W MEDZIUGORJU ZDARZAJĄ SIĘ PRAWDZIWE CUDA!
Rozmowa przeprowadzona z Wilfriedem Jockel’em 10 września 2004 roku, w Medziugorju
W niedzielę Zesłania Ducha Świętego 2004 roku, w katedrze w Fuldzie, biskup Henryk Józef Algermissen uroczyście wyświęcił Wilfrieda Jockela na stałego diakona, wprowadzając go tym samym w wykonywane odtąd codzienne obowiązki.
Sobór Watykański II umożliwił żonatym mężczyznom przyjmowanie świeceń stałego diakonatu. Określenie „stały” wyraźnie wskazuje, iż nie chodzi w tym przypadku o pośredni stopień w drodze do święceń kapłańskich.
Stały diakon jest powołany do służby pomocniczej w wypełnianiu różnych powinności i zadań duszpasterskich, charytatywnych. W liturgii asystuje przy sprawowaniu mszy św. Prowadzi różnego rodzaju nabożeństwa modlitewne, może udzielać sakramentu Chrztu świętego. Istnieje również możliwość powierzania stałym diakonom prowadzenia ceremonii pogrzebowych bądź udzielania sakramentu Małżeństwa.
Stałym diakonem można