Sabrina Cović: Medziugorje jest dla mnie oazą

Sabrina Cović-Radojicić

MEDZIUGORJE JEST DLA MNIE OAZĄ

Nazywam się Sabina Cović-Radojicić. Jestem zamężna. Mam 44 lata. Przyjeżdżam do Medziugorja od r. 1989, kiedy miałam 22 lata. Urodziłam się w Osijek w Chorwacji. Wychowywałam się we Francji i Ameryce.

– Możesz nam opowiedzieć, jakie było twoje pierwsze spotkanie z tym miejscem?

– Przyjechałam do Medzigorja we wrześniu 1989 r., żeby spędzić dzień z przyjaciółmi, z którymi miałam współpracować. Pamiętam, jak jechaliśmy owego dnia z przyjaciółmi VW Golfem przez miejscowość. Nie wiedziałam właściwie, dokąd jedziemy. Ale im byliśmy bliżej góry objawienia, tym bardziej czułam się jakaś skrępowana. Myślałam, że tracę przytomność, ponieważ nie rozumiałam przytłaczających mnie uczuć. Nie odważyłam się powiedzieć, że chcę wysiąść z samochodu, choć było mi też słabo.
W pewnej chwili jeden z kolegów odwrócił się i powiedział: „Tutaj zaczynają się góry, na których objawia się Matka Boża”. Nie wchodziliśmy na górę. Jechaliśmy do kościoła. Gdy się tam zatrzymaliśmy, znajomi zapytali mnie, czy pójdę z nimi na kawę. Ale z powodu wszystkich tkwiących we mnie emocji, nie mogłam dłużej wytrzymać i powiedziałam, żeby poszli na kawę, a ja przejdę się do kościoła. Gdy weszłam, ksiądz akurat skończył czytać Ewangelię. Gdy zaczął mówić homilię, uczucia, które pojawiły się w czasie podróży samochodem, ponownie mnie zalały. Im dłużej kapłan mówił, tym głębiej rozumiałam słyszane słowa. Czułam się tak, jakby mówił bezpośrednio do mnie, jakby przenikał moją duszę. Za chwilę zapytałam osobę siedzącą obok, kim jest ten kapłan. Odpowiedziała, że to o. Slavko Barbarić. Nigdy wcześniej nie słyszałam o tym zakonniku ani o jego posłudze w tym miejscu. Tego dnia, w bardzo krótkim czasie jednej godziny, doświadczyłam silnej obecności Matki Bożej w moim sercu. Szczególnie w słowach tego kazania słyszałam Matkę Bożą, która mówiła do mnie przez o. Slavko.
Tego samego wieczoru wróciłam do Paryża, a jednocześnie do dzisiaj nie opuściłam Medziugorja, to znaczy każdego dnia nim żyję. Robię, co w mojej mocy, aby to dzieło rozpowszechniać.

– Na przykład?

– Niedługo potem poznałam o. Slavko, a on poprosił mnie, żebym została tłumaczem z języka francuskiego, służąc w ten sposób osobom widzącym oraz franciszkanom. Było mi łatwo wejść w kontakt z osobami widzącymi, ponieważ też byłam młodą osobą. Właściwie byliśmy rówieśnikami, a więc szybko się zaprzyjaźniliśmy. Później wszystko się jakoś samo potoczyło. Dodatkowo zaczęłam organizować pielgrzymki i spotkania modlitewne z osobami widzącymi i franciszkanami.

– Czy możesz opowiedzieć o twojej pracy, o wydawaniu różnych publikacji, filmów i kaset?

