialnego wkroczyła policja i zabrała ojca do więzienia. Dom został dokładnie przeszukany. Z jego pokoju zabrali wszystko, co znaleźli: nagrane na kasetach rozmowy z osobami widzącymi, zeszyty z notatkami, w których pielgrzymi dziękowali za łaski otrzymane w ciągu minionych dwóch miesięcy, biżuterię, prezenty otrzymane z okazji ślubów, pieniądze, zdjęcia, osobiste rzeczy księdza oraz korespondencję. Akcją kierował członek UDBA, Ivan Gorankic-Lasic, należący do czołowych przedstawicieli UDBA.
Przeszukano cały dom i kościół. Gdy chcieli otworzyć tabernakulum, o. Zrinko Cuvalo, który był przy wszystkim obecny, stanowczo się sprzeciwił, mówiąc, że nie mają do tego prawa. Wszyscy byli przekonani, że tego wieczoru mszy nie będzie. W kościele wierni modlili się i płakali, martwiąc się o aresztowanego kapłana. W tych dniach o. Stanko Dodig, kapucyn odwiedzał swoją chorą matkę, spędzając z nią swój czas urlopu. Przemknął się przez pola tytoniowe i winnice, dotarł do kościoła i odprawił mszę. Tego samego wieczoru musiał uciekać z domu rodzinnego, przez Metkovic do Rijeki. Latami miał zakaz powrotu do domu z powodu grożących mu represji. A więc mszę odprawiano codziennie, pomimo uwięzienia proboszcza.
Czas po aresztowaniu proboszcza
Nawet po aresztowaniu kapłana wierni nie dali się zwieść z obranej drogi. Biskup mianował o. Zrinko administratorem parafii na prośbę ojca Jozo Pejic, prowincjała. O. Tomislav Vlasic przybył na początku września z Capljina do Medziugorje i posługiwał jako ksiądz pomocniczy. Po tym jak osobom widzącym zabroniono wstępu na miejsca pierwszych objawień, otrzymywali je w kościele, gdzie wcześniej sprawowano codziennie Eucharystię, po prawej stronie ołtarza.
Jesienią rozpoczęły się zajęcia szkolne. Każda z osób widzących uczęszczała do innej szkoły. Ivan poszedł do niższego seminarium w Visoko. Mirjana wróciła do rodziców w Sarajewie, ale musiała zmienić szkołę ze względu na szykany. Vicka i Marija chodziły do szkoły w Mostarze, ale one także spotkały się z prześladowaniami w środowisku szkolnym. Ciężarem stawało się bycie osobą, która otrzymuje objawienia, ponieważ wiązało się to z wyizolowaniem i wyśmiewaniem. Ale dzieci nie pozwoliły, by te wydarzenia zawróciły ich z drogi służenia Matce Bożej. Nie zaprzeczyły widzeniom i własnym doświadczeniom. Jakov chodził w dalszym ciągu do szkoły w Bijakovici. Tylko Ivanka nie uczęszczała do żadnej szkoły. Mieszkała w Mostarze. Rok wcześniej zmarła jej mama. Razem z tatą, bratem i młodszą siostrą przeprowadzili się do Bijakovici.
Zachowanie dzieci właśnie w tych pierwszych miesiącach było decydujące: pozbawione prywatności, prześladowane, szykanowane, wyśmiewane przez media. A pomimo tego wszystkiego, wplecione w plany Nieba, trzymały się uparcie swoich zeznań. Jeśli byłaby to ich zabawa albo pułapka, z pewnością po kilku miesiącach zniechęciliby się, odwołaliby swoje słowa, wróciliby do „normalnego” życia, do gry w piłkę, do zabawy.
Chociaż osoby widzące nie były obecne – po 15 dniach zabroniono im wspinaczki na górę objawień – ludzie nie przestali tam przychodzić. Przybywali pielgrzymi z zagranicy. Dwoje włoskich kapłanów i teologów radziło biskupowi Splitu, Franjo Franiciowi odwiedzenie Medziugorja, ponieważ dzieją się tam wielkie i prawdziwe wydarzenia. Przyjechał w grudniu, w czasie adwentu, anonimowo. Uczestniczył w całym wieczornym programie modlitw i był zadziwiony pobożnością wiernych, modlitwą całego ludu Bożego.
Przekonał się, że objawienia są prawdziwe i stał się jednym z obrońców Medziugorja. Należał do uznanych członków Konferencji Episkopatu, a także Rady Prezydenta ds.Wiary. Tak więc zyskaliśmy wiarygodnego świadka, który nie bał się uznać prawdziwości objawień, biorąc pod uwagę ich owoce. Później osobiście poznał osoby widzące, przeprowadził z nimi długie rozmowy, czasem szukał u nich rady we własnych sprawach, szczególnie pytając Mariję.
