
MATKA BOŻA UCZY NAS MODLITWY RÓŻAŃCOWEJ
Ivan Dragičević żyje z rodziną przez większość roku w USA. Jest jedną z trzech osób widzących, które otrzymują widzenia każdego dnia. Na przełomie roku 2015/2016 przebywał w Medziugorju. Promieniuje z niego ogromny pokój i stałość ducha. Wiele podróżował, przekazując na całym świecie orędzie Matki Bożej z Medziugorja – przesłanie o konieczności modlitwy, spowiedzi, nawrócenia, postu i pokoju. W bezpośredniej rozmowie robi wrażenie jego głęboka relacja z Bogiem. Jego codzienne życie dostosowane jest od ponad 34 lat do codziennych spotkań z Matką Bożą.
– Mija drugi dzień nowego roku 2016. Bardzo się cieszymy, że możemy Cię spotkać ponownie w Medziugorju. Właśnie wracamy spod Niebieskiego Krzyża. Mógłbyś powiedzieć nam więcej o tym znaku?
– Na drugi lub trzeci dzień od rozpoczęcia objawień, władza komunistyczna zamknęła wejście na górę, na której ukazywała się Matka Boża. Postawiono strażników, a my jako młodzi modliliśmy się we wsi Podbrdo. Najpierw modliliśmy się na balkonach naszych domów, następnie na ulicach. Wchodziliśmy na wzgórze, dopóki policja nie odcięła drogi.
W latach 1981-1982 miejsce, w którym stoi obecnie Niebieski Krzyż, było trochę bardziej zamaskowane, ukryte wśród murów i zarośli. Dziś jest ono przestrzenią otwartą. Dla nas młodych było to miejsce regularnych spotkań. Modlitwa stała się początkiem istnienia wspólnoty „Kraljica Mira”, którą ja do tej pory, a właściwie Matka Boża prowadzi od ponad 33 lat. Spotykaliśmy się tam przez pierwsze lata objawień, gdy nie mogliśmy wchodzić na Górę Objawień. Razem z moim przyjacielem, śp. Nedjeljko, mężem siostry Vicki, wpadliśmy na pomysł, by postawić w tym miejscu jakiś znak, np. krzyż, aby je rozpoznawać. Zrobiliśmy więc krzyż z drewnianych desek. Gdy ludzie spostrzegli, że tu się coś dzieje, zaczęli stawiać świeczki, od których spłonął pierwszy krzyż.
Na skutek tego postanowiliśmy postawić mocniejszy, solidniejszy krzyż. Wspomniany przyjaciel zasugerował, aby krzyż w jakiś sposób ochronić. Tymczasem mój ojciec robił właśnie ogrodzenie wokół domu i pomalował je na niebiesko. Zostało trochę farby, o którą poprosiłem, aby móc pomalować nasz krzyż. W ten sposób do dziś przyjęło się, że stoi w tym miejscu Niebieski Krzyż.
– Ojciec Slavko Barbarić często wspominał o Niebieskim Krzyżu. Był duchowym opiekunem Waszej grupy modlitewnej? Minęło już wiele lat od jego śmierci. Jak określiłbyś jego wpływ na Twoje życie?
– Ojciec Slavko nie był aktywnym członkiem grupy, lecz gdy tylko był potrzebny, był do naszej dyspozycji. Przychodził często na spotkania, celebrował Eucharystię z okazji rocznicy powstania grupy i głosił dla nas katechezy, a więc miał realny wpływ na naszą formację.
We współczesnych czasach wspólnoty modlitewne są niezastąpione. Dobrze jest, gdy są prowadzone przez osoby świeckie, a jednocześnie mają opiekę duchową w osobie kapłana. Każdej wspólnocie powinien towarzyszyć ksiądz ze względu na prowadzenie grupy we właściwym kierunku, ponieważ zdarza się, że osoby świeckie prowadzą wspólnotę według własnego pomysłu tak, że zaczynają podążać drogą obok Ewangelii i niezgodnie z nauką Kościoła. Po śmierci o. Slavko towarzyszył nam o. Danko i inni kapłani, których prosiliśmy o opiekę nad wspólnotą. W ten sposób wspólnota rozwijała się zdrowo i nikt z niej przez te 33 lata nie odszedł. Jeśli lider za bardzo zaznacza swoją przewagę we wspólnocie, z czasem staje się to nie do wytrzymania i doprowadza do jej rozłamu.