– Organizowałam pielgrzymki przez 15 lat. Rocznie wysyłaliśmy ponad 1,5 tysiąca pielgrzymów do Medziugorja. Była to bardzo ciężka praca, i wie o tym każdy, kto kiedykolwiek się tym zajmował. Przy pracy z pielgrzymami zauważyłam, że Francuzi nie mają zbyt wielu publikacji na temat Medziugorja we własnym języku. Długo zastanawiałam się, jak powinnam na to odkrycie zareagować. Przy okazji pięknego spotkania z ojcem Jozo Zovko, otrzymałam od niego radę, by zmienić pracę i zająć się właśnie tą inicjatywą, którą długo rozeznawałam. Powiedział mi, że powinnam włożyć cały swój wysiłek w pracę nad książkami dotyczącymi Medziugorja, które skierowane będą do wiernych krajów francuskojęzycznych. Rada ojca Zovko wydała mi się mądra, tak więc zajęłam się zamknięciem biura pielgrzymkowego, a jakiś czas później zaczęłam wydawać książki. Z początku pisałam książki i broszury, które omawiały podstawowe informacje o tym miejscu i objawieniach. Następnie współpracowałam z austriacką gazetą „Gebetsaktion Medjugorje”, którą tłumaczyłam na język francuski. Jednak z tłumaczenia tego zrezygnowałam, ponieważ nie mieliśmy zbyt wielu czytelników. Obecnie pracuję głównie jako wydawca książek, dokumentacji i kaset. Ostatni projekt szczególnie leżał mi na sercu, ponieważ razem z dziennikarzem Goranem Milicem, który pracuje w chorwackiej telewizji, nakręciliśmy film dokumentalny o Medziugorju. Goran jest moim przyjacielem od roku 1987. W jednej z rozmów zgodził się mi pomóc. Bardzo jestem mu za to wdzięczna, jak również innym, którzy mi pomagali w realizacji tego dzieła. I w ten sposób powstał film dokumentalny pt.: „Medziugorje – nadzieja dla świata”. Myślę, że pomoże on wielu ludziom na całym świecie lepiej poznać to cudowne miejsce.

– Jak osobiście doświadczasz Medziugorja oraz kontaktów z osobami widzącymi, które znasz już dosyć długo? Twoje życie jest ściśle złączone z tym miejscem. Jak postrzegasz dalszy jego rozwój?

– Każdy, kto doświadczył cudów tego miejsca, jest w pewien sposób za nie odpowiedzialny. Osoby widzące są dla mnie klarownym tego przykładem. Byli to ludzie wolni. Pewnego dnia mogli wyjść z domu i nigdy nie wrócić, żeby nie nieść ciężaru odpowiedzialności. Przecież nie musieli odpowiadać twierdząco na powołanie Boga do tej służby, którą podjęły ich rodziny oraz miliony ludzi na całym świecie…
Wychodzę z założenia, że sami z siebie nie możemy być szczęśliwi. Potrzebujemy towarzyszenia innych ludzi na drodze życia. Ponadto, jeśli człowiek przeżyje coś pięknego i silnego, zaraz pragnie się tym dzielić z innymi.
Znam osoby widzące już od 22 lat i nigdy nie widziałam ani nie słyszałam, aby nerwowo odnosiły się do jakiegokolwiek pielgrzyma. Choć ludzie potrafią być wyczerpujący w zadawaniu pytań, nigdy nie widziałam, aby osoby widzące były zniecierpliwione obecnością wiernych. Po tak wielu latach musieli postawić pewne granice dla własnego bezpieczeństwa i prywatności, ponieważ zdarzali się pielgrzymi, którzy jako pamiątkę chcieli wziąć ich włos albo część ubrania. Właśnie ich cierpliwość wobec pielgrzymów stanowi dla mnie dowód, jak ważny jest każdy człowiek w oczach Boga. Dlatego powinniśmy z miłością i szacunkiem traktować pielgrzymów oraz pomagać im, aby odczuli miłość Matki Bożej. Gdy taki człowiek powraca do domu, byłoby dobrze, gdyby poczuł się wezwany do bycia przedłużeniem ramion Matki Bożej w wypełnianiu Bożych planów. Przecież Maryja może działać jedynie za zgodą i z pomocą swoich dzieci, dlatego każdy z nas powinien być dłonią Maryi w świecie.
Medziugorje może przynosić fantastyczne owoce, jeśli tylko każdy z nas jako świadek objawień nie będzie zatrzymywał ich treści dla siebie i dla wąskiego grona znajomych, ale postara się je rozpowszechniać. Jest ono na tyle ważne, że powinno być rozszerzane. Posłużę się przykładem: jeśli tankujecie samochód i spotykacie pracownika stacji benzynowej, możecie w chwili rozmowy wspomnieć z uśmiechem o Medziugorju, by także on wiedział, że takie miejsce w ogóle istnieje. Nie poddawajcie się, nie mówcie, że akurat mój proboszcz nie będzie chciał słyszeć o Medziugorju, albo mój mąż czy żona zareagują nieżyczliwie. Nie poddawajcie się, ale bądźcie dziećmi Matki Bożej. Miłość wszystko zwycięża. Gdy idziemy drogą wskazaną przez Maryję w Medziugorju – wzrasta nasza świadomość odpowiedzialności za innych.