Ojciec Jozo został skazany na trzy lata więzienia w sfingowanym procesie. Biskup Zanic stopniowo dystansował się od tych wszystkich wydarzeń. Chwile decydujące w jego postawie wobec objawień rozegrały się na początku 1982 r. Dwaj franciszkańscy kapłani z Mostaru, o. Ivica Vego i o. Ivan Prusina, szukali u osób widzących rady i schronienia. Prawdopodobnie jedna z osób widzących powiedziała wówczas, że biskup osądził ich zbyt pochopnie, że powinien ich mądrzej potraktować. Dla biskupa był to jednoznaczny znak, że nie może przez dzieci mówić Matka Boża, ponieważ Ona nie ważyłaby się występować przeciwko władzy kościelnej. Tejże zimy biskup powołał pierwszą komisję, która miała się zająć kwestią Medziugorja. Składała się z czterech osób, a on osobiście jej przewodniczył.
Można śmiało stwierdzić, że dzieci nie były już potrzebne dla ruchu pielgrzymkowego. Stały się punktem zapalnym, ale później wierni samodzielnie kroczyli drogą nawrócenia, zaproponowaną przez Matkę Bożą: praktykowali częstą modlitwę i gruntowną spowiedź, czyli powracali do tego, co stanowi właściwie sedno biblijnego przesłania.
W całej miejscowości panowało napięcie. Przy wjeździe policja sprawdzała samochody, na punktach wartowniczych stali mieszkańcy wsi zmuszeni do służby, znosząc z cierpliwością nocne dyżury. Policja i władze partyjne zastraszały ludzi. Nieustanne grożenie więzieniem spowodowało izolację miejscowych członków partii, których omijano szerokim łukiem.
Ludzie stanęli całkiem naturalnie po stronie objawień. Kościół był każdego wieczoru wypełniony głównie parafianami, ale także wiernymi z pobliskich parafii, którzy przybywali w weekend z całej Chorwacji, a szczególnie z Dalmacji. Nie wszyscy, którzy chcieli przyjechać, mogli to uczynić, ze względu na szereg powodów: kryzys paliwowy, bony na paliwo, regulowany w określonych dniach ruch pojazdów. Pomimo przeszkód przyjeżdżało coraz więcej ludzi.
Nowy proboszcz – 1982 – ciągłe groźby komunistów
Administratorem parafii był o. Zrinco Cuvalo. W czerwcu 1982 r. odwiedził mnie w Humac o. Jozo Pejic i podzielił się ze mną informacją, że Zarząd Prowincji ma zamiar zaproponować biskupowi Mostaru moją kandydaturę na proboszcza parafii Medziugorje. Próbowałem się sprzeciwić, ale na nic zdał się mój opór. Całe dwa dni godzinami przekonywałem, że ja się nie nadaję. O. Ivan Dugandzic, o. Tomislav Vlasic i o. Vendelin Karacic są tego świadkami. Wiedziałem, że ówczesny proboszcz przebywał w więzieniu. Ponadto byłem świadomy, że niemożliwe jest, aby było dwóch proboszczów. Wśród wiernych tamten proboszcz uchodził za świadka objawień oraz męczennika. Co powiedzą parafianie, kapłani oraz inni wierni, jeśli prawowity proboszcz zostanie zastąpiony innym księdzem? Z jednej strony trzy lata to zbyt długi okres, by pozostawić parafię bez proboszcza, a więc sprawa musiała być jakoś rozwiązana. Z drugiej strony ten, który przejmie parafię, natrafi na wiele przeszkód z każdej strony. Poszedłem do o. Tomislava Vlasica i opowiedziałem mu całą historię. Poprosiłem go, aby zapytał osoby widzące o radę. Wieczorem, 16 lipca przysłał mi pisemną odpowiedź. Osoby widzące powiedziały, że powinienem się zgodzić na tę służbę, do której jestem wzywany. Te słowa wywołały radość serca. Gdy otrzymałem oficjalny dekret prowincjała o przeniesieniu z Humac do Medziugorje, poprosiłem najpierw o miesiąc urlopu. Tak więc zjawiłem się w Medziugorju tydzień po uroczystości Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Jestem tu już sześć lat, także w najcięższych okresach, gdy w więzieniu byłoby bezpieczniej niż na medziugorskiej parafii.