– Jak wygląda modlitwa w Waszej wspólnoty?
– Gdy jesteśmy razem z innymi na Górze Objawień modlimy się modlitwą różańcową oraz śpiewamy pieśni. W ten sposób przygotowujemy się do przyjścia Matki Bożej. Jeśli jesteśmy w kaplicy, czytamy Pismo Święte, rozważamy treści orędzi oraz modlimy się różańcem, dzielimy się naszą refleksją w małych grupkach i uwielbiamy Boga pieśniami.
– Pewnego razu ktoś zapytał mnie, dlaczego w różańcu ciągle te krótkie zdania są powtarzane*. Odpowiedziałem, że jest to optymalna forma wejścia w medytację, głębszą modlitwę.
– Od 33 lat jestem w szkole Maryi i towarzyszę ludziom, którzy tu przybywają, a więc słyszę powracające pytania o to, dlaczego Matka Boża objawia się tak często, dlaczego wciąż powtarza te same słowa i nie mówi nic nowego. Ale musimy przyznać, że czyni dokładnie to, co robi każda mama, żeby jej dziecko nie zapomniało tego, o co je prosi. Nie znam mamy, która stwierdziłaby: powiedziałam raz, masz to zapamiętać i tak robić, bo więcej ci tego nie powiem.
Z różańcem jest podobnie – niełatwo jest dzieciom przyjąć różaniec jako modlitwę. Często mówią rodzicom, że jest nudny i monotonny. A chwilę później pytają, czy nie ma czegoś nowego i bardziej interesującego? Mówią tak, aby znaleźć powód do zaprzestania modlitwy. Natomiast różaniec jest modlitwą, której nas Matka Boża stopniowo uczy, to znaczy pragnie, abyśmy przyjmowali orędzia z miłością i modlili się całym sercem. Kto jest gotowy iść tą drogą? Musimy być przygotowani na długą drogę. Ćwiczmy się w wytrwałości i otwartości, aby otrzymać łaskę głębokiej modlitwy. Tak jak otwieranie serca jest procesem, tak również jest nim kształtowanie postawy modlitwy. Jeśli modlimy się różańcem, zaczynamy pewien rodzaj szkoły duchowości. Matka Boża nie wymaga od nas, abyśmy modlili się tylko różańcem. Są również inne sposoby modlitwy. Wspomina przecież o mszy świętej – cóż może być doskonalszą modlitwą niż jednoczenie się z Bogiem poprzez przyjęcie Jezusa Chrystusa Eucharystycznego?
– Wczoraj byliśmy w kaplicy podczas objawienia. Po spotkaniu z Matką Bożą zaznaczyłeś, że zaprasza Ona do modlitwy każdego, kto jest odpowiedzialny za pokój na świecie.
– Powiedziałem, że Matka Boża pragnie, abyśmy modlili się o pokój, a szczególnie za tych, którzy rządzą państwami na świecie, mają władzę i mogą być głosicielami pokoju, przedłużeniem Jej ramion niosących pokój. Jest to bardzo ważne szczególnie w naszych czasach, w których świat stał się tak zsekularyzowany, że wyrzucił Boga ze wszystkich dziedzin życia: z konstytucji, praw, parlamentu europejskiego. Bóg, który przez stulecia był obecny w publicznej przestrzeni, obecnie jest z niej zepchnięty na margines. Jeśli będziemy kroczyć w przyszłość bez Boga, skazani jesteśmy na upadek. Matka Boża powiedziała na samym początku objawień, że ludzkości grozi samozniszczenie. Obecnie ludzkość wyniszcza samą siebie na różnych płaszczyznach życia. Jeśli tylko dokładniej przyjrzymy się światu i rodzinie, zobaczymy, że dzieje się dokładnie to: rodzaj zimnej wojny.