– Mieszkasz obecnie w Paryżu czy w Medziugorju?

– Od początku nurtowała mnie myśl, aby intensywniej zaangażować się w sprawy Medziugorja. Coraz więcej wysiłku kosztowało mnie organizowanie pielgrzymek. Czułam się odpowiedzialna w pierwszej linii za obszary francuskojęzyczne, gdyż francuski jest moim pierwszym językiem. Francuzi są moim zdaniem narodem o pięknej tradycji, bogatej historii i odgrywają ważną rolę na arenie światowej, jednakże zapomnieli, kim są. Na przykład na Wielkanoc przyjechało do Medziugorja 300 Francuzów, z czego połowa pochodziła z wysp należących do Francji. Dla porównania, z Włoch przyjechało 7-8 tysięcy wiernych. Te liczby pokazują, jak nikły oddźwięk pozostawiło orędzie z Medziugorja w społeczeństwie francuskim. Ale jestem przekonana, że jest to nasza wspólna sprawa. Ze swojej strony staram się wszelkimi dostępnymi mi sposobami przybliżać Francuzom to miejsce. Podkreślam, jak ważne są te objawienia dla świata i każdego człowieka, dla Kościoła. Wśród tych starań udało mi się także wybudować dom w Medziugorju, w którym rozpoczęłam prowadzenie spotkań informacyjnych dla Francuzów, ale także dla innych pielgrzymów, którzy chcą poznać naród chorwacki, parafię i wszystko, co się tu dzieje.

– Miałaś okazję sporo współpracować z ojcem Slavko. Jak wspominasz ten czas?

– Wszystko, co do tej pory zrobiłam dla tego miejsca, było spowodowane pomocą, jaką otrzymałam od ojca Slavko. Właśnie on pomógł mi wiele kwestii zrozumieć i zastosować w życiu. Pierwszym usłyszanym przeze mnie głosem w Medziugorju był przecież głos ojca Slavko, gdy stanęłam na progu kościoła. Z czasem poznałam lepiej tego kapłana. Ojciec Slavko miał w sobie coś niezwykłego – każdy, kto z nim pracował, odnosił wrażenie, że jest z nim w zupełnie wyjątkowej relacji.
Ojciec wspierał ludzi w realizowaniu pomysłów i dawał dalsze impulsy, by sprawy nie stały w miejscu. W tym był zupełnie niezastąpiony. Kiedy miałam 25 lat, pojechaliśmy razem do Francji. Miał do mnie całkowite zaufanie. Wróciliśmy do Medziugorja z około tysiącem pielgrzymów. Przede wszystkim w czasie wojny staraliśmy się o transporty pomocy humanitarnej. Miał bezcenny dar łatwości nawiązywania kontaktów zarówno z ludźmi starszymi, jak i młodymi, bo nie patrzył na wiek, ale ufał człowiekowi.
Lubił powtarzać, że Duch Święty inicjuje w sercach ludzi pewne rzeczy, a oni czekają, aż ktoś inny to spełni. W ten sposób dał mi do zrozumienia, że jeśli czuję jakieś Boże poruszenia do pewnych działań, to mam je osobiście wykonać. Powiedział też, że tylko ja, nikt inny, jestem odpowiedzialna za spełnienie tego zadania. Dlatego próbuję każdego ranka, gdy wstaję, działać w pełni, choć oczywiście spotykają mnie także przykre sytuacje. Ludzie nie zawsze są mili, czasem bardzo nieprzyjemni, ale co mam na to powiedzieć? Jeśli są poranieni, zawsze jeden drugiego będzie ranił. W tym wszystkim ważne jest dostrzeganie, jak pokonywać trudności. W końcu pewnego dnia spotkamy się z ojcem Slavko w Niebie. Jestem przekonana, że będzie to chwila niezwykle radosna.

Przekład z niem. Alicja B.
Vox Domini 4/2011