Groźby, zastraszenia i zakazy nie ustały. W Citluk komuniści działali bardzo ostro, w szczególności należy tu wspomnieć Zorę Saravanja, nauczycielkę, pełniącą stanowistko przewodniczącej miejscowej jednostki partii. Także miejscowi działacze partyjni nie byli zbyt życzliwi. Każda prośba o pozwolenie na budowę lub załatwienie innych spraw spotykała się z murem milczenia. Gdy byłem proboszczem, nie zbudowaliśmy żadnego budynku. Było nas na parafii trzech i mieliśmy do dyspozycji trzy pomieszczenia. O. Slavko Barbaric, pochodzący z Mostaru, dzielił swój pokój od czasu do czasu z o. Tomislavem Vlasicem. Wcześniej pokój należał do proboszcza. Trzy siostry zakonne były zmuszone żyć w nieludzkich warunkach, w pokoju wielkości 9 m2, bez własnej łazienki, prysznic musiały zainstalować piętro niżej w umywalni. Z czasem kazałem przystosować do zamieszkania trzy pokoje w lewej wieży, ale latem było tam za gorąco, a zimą przeraźliwie zimno. Ale jakoś musieliśmy sobie radzić. Na zewnątrz nie było ustawionych przenośnych toalet, co najwyżej ubikacja na wolnym powietrzu, przewidziana dla uczniów. Kazałem przystosować ją dla pielgrzymów i dlatego zostałem pociągnięty do odpowiedzialności – jakże śmiałem przerabiać własność państwową?! Nie było bieżącej wody, żadnych środków higienicznych, a przecież pielgrzymi przybywali ze wszystkich stron świata. Wobec zagranicznych przyjezdnych stosowano szczególne środki kontroli. Wszyscy musieli rejestrować się na posterunku policji w Citluk. Wobec obowiązku meldunku nie uznawano wyjątków. Mieszkańcy wioski bardzo się bali, ale jednocześnie czuli się dumni. Przy okazji większych spotkań albo dni świątecznych wokół domu kręcili się członkowie UDBA, czyli tajne służby. Rozpoznawaliśmy ich. Uważnie słuchali każdego kazania, obserwowali każdy ruch. Nasi „aniołowie stróżowie” nie spuszczali z nas oczu. A przecież trzeba jasno powiedzieć, że był to środek psychicznego znęcania się i ogromne obciążenie nerwów. Dopiero w rocznicę objawień w roku 1983 ponownie umożliwiono dojście na górę objawień oraz na Krizevac.
Tak wyglądała sytuacja przez czas mojego pobytu na parafii. Z racji, że nie dostawaliśmy pozwolenia ani na budowy ani na większe remonty, postanowiliśmy kupić działki za kościołem. Były tam pola i winnice. Wtedy rozpoczęliśmy prace nad zagospodarowaniem terenu wokół kościoła. Wszystkie prace na wykupionym terenie odbywały się bez uzyskania pozwolenia. Gdybyśmy próbowali je uzyskać, po raz kolejny spotkalibyśmy się z odmową, a więc budowaliśmy nielegalnie. W ten sposób wykonaliśmy także zewnętrzne oświetlenie oraz sieć elektryczną w kościele. Musieliśmy zrobić dwa wyjścia awaryjne, ponieważ było bardzo duszno. Wówczas niemożliwym było zainstalowanie klimatyzacji w kościele, chłodzenia latem i ogrzewania zimą. Czyniliśmy ku temu próby, oglądaliśmy systemy klimatyzacyjne w wielu budynkach, choćby w hotelach nad morzem, ale nie mogliśmy nic u siebie wykonać. Ponadto technika nie była wówczas tak zaawansowana jak obecnie. Aby przynajmniej częściowo ratować sytuację, latem wyjmowaliśmy szyby w oknach kościoła. Tak wielu ludzi przyjeżdżało tutaj z całej Chorwacji, z całego świata.
Ze Słowenii pielgrzymi przybywali pociągami linii Ljubljana-Mostar. Pewnego razu władze nie uruchomiły połączeń autobusowych i pielgrzymi musieli dojechać taksówkami do Medziugorja (30 km od Mostaru). Jeśli chodzi o podejście władz do wszelkich kwestii związanych z Medziugorjem, można powiedzieć, że bardzo starali się wszystko utrudniać. Przy jakiejś okazji arcybiskup Franic wyraził swoje zdanie: Medziugorje przyniosło w jego archidiecezji więcej owoców w zakresie duszpasterstwa niż wszystkie inicjatywy podjęte od zakończenia II wojny światowej. Był w swoich słowach szczery, a jednocześnie wystarczająco dojrzały w wierze, aby się do tego odważnie przyznać. Ludzie przyjeżdżali i wyjeżdżali nawróceni, napełnieni Duchem Świętym i jako świadkowie, niosący wiarę do swoich domów i środowisk.
Gdy opuszczałem parafię w roku 1988, nie można jeszcze było przeczuwać upadku komunizmu. Od gminy kupiliśmy starą szkołę klasztorną, która była wówczas ruiną. Zdążyliśmy w ostatniej chwili, gdyż agencja turystyczna Compas ze Słowenii miała zamiar przebudować ten budynek na wielki kompleks hotelowy. Dopiero w 1986 gmina łaskawszym okiem spojrzała na nasze ciągłe prośby i wytrwałe pisanie wniosków. Urzędnicy wzięli pod uwagę także kpiny opinii publicznej dotyczące braku sanitariatów (zbudowano je w 1987) Nie były one co prawda na poziomie cywilizacji zachodniej – wyglądały jak sanitariaty wojskowe albo dworcowe. Każda próba jakichkolwiek prac sankcjonowana była kontrolą komisji. Oczywiście do inspekcji delegowano nie-katolików, ale np. muzułmanina o nazwisku Dukic, który „załatwiał” swoją pracę za odpowiednią opłatą.
