O. Andreas Schöffberger: Świadectwo

Pielgrzymka z Austrii

„NIE MA TO JAK W DOMU…”

Rozmowa z o. Andreasem Schöffbergerem w Medziugorju

– Przyjechał ojciec autobusem, towarzysząc grupie wiernych. Jak doszło do tej pielgrzymki?

– Pielgrzymkę zorganizowali wierni z terenów: Oberprinzgau i Wschodni Tyrol. Z tą grupą jestem tu po raz trzeci: drugi raz w Niedzielę Palmową, raz byłem we wrześniu zeszłego roku.
Kilka lat wcześniej odwiedziłem Medziugorje z parafianami z Wiednia. Wówczas, swoim zwyczajem, za­praszałem do wspólnego odprawienia drogi krzyżowej. Na propozycję odpowiedzieli wierni z Salzburga i tak się poznaliśmy. Wtedy zapytali mnie, czy nie chciałbym towarzyszyć im w drodze do Medziugorja. Jak tylko skończyłem pracę na parafii w Wiedniu, towarzyszyłem tej grupie kilkakrotnie.

– W każdą Niedzielę Palmową w Medziugorju odbywa się trady­cyjna procesja. Dlaczego tak wiele młodych rodzin bierze w niej udział?

– Myślę, że procesje z palmami mają swoją długą tradycję – we wszy­stkich parafiach zajmują one istotne miejsce w ramach uroczystości rozpoczynających Wielki Tydzień. W Austrii jest tak, że dzieci mają dni wolne od piątku przed Niedzielą Palmową do wtorku po pierwszym dniu Wielkanocy, dlatego tak wiele osób całymi rodzinami przybywa w tym czasie do Medziugorja. Obserwuję ten fenomen już od kilku lat. Wcześniej przyjeżdżałem tutaj w dniu święta niepodległości, 26 października, jed­nak w ciągu ostatnich dziesięciu lat – zawsze w Niedzielę Palmową.

– Jakie miejsca odwiedza ojciec szczególnie chętnie podczas pobytu w Medziugorju?

– Zawsze wspinam się z grupą na Górę Krzyża i Górę Objawień. Uważam, że Maryja wybrała piękne miejsce, dwa wzgórza i po drodze jeden kościół. W ten sposób program pielgrzymowania jest ustalony. Jeśli mam możliwość, idę sam na Górę Objawień, a później do pizzerii, tam odpoczywam i cieszę się widokiem kościoła.

– Odprawiał ojciec dziś mszę św., podczas której, jak słyszałem od wielu ludzi, wygłosił ojciec bardzo treściwe kazanie. Czy może się ojciec podzielić nim z czytelnikami?