– Niektóre kraje mają w swoich konstytucjach odniesienie do Boga. Co o tym sądzisz – czy jest ono tylko formalne, pozostawione na papierze?
– Nie możemy powiedzieć, że jedni są lepsi od drugich, ponieważ wszyscy jesteśmy podobni i równi sobie. Konstytucja jest konstytucją. Jeśli wszyscy trzymaliby się przepisów konstytucji, wszystko wyglądałoby inaczej. Jednak niewielu stosuje się do tych przepisów.
– Interesujące jest, że Ty oraz Marija żyjecie w innym miejscu niż Medziugorje. Jesteście jak dwoje misjonarzy: Ty w USA, a Marija – we Włoszech. Tam dajecie świadectwo o obecności Matki Bożej w objawieniach.
– Myślę, że w rzeczywistości było to w planach Bożych. Każdy może urzeczywistniać misyjną drogę, na swój sposób dawać świadectwo, nieść dobrą nowinę w świat, bo przecież Matka Boża przychodzi do nas naprawdę z radosną nowiną i nadzieją. Od wszystkich tych lat naszą misją jest właśnie rozszerzanie nadziei, zachęcenie ludzi do odwagi, pocieszanie ich, bez czynienia różnic ze względu na narodowość czy wyznawaną religię, ponieważ Matka Boża gromadzi wszystkie swoje dzieci, a Ona jest Matką wszystkich ludzi.
– Wiele podróżowałeś po świecie, a dwa lata temu odwiedziłeś Wiedeń. Jak postrzegasz obecną sytuację uznawania lub nieuznawania autentyczności objawień w Medziugorju?
– Nie mam w tej kwestii nic do dodania. Zostaliśmy przez minione lata poddani różnym badaniom i próbom. Osobiście zrobiłem wszystko co mogłem, m. in. jako pierwszy poddałem się badaniom medycznym. Trzeba być cierpliwym. Wiem, że Kościół potrzebuje czasu i nie spieszy się. Moim zadaniem jako człowieka wierzącego jest modlitwa w tej intencji.
Jesteśmy świadomi, że także wśród hierarchii kościelnej nie brakuje problemów i skomplikowanych spraw, które powinny być rozwiązane, a błędy naprawione. Mam nadzieję, i o to modlimy się razem z Matką Bożą, że Pan Bóg ma moc, by Kościół, czyli my wszyscy, stał się ostoją i światłem dla świata.

– Od kilku lat jesteś żonaty i masz czwórkę dzieci, a jednocześnie objawienia trwają przez lata każdego dnia. Jak udaje Ci się godzić to wszystko z obowiązkami rodzinnymi?
– Nie jest to trudne, ponieważ małżeństwo jest dla mnie świętością i wspaniałym darem. Na ten prezent od Boga starałem się solidnie przygotować, a Matka Boża mi w tym pomagała. Wszystko, co czynimy w naszym małżeństwie, pragniemy przekazać naszym dzieciom, to znaczy codzienne życie treściami orędzi.
Żadne małżeństwo nie jest doskonałe, a więc zawsze są sprawy, które trzeba korygować i ulepszać. Najpierw trzeba zobaczyć to, w czym się nie zgadzamy, aby móc próbować znaleźć wspólną drogę. Często nie umiemy zobaczyć tych spraw – nie jesteśmy na tyle duchowo dojrzali, aby zmierzyć się z naszymi różnicami. A jeśli już je widzimy, nie zawsze chcemy je zmieniać. Czasem strach jest powodem zastoju – kobieta nie ma wsparcia w mężczyźnie, ani on w niej, aby razem zacząć budować coś na nowo.