Jednym zdaniem, były to lata cierpienia i nędzy, czas prześladowań ze strony aparatu państwowego, restrykcji ze strony biskupa, który nie oszczędzał ani tutejszych kapłanów, ani osób widzących. Najpierw parafię opuścił zchorowany o. Veselko Sesar. Prowincjał wysłał na jego miejsce o. Slavko Barbarica. Następnie przybył tu o. Dobroslav Stojic. Ale ojca Vlasica, który według biskupa był głównym oszustem i osobą kluczową w rozpowszechnianiu objawień, przeniesiono wkrótce do Vitiny. Na jego miejsce przydzielono o. Petara Ljubicica. Kiedy biskup zmusił prowincjała, aby przeniósł o. Slavko z Medziugorja do Blagaj, prowincjał na moją prośbę zaproponował o. Ivana Dugandzica.
Osoby widzące, po tym jak zostały przepędzone przez policję z góry objawień, otrzymywały je w pomieszczeniu po prawej stronie ołtarza, tam, gdzie przed początkami objawień sprawowano poranną Eucharystię. Wtedy biskup zabronił im odmawiania różańca, a następnie nakazał im opuścić to pomieszczenie. Później otrzymywali objawienia w domu parafialnym. A więc zmusił nas, kapłanów, abyśmy ich stamtąd wyprowadzili. Wskutek tego Maryja przychodziła do dzieci na chórze kościoła, a później w małym pokoiku w wieży kościoła. Ale to również nie odpowiadało biskupowi. Zmuszeni zostali do opuszczenia kościoła, tak że otrzymywali objawienia w swoich prywatnych domach.
Objawienia dawane Mirjanie zakończyły się w Boże Narodzenie 1982, u Ivanki – w maju 1985, u Jakova – we wrześniu 1998 (dokładanie 3 lata przed zamachem na WTC w Nowym Yorku i Pentagon 11.09.2001). Wszystkie te szykany ze strony władz Kościoła znieśli z cierpliwością, choć przypuszczam, że czuli się w duszy odrzuceni i słusznie mieli prawo być rozżaleni. Nie zostali przez Kościół przyjęci, ale odepchnięci. Jednak Maryja udzielała im wewnętrznej siły, aby się nie zniechęcili.
Szczególnym szokiem musiało być dla nich zdarzenie, gdy miejscowy biskup przy ich wystąpieniach (regularnie przy udzielaniu sakramentu bierzmowania) podważał ich świadectwo. Zaprzeczał istnieniu jakichkolwiek objawień, a ich traktował jako kłamców podburzających lud. Były to nie tylko publiczne zarzuty, ale po prostu oszczerstwa.
Orędzie z Medziugorja
W ciągu pierwszych dni objawień wszyscy byli przestraszeni, zarówno osoby widzące, jak i wierni. Było wystarczająco dużo zamieszania, znaków zapytania i ciekawskich osób, które chciały wydobyć z widzących wszelkie możliwe informacje. Traktowali ich tak, jakby mieli „gorącą linię” do nieba i przychodzili z różnymi pytaniami, na które widzący nie mieli odpowiedzi.
Drugiego dnia objawień Maryja przedstawiła się jako Matka Boga: „Jestem Najświętszą Maryją Panną”, a dnia czwartego przekazała słowa do kapłanów, aby byli wierni swej kapłańskiej posłudze. Piątego dnia na pytania osób widzących: „Czego oczekuje od wiernych?” odpowiedziała: „Pragnę, abyście się modlili i mieli niezachwianą, mocną wiarę.” Wszystkie te wydarzenia były przypomnieniem całemu komunistycznemu światu, że Bóg istnieje. Przy tej okazji jasno zabrzmiała odpowiedź na pytanie o tych, którzy nie wierzą: „Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli.” W ciągu tych pierwszych dni osoby widzące przekazały proboszczowi słowa Maryi o modlitwie, nawróceniu i pokoju. Następnie powiedziały o poście i sakramencie pokuty. Objawienia nie były systematyczne. Wydaje się, jakby te osoby podążały za silnym wewnętrznym bodźcem, aby przebywać z Maryją jak z mamą, jak z najlepszą przyjaciółką.
Począwszy od 1 marca 1984 r. Maryja przekazywała orędzia w czwartki przez Mariję Pavlović. Ich treść dotyczyła parafii. Pragnęła na nowo rozpalić serca wiernych właśnie tej parafii, którą sobie wybrała. Orędzia są krótkimi prorockimi sugestiami, aby życie chrześcijan było zbudowane na właściwym fundamencie, czyli oparte na Bogu. Czwartkowe przesłania Matki Bożej trwały trzy lata, do początku roku 1987. Później Marija Pavlović otrzymywała orędzia każdego 25 dnia miesiąca. I tak jest do dziś.