– W internecie przeczytałem, że we wtorek odbył się mecz champion ligi między paryską drużyną Saint Germain, a hiszpańskim FC Barcelona. Na stadionie zgromadziło się 45 tysięcy osób. Natomiast liczba chętnych na mecz wynosiła milion. Zastanawiałem się, dlaczego tak wiele osób chce tam pójść. Moim zdaniem, oczekują oni jakiegoś „boskiego widowiska”. Tę myśl wplotłem w swoje kazanie. Także na tym terenie możliwość zamieszkania ma ograniczona liczba osób, lecz pragną tu być miliony. Na meczu ludzie oczekują przeżycia czegoś nadzwyczajnego, a tu otrzymują dar bycia w Bożej obecności, razem z Jezusem i Matką Bożą.
Następnie odwołałem się do czy­tań z liturgii dnia, wyjaśniając ów termin: „Coś boskiego”. Izajasz pisze: „Oto mój Sługa, którego podtrzymuję, wybrany mój, w którym mam upodobanie. Sprawiłem, że Duch mój na Nim spoczął; On przyniesie narodom Prawo. Nie będzie wołał ni podnosił głosu, nie da słyszeć krzyku swego na dworze. Nie złamie trzciny nadłamanej, nie zagasi knotka o nikłym płomyku. On niezachwianie przyniesie Prawo” (Iz 42,1-3).
Myślę, że te same słowa odnoszą się do Matki Bożej, która nie potrzebuje używać przemocy. Ona zawsze z delikatnością i troską zaprasza do udziału, do zaangażowania się w wolności serca. Tak samo jak Jezus, nie spocznie dopóki nie zaniesie zbawienia wszystkim narodom.
Na podstawie Ewangelii pró­bowałem odpowiedzieć na pytanie, skąd czerpie siłę do takiej wytrwałości. Ewangelia stawia nam do rozważenia fragment, w którym kobieta namasz­cza stopy Jezusa bardzo drogim olejkiem. Judasz myśli, że to mar­no­trawstwo, gdyż można olejek sprzedać, a pieniądze rozdać ubogim. Jednak Jezusowi gest namaszczenia sprawił ogromną radość i ulgę. Umiał docenić chwile odpoczynku i troski innych o Niego. Wybawił nas przez swoje cierpienie i krzyż. Lecz błędem jest skupianie się na samym cierpieniu i przyjmowanie postawy rezygnacji, które nie są zbawienne. Jezus podjął cierpienie bardzo świadomie i nawet podczas drogi krzyżowej pocieszał płaczące kobiety. Wisząc na krzyżu, rozmawiał z łotrem i miał siłę, aby przebaczać. Później rozmawia ze swoją Matką.
Nie jest łatwo w ten sposób znosić cierpienie, aby się nie izolować, lecz cierpiący Jezus jest właśnie taki – otwarty, ciągle wspierający. Chcę przez to powiedzieć, że musimy tak jak Maryja i Jezus, w chwilach naszego cierpienia, z zapałem poświęcać się innym, ponieważ tylko wtedy otwieramy się na uwalniające i zbawienne działanie łaski. Jeśli fani piłki nożnej widzą piłkarzy, grających bez pasji, po prostu odchodzą. My mamy Jezusa, Boga i człowieka, który pokazuje nam, jak bardzo nas kocha, ile pasji i serca włożył, by nam to udowodnić.

– Matka Boża, ukazując się przez ponad 31 lat, z wielką cierpliwością stara się prowadzić każdego czło­wieka do Boga.

– Właśnie słowo „pasja” doskonale tutaj pasuje. W Księdze Izajasza jest taki fragment: „Czyż może niewiasta zapomnieć o swym niemowlęciu, ta, która kocha syna swego łona? A nawet, gdyby ona zapomniała, Ja nie zapomnę o tobie.” (Iz 49,15)
Każda matka troszczy się o swoje dzieci, a tym bardziej Matka Boża nosi w sercu nieustającą, żarliwą miłość do każdego. Czasem gani nas, jak mama, abyśmy się poprawili. Lecz jeszcze częściej podkreśla, jak bardzo jesteśmy dla Niej ważni i jak bardzo nas kocha. Ona pielgrzymuje ra­zem z nami przez życie i pra­gnie, abyśmy by­li szczęśliwi i kierowali się ku wiecznemu szczęściu. Nie mówi tego tonem agresywnym ani moralizatorskim, lecz z serca, tak jak prawdziwa matka.

– Co jest szcze­gól­nego w o­rędziach z Me­dziugorja?