My z pomocą Matki Bożej staramy się pracować nad sobą. Gdy spotykam się z księżmi, biskupami czy kardynałami i słyszę: „Spójrz, osób widzących jest sześć, a żadne z Was nie weszło na drogę życia kapłańskiego. Ja widząc Matkę Bożą, zostałbym księdzem…”, wtedy odpowiadam, że kapłaństwo jest czymś wspaniałym, jest świętym sakramentem, lecz również założenie rodziny jest sakramentem. My wybraliśmy tę drogę i jesteśmy szczęśliwi. Czasami mówi się, że kapłan może się bardziej poświęcić głoszeniu Ewangelii. Owszem, lecz również rodzina może wiele uczynić we wspólnocie Kościoła. Myślę, że Matka Boża jest zadowolona z naszych decyzji.
– Jakie masz oczekiwania na rok 2016? Co chciałbyś powiedzieć naszym czytelnikom?
– Jest to Jubileuszowy Rok Miłosierdzia. Nie ma lepszego orędzia niż to, a więc zaproszenie do intensywniejszej modlitwy oraz odnowy w naszych rodzinach. Ze zdrowych rodzin pochodzą kolejne pokolenia ludzi, którzy zakładają zdrowe rodziny. Stopniowo dzięki odnowionym społecznościom odnawia się cały świat. W konsekwencji rodzi się świat, w którym panuje pokój. Bez pokoju w ludzkich sercach nie jest możliwe przyjście pokoju Chrystusa.
– Widzicie Matkę Bożą zawsze jako Królową Pokoju. Czy kiedykolwiek powiedziała, że jest Królową Pokoju czy Jej obecność oznacza pokój?
– Na początku objawiania się nam przedstawiła się jako Królowa Pokoju, mówiąc: „Jestem Królową Pokoju. Przychodzę do was, ponieważ chcę wam pomóc, aby nastał pokój.” I dodała: „Pokój, pokój, pokój.”
Jezus posłał swoją Matkę, aby nas na tej drodze prowadziła i ją wskazywała. Wołanie o pokój stanowi nieustanne zaproszenie Matki Bożej, do którego wraca i nam je tak często przypomina. Bez pokoju w ludzkim sercu trudno jest urzeczywistniać to, o co prosi Maryja. Jak można modlić się całym sercem, jeśli targałby nami niepokój? Jak można kochać bez pokoju serca? Jak można mieć nadzieję, nie mając w sercu pokoju?
– Także Ty otrzymałeś tajemnice, spośród których z pewnością nie wszystkie są piękne i miłe. A jednak pomimo wszystko macie ufność w Bogu.
– Nie wszystkie tajemnice brzmią pomyślnie dla świata. Dlatego też Matka Boża zachęca nas wciąż do modlitwy, która może złagodzić sposób urzeczywistnienia się tych tajemnic.
Przekład z niem.: s. Alicja B.
Tekst pochodzi z austriackiego kwartalnika Medjugorje. Gebetsaktion. Maria Koenigin des Friedens. nr 120, str. 8-13, Vox Domini 3/2016, str. 3-5.
* Może chodzić także o dopowiedzenia do modlitwy Zdrowaś Maryjo… inne w każdej dziesiątce Różańca, o czym św. Jan Paweł II pisał w 33 punkcie swego listu Rosarium Virginis Mariae: Już Paweł VI przypomniał w Adhortacji Marialis cultus praktykowany w pewnych regionach zwyczaj, by podkreślać imię Chrystusa, dodając do niego refren (tak zwane „dopowiedzenia”) nawiązujący do rozważanej tajemnicy. Jest to zwyczaj godny pochwały, zwłaszcza przy publicznym odmawianiu różańca. Wyraża on dobrze wiarę chrystologiczną, odnoszącą się do różnych momentów życia Odkupiciela. Jest to wyznanie wiary, a równocześnie pomoc w medytacji, która pozwala przyswajać i przeżywać misterium Chrystusa, w naturalny sposób związane z odmawianiem „Zdrowaś Maryjo”.