Często mogłem towarzyszyć Mariji podczas objawień. Tuż po otrzymaniu objawienia Marija spisywała słowa do zeszytu, ponieważ później nie była w stanie odtworzyć treści w tej samej formie, w jakiej je słyszała w pierwszym momencie. Spotykaliśmy się regularnie, aby poprawić błędy gramatyczne i ortograficzne, biorąc pod uwagę dokładność orędzia i poprawność językową. Skorygowaną wersję Marija zatrzymywała dla siebie, a także przekazywała tłumaczom. Nie było żadnej manipulacji przy przepisywaniu orędzi ze strony kapłanów, choć słychać było takie zarzuty i insynuacje. Orędzia są w swej istocie prorockimi impulsami, często ganią, czasem chwalą, a wszystko dzieje się w konsekwencji przyjęcia słów Maryi. Nie zawierają żadnych doktrynalnych błędów.
Badania naukowe
Od początku Medziugorje było magnesem przyciągającym grupy naukowców. Jak już wspomnieliśmy, lekarze z Citluk i Mostaru sformułowali na podstawie przeprowadzonych badań wnioski, iż osoby widzące są zdrowe. Słowacki psychiatra, dr Ludwik Stopar przybył w roku 1982 i 1983, obserwował i przesłuchiwał osoby widzące, po czym stwierdził, że nie wykazują żadnych zaburzeń psychicznych, a ekstazy są autentyczne. Chciał się przekonać o tym także dr Rene Laurentin. Z jego polecenia przybył tu razem ze swoim zespołem dr Henry Joyeux z Uniwersytetu Montpellier (Francja). Za pomocą najnowszych urządzeń badawczych rejestrowali stan osób widzących przed, w czasie oraz po ekstazie. Wnioski tychże badań opublikował następnie w swojej książce. W roku 2006, z okazji 25 rocznicy objawień, dr Joyeux ponowił swoje eksperymenty na dwóch osobach widzących: Mariji Lunetti-Pavlović oraz Ivanie Dragicević.
Także zespół lekarzy z Mediolanu zrobił badania w połowie lat 80-tych. Ich wyniki opublikował w swoich książkach. Wniosek brzmiał jasno: ekstazy są prawdziwe, a młodzi ludzie otrzymujący objawienia nie kłamią ani nie mają halucynacji.
W latach 90-tych osobami widzącymi zainteresował się ksiądz redemptorysta prof. dr Andreas Resch, który zajmuje się psychologią, zjawiskami paranormalnymi, stanami człowieka w sytuacjach granicznych. Po przesłuchaniu osób widzących również jego wnioski były pozytywne: nie wykazują objawów epilepsji, katalepsji, hipnozy, halucynacji, ani żadnych stanów paranormalnych. Ekstazy, jak stwierdził, są autentyczne.
Reasumując, można stwierdzić, że wnioski niezależnych od siebie zespołów fachowców, którzy badali osoby widzące pod różnym kątem, pozostają podobne: widzący są zdrowi, normalni, nie wykazują patologicznych objawów, natomiast podczas ekstaz dzieje się z nimi coś cudownego. Odstępstwo poczynił jedynie prof. Belanguer z Kanady, który zajmuje się zjawiskami paranormalnymi, a konkretnie złośliwymi duchami domowymi, które przesuwają przedmioty. Podważył autentyczność objawień. Trzeba jednak zaznaczyć, że podszedł do kwestii objawień z punktu widzenia osoby niewierzącej.
Od strony badań naukowych można stwierdzić, że żadne z dotychczasowych objawień Najświętszej Maryi Panny nie zostało w takiej mierze zbadane naukowo, zarejestrowane na zdjęciach, nagraniach i filmach video. Żadnym innym objawieniem naukowcy nie zajmowali się tak dokładnie. Jeśli chodzi o pomoc przy badaniach, osoby widzące wykazywały się cierpliwością i chęcią współpracy. Nie uchylały się przed żadnym badaniem, ani spotkaniem z naukowcami czy lekarzami, tak że można wykluczyć jakiekolwiek formy oszustwa czy iluzji. Poddawały się temu, czego od nich żądano, o co proszono, chociaż niekiedy było to męczące lub upokarzające. Chcieli, aby również ich poddanie i posłuszeństwo stało się środkiem ewangelizacji i przekazania prawdy o Medziugorju.