– Przypominam sobie moją babcię, która mówiła do nas: „Dzieci kochane, módlcie się!”. A mówiła to w taki sposób, że jej słowa trafiały nam do serca i łatwo je przyjmowaliśmy. W ciągu minionych 31 lat Matka Boża w trzech objawieniach zawarła jedynie te słowa: „Módlcie się, módlcie się, módlcie się!”. Mają one inny wydźwięk niż często słyszane przez nas słowa o jakichś powinnościach, które musimy spełnić. Wyczuwamy, że Ona pragnie dla nas czegoś najlepszego.
Chętnie posługuję się językiem komputerowym: jeśli nie jesteśmy online połączeni z niebem przez mo­dlitewną obecność, wtedy nie możemy być w kontakcie i komunii z Bogiem. Gdy rozmawiam na temat modlitwy z młodzieżą, mówię im, żeby popatrzyli na swoje telefony komórkowe. Jaka widnieje tam litera? G, E czy 3G? Zazwyczaj nie znają ich znaczenia. Jeśli widnieje literka G, można telefonować i wysyłać smsy. Ale do oglądania filmów video i odbierania internetu potrzebne jest 3G, czyli połączenie HSDPA.
Matka Boża nie chce, abyśmy zatrzymali się na minimalnej łączności z Bogiem. Pragnie naszego otwarcia się na taką relację, by od Niego czerpać pełną moc miłości i życia. Jezus po zmartwychwstaniu powiedział uczniom, aby oczekiwali Ducha Świę­tego, mocy z Nieba, ponieważ dopiero z Jego pomocą zrozumieją dotychczasowe wydarzenia i będą mogli z silnym wewnętrznym prze­konaniem głosić innym to, w co i w Kogo wierzą.
W języku współczesnej komunikacji można mówić o „podłączeniu się” do źródła Chrystusowej mocy. Młodzi bardzo dobrze rozumieją ten żargon. Matka Boża jest świadoma, że nie wystarczy kilka słów. Potrzeba pogłębionej relacji z Bogiem, tak jak staramy się o relacje z ludźmi. Jeśli pragniemy, by łączyła nas przy­jaźń i miłość, potrzebujemy zad­bać o większą ilość wspólnie spędzonego czasu, bycia razem w chwilach radosnych i trudnych, po prostu obecności, aby zrodziła się autentycznie głęboka relacja. Tak jest także w relacji z Bogiem. Jeśli trwamy w taki sposób w bliskości z Nim, otwieramy się na pełnię Jego łaski. Bóg nie chce dać nam odrobinę, lecz tak jak Jezus mówi: Przyszedłem, aby dać życie i dać je w obfitości! Z niektórych rzeczy możemy rezygnować, nie musimy nosić najdroższych ubrań ani jeść jakichś specjałów, lecz naszemu sercu serwujmy to, co najlepsze. Jeśli stajemy się skąpi, wtedy zaczyna się grzech małoduszności i izolacji, egoistycznego myślenia. Matka Boża pragnie dać nam odczuć, że zarówno Jezus, jak i Ona pragną nam udzielać swej pełni.

– Chętnie wraca ojciec do Medziu­gorja. Jeśli zdarza się rozmawiać z kimś o tym miejscu, co mówi ojciec innym o znaczeniu ob­jawień?

– Gdy auto­bus znajduje się u celu i do­jeżdżamy do Me­dziugorja, lubię westchnąć: „Nie ma to jak w domu”. W pewien sposób czuję się w każ­dym miejscu na świecie jak u siebie, gdyż mam wewnętrzną pe­wność, że Bóg jest ze mną. Jed­nak w Medziugorju poczucie, że jestem w domu staje się jeszcze mocniejszym doświadczeniem, nie tylko w moim przypadku – spotkałem wiele osób, które twierdziły podobnie.
Medziugorje prze­kazuje nam słowa orę­dzi, lecz nie tylko słowa. Jest coś ważniejszego. Wiele osób uczestniczy wieczorem we mszy świętej, choć jest spra­wowana w języku chor­wackim. Nie dla wszystkich starcza słuchawek, a więc wielu nie rozumie treści wy­powiadanych słów. Jest coś poza słowami, atmosfera działająca ponad granicami rozu­mienia języka. Tutaj można być jak u mamy w domu, czło­wiek czuje się przyjęty taki, jaki jest.

O. Andreas

Jako ksiądz spędzam sporo godzin, posługując sakramentem pojednania, na przykład wczoraj od godz. 17 do 23. Często widzę oczy i twarze ludzi pełne trosk, niepokojów, rezygnacji. Wcale nie mieli zamiaru przystępować do spowiedzi. Ale przechodząc obok, coś ich zachęciło, że może jednak… Gdy po spowiedzi odchodzą od konfesjonału, mam wrażenie, że się unoszą. To jest część tutejszej atmosfery, jakby Bożego zapachu. Nie można tego ująć w słowach. Po prostu tajemnica Ducha Jezusa – skoro ludzie się do Niego zbliżają, stają się na Jego podobieństwo. Czasem spotykam ludzi, którzy przystępując do spowiedzi, nie wiedzą, od czego mają zacząć. Pomagam im wtedy, zachęcam, tak by mogli nabrać trochę śmiałości i wyznać to, co pragną za­wierzyć Bożemu Miłosierdziu.

Vox Domini 3/2013, str. 11-12.