Medziugorje – konkretna wiara i pobożność wiernych w Kościele
Wielokrotnie słyszy się o duchowości lub pobożności medziugorskiej, w którą wplecione są elementy charakterystyczne dla tych objawień. Urzeczywistnia się dokładnie to, co głosili niestrudzenie obaj papieże: zarówno bł. Jan Paweł II, jak i Benedykt XVI. Mówili o przenikaniu serc i ich nawracaniu, jakiego Bóg dokonuje w wiernych przez ich modlitwę, adorację Najświętszego Sakramentu, pracę nad osobistymi wadami i charakterem, przebaczenie, odnowę życia wewnętrznego, odkrycie na nowo sakramentu pojednania, regularne przystępowanie do sakramentów, pogłębianie wiedzy religijnej i teologicznej, osobistą decyzję nawiązania głębokiej relacji z Jezusem Chrystusem, czytanie Pisma Świętego, szczególnie za pomocą metody lectio divina. Wszystko to, razem z zaproszeniem do podjęcia praktyki postu, stanowi część składową chrześcijańskiego życia, jakie ukazane jest w objawieniach z Medziugorja. Także Katechizm Kościoła Katolickiego podkreśla konieczność różnych form pobożności, np.: kult relikwii, szczególne nabożeństwa do świętych, odwiedzanie sanktuariów, pielgrzymki i procesje, nabożeństwa drogi krzyżowej, taniec liturgiczny, modlitwa różańcowa, noszenie medalików. Poprzez kontynuację tych pierwotnych form uwielbienia Boga, Kościół jest nadal żywy, zgodnie ze słowami św. Piotra: Wy zaś jesteście wybranym plemieniem, królewskim kapłaństwem, narodem świętym, ludem [Bogu] na własność przeznaczonym, abyście ogłaszali dzieła potęgi Tego, który was wezwał z ciemności do przedziwnego swojego światła, wy, którzyście byli nie-ludem, teraz zaś jesteście ludem Bożym, którzyście nie dostąpili miłosierdzia, teraz zaś jako ci, którzy miłosierdzia doznali. (1 P 2,9-10).
Określenia „plemię” oraz „kapłaństwo” są tu równoznaczne, posiadają tę samą wagę oraz ten sam podmiot. Wszyscy wierzący należą do jednego ludu Boga i świętego kapłaństwa. Dlatego też można stwierdzić, iż z tego punktu widzenia pobożność ludowa w Kościele jest identyczna z chrześcijańską pobożnością i duchowością, oczywiście wyłączając z ludowości pogańskie przesądy. W XVI w. narodziła się w teologii naukowa teoria, zajmująca się oceną kryteriów wiary. Powstała wówczas nauka o loci teologici, czyli o tzw. miejscach teologicznych, czyli o źródłach wpływających na treść prawd wiary. Dzisiaj teologia wymienia pięć takich źródeł: Pismo Święte, tradycja, następnie nauczanie Kościoła, nauki teologiczne oraz zmysł wiary ludu Bożego (‘sensus fidelium’). Nie mają one tej samej wagi, jeśli chodzi o znaczenie, gdyż Biblia jest niewątpliwie najwyższą normą i odniesieniem dla wiary chrześcijańskiej. Jednakże wszystkie inne źródła ubogacają wiarę w Kościele Chrystusowym.
Specyficzne znaczenie posiadają intuicje i natchnienia wiernych. Konstytucja dogmatyczna Soboru Watykańskiego II „Lumen Gentium”, wyraża się w tej kwestii w drugim rozdziale następująco: „Święty Lud Boży ma udział także w proroczej funkcji Chrystusa, szerząc żywe o Nim świadectwo przede wszystkim przez życie wiary i miłości i składając Bogu ofiarę chwały, owoc warg wyznających imię Jego (por. Hbr 13,15) i tę szczególną swoją właściwość ujawnia przez nadprzyrodzony zmysł wiary całego ludu, gdy poczynając od biskupów aż po ostatniego z wiernych świeckich ujawnia on swą powszechną zgodność w sprawach wiary i obyczajów. Albowiem dzięki owemu zmysłowi wiary, wzbudzanemu i podtrzymywanemu przez Ducha prawdy, Lud Boży pod przewodem świętego urzędu nauczycielskiego – za którym idąc, już nie ludzkie, lecz prawdziwie Boże przyjmuje słowo (por. 1 Tes 2,13) – niezachwianie trwa „przy wierze raz podanej świętym” (por. Jd 3), wnika w nią głębiej z pomocą słusznego osądu i w sposób pełniej stosuje ją w życiu.” (KK 12,1)
Trzeba zauważyć, że Sobór wyraźnie wysoko ceni duchowość chrześcijan, pobożność ludu Bożego oraz formy jej wyrażania w codziennym życiu, traktując je jako zmysł wiary wiernych. Przede wszystkim wierni stanowią fundamentalny podmiot zgodności i nieomylności w Kościele. Natomiast papież oraz urząd nauczycielski ogłaszają dogmaty oraz występują jako przedstawiciele całego Kościoła. Sobór Watykański I podkreśla również, że papież przed podjęciem decyzji ex cathedra („sytuacja, gdy [papież] sprawując urząd pasterza i nauczyciela wszystkich wiernych, swą najwyższą apostolską władzą określa zobowiązującą cały Kościół naukę w sprawach wiary i moralności”) – Konstytucja Pastor aeternus) powinien wspomagać się wszystkimi dostępnymi środkami (auxillis), tak by mógł swoją decyzją optymalnie odnieść się do wiary całego uniwersalnego Kościoła. W takiej perspektywie sensum fidelium, zmysł wiary wiernych, przyczynia się aktywnie do lepszego i głębszego poznawania prawd wiary.
W ramach teorii poznania, w ujęciu teologicznym, intuicja wiary stanowi samodzielną płaszczyznę wśród codziennych doświadczeń wierzących. Należy ją traktować poważnie we wszystkich obszarach życia chrześcijańskiego, a szczególnie w pobożności i duchowości. Rozwija się ona w społeczności konkretnych ludzkich istnień poprzez modlitwę, znaki (znak krzyża, woda święcona, uklęknięcie przed Jezusem obecnym w tabernakulum, skłon przed świętymi obrazami itp.), kult świętych, sakramentalia, kształtowanie całego chrześcijańskiego życia, włączanie wiary w codzienność. Chrześcijanin staje się chrześcijaninem przez osobiste życiowe doświadczenie treści prawd wiary w całej istniejącej rzeczywistości: w wydarzeniach życia, w sercu, w świecie, ponieważ Słowo stało się ciałem – Jezus przeszedł przez całość doświadczenia bycia człowiekiem. Celem życia chrześcijanina jest wejście w osobową i osobistą, zbawczą relację z Wcielonym Słowem. To się dzieje w Kościele, w którym wierzymy, że Jezus jest jedynym pośrednikiem między Bogiem a człowiekiem, oraz jedynym Zbawicielem. Kwestię zasadniczą stanowi pytanie, jak wierzący mogą już tutaj na ziemi wejść w realne zjednoczenie z Bogiem, z Jezusem Chrystusem. Bóg jest blisko nas w Słowie, w sakramentach oraz we wspólnocie Kościoła. Teologia uczy nas, że warunkiem każdego doświadczenia Boga w życiu człowieka jest jedynie łaska Boża. Bóg sam zapoczątkowuje relację ze swoim stworzeniem, On się mu objawia, aby człowiek nawrócił się ku Bogu całym swoim sercem i żył w pełni, wzrastając w relacji ze swoim Stwórcą i Ojcem. Duchowość stanowi ważny element każdej prawdziwej religii. Lud boży jest ważną i integralną częścią żywej i konkretnej wiary, w związku z tym pobożność ludowa jest również istotną częścią chrześcijaństwa. Doskonale obrazują ten fakt sanktuaria maryjne w miejscach objawień Matki Bożej. Wśród wielu z nich nie można pominąć Medziugorja, w którym od 30 lat obserwujemy, jak działa zmysł wiary wierzących. Idziemy za intuicją wiary wierzących, którzy się gromadzą i modlą, są mocno przekonani o tym, że tu objawiła się Matka Boża, doświadczają Jej obecności i działania w swoim życiu, a następnie dzielą się swoim świadectwem z innymi ludźmi. Tak lex credendi, prawo wiary (mianowicie to, że Maryja się objawia) staje się lex orandi, prawem modlitwy, tak, że panuje zgodność oraz relacja wymiany: lex orandi statuit lex credendi, prawo do modlitwy staje się podstawą do zaistnienia prawa wiary. Również ten czynnik należy nazwać i uwzględnić przy ocenianiu fenomenu Medziugorja.
W ramach wniosków
Medziugorje ma obecnie swoich zagorzałych zwolenników, jak i zajadłych przeciwników. Stosunek Kościoła można porównać do nałożenia na to miejsce embargo. Medziugorje jest osądzane i ignorowane, dotyczy to zwłaszcza wielkich spotkań, konferencji i zebrań, np. rekolekcji kapłanów, światowych spotkań młodych, które pozostają w kościelnej opinii publicznej przemilczane i nienagłaśniane. Medziugorje nie ma oficjalnie w Kościele prawa publicznego zaistnienia, podczas gdy wierzący niestrudzenie angażują się w poszukiwaniu sensu, prawdy oraz autentycznego doświadczenia wiary. Najświętsza Maryja Panna ukazuje się ludziom, aby przypomnieć o ewangelicznych prawdach wiary, które mogą być źródłem nadziei także dzisiaj, w świecie pozbawionym nadziei, miłości, współczucia i coraz bardziej Boga. Nasza nadzieja ma dwa wymiary, horyzontalny i wertykalny. Maryja podkreśla ten drugi, a więc relację z Bogiem w modlitwie i pokorze. Człowiek potrzebuje relacji z Bogiem, od którego pochodzi i do którego powraca. Oto sedno maryjnych przesłań, z jakim przychodzi do ludzi przez wieki.
Ostatecznie nie od nas ono zależało ani nie zależy. Żadne ludzkie autorytety nie wpłynęły na zjawiska w Medziugorju, przede wszystkim nie przyczynili się do nich kapłani, którzy później towarzyszyli objawieniom (o. Jozo Zovko, o. Tomislav Vlasić, zmarły o. Slavko Barbarić). Medziugorje zostało Kościołowi dane jako miejsce modlitwy, nawrócenia, nowej perspektywy i nadziei dla świata.
Wszyscy najwybitniejsi przodownicy tego miejsca zostali przez wyższą władzę oddaleni – albo umarli albo ich odwołano dekretem (zarówno o. Jozo, jak i o. Slavko, o. Ljudevit, o. Tomislav Vlasić.) Medziugorje zaś nadal trwa i pisze swoją historię bez nich. Z pewnością Medziugorje ma swoje stałe miejsce w świadomości Katolików. Medziugorja nie stworzyli ani ojcowie franciszkanie, ani kler swoimi możliwościami czy wiedzą, ale powstało z woli Boga, który rozpoczął budowanie tego dzieła od wierzącego ludu, od świeckich. Jeśli pochodziłoby od ludzi, dawno znikłoby z powierzchni ziemi. Ale my jesteśmy świadkami, że Medziugorje z dnia na dzień wzrasta i obejmuje Kościół na całym świecie. Tego nie mogą pozostawić bez należnej uwagi również władze Kościoła w Watykanie.
To jest prawdopodobnie powód, dla którego najwyższe władze Kościoła badają zjawiska w celu wydania jednoznacznej opinii. Przybycie kard. Christopha Schönborna w dzień Nowego Roku 2010 stanowi niewątpliwie punkt zwrotny w historii tego miejsca. Wejście w nową dekadę naznaczył upadek niewidzialnego muru, który zbudowano przez lata wokół Medziugorja. Gdy Europa i świat świętował 20 rocznicę upadku muru berlińskiego, upadł jeszcze jeden mur, który wznieśli niektórzy uporczywym kwestionowaniem i wzbudzaniem kontrowersji wokół Medziugorja. Przybycie wiedeńskiego kardynała pozbawiło argumentów tych wszystkich, którzy podkreślali fakt nieuznania objawień przez Kościół i konieczność czekania na ostateczną opinię urzędu nauczycielskiego. Nie można mówić o definitywnym roztrzygnięciu sprawy bez osobistego kroku ku Bogu, bez nawrócenia. Sprawa nie może być rozpatrywana zza zielonego stolika, ale przede wszystkim na kolanach.
W międzyczasie Medziugorje wyróżniło się przez lata jako miejsce modlitwy i nawrócenia, uzdrowień oraz decyzji o gruntownych życiowych zmianach, miejsce, w którym niezliczona liczba osób znalazła drogę do własnego serca i do Boga. Również tutaj wielu odkryło i odpowiedziało na zaproszenie Boga do powołania zakonnego i kapłańskiego. Medziugorje stało się szkołą modlitwy i adoracji, żywej duchowości i intensywnego praktykowania życia sakramentami świętymi.
Sobór wyznaczył sobie cel odnowy Kościoła, zarówno hierarchii, jak i wiernych. Możemy zatem ze spokojem stwierdzić, że Medziugorje jest najpiękniejszym owocem posoborowej odnowy. Widzimy to w nawróceniu na kolanach, w głębokiej, zawierzającej modlitwie przed Wszechmogącym, w przystępowaniu do sakramentów, w głoszeniu Dobrej Nowiny. Wszystko to są najlepsze środki „medyczne” na uleczenie kulejących i chorych dusz współczesnych ludzi.
Medziugorje nikomu nie zaszkodziło, natomiast bardzo wielu osobom uratowało życie. Św. Paweł mówi w swoim liście: Nie gaście ducha! Jesteśmy przekonani, że nie ma nikogo, kto byłby w stanie to uczynić. Wydaje się jasne, że drzewo musi być przycinane, doglądane, a chwasty wyrwane, bo mogą się rozprzestrzenić. Istotne jest, aby jeszcze raz podkreślić: początki, pierwsze dni są najważniejsze. Zaistniały bez jakiegokolwiek wpływu otoczenia na osoby widzące, które zostały wyjęte z ich życia prywatnego i umieszczone w centrum publicznych zainteresowań i debat. Były i do dzisiaj są świadkami objawień. Dlatego trzeba według słów św. Pawła rozniecać ducha, ponieważ „nie dał nam Bóg ducha bojaźni, ale mocy i miłości i trzeźwego myślenia”. (2 Tm 1,7)
Jeśli śledzi się z bliska sprawy wokół Medziugorja, można stwierdzić, że w tym miejscu w praktyce stosujemy teologiczną zasadę sensus fidei, zmysłu wiary i consensus fidelium, zgodności w wierze, gdyż Duch Święty działa bezpośrednio w ludzie bożym. Sprawdza się tutaj także stara zasada, według której prawo modlitwy daje podstawę do zaistnienia prawa wiary (lex orandi statuit lex credendi). Św. Hilary tak pisał do odpowiedzialnych za nauczanie Kościoła, w okresie zamieszania spowodowanego przez arianizm: „Uszy wierzących były czystsze niż uszy biskupów.” Wydaje się, że także tutaj ucho i serce ludu są bardziej otwarte na nowe niż u kościelnych dostojników. Jak się ludzie modlą, w taki sposób wierzą. Przez modlitwę i liturgię dochodzi się do pewności przekonań i do ufnej wiary. Odzwierciedla się to w świadomości całego Kościoła.
Przekład z niem.: Alicja B.
Tekst pochodzi z austriackiego
kwartalnika Medjugorje. Gebetsaktion nr 103, str. 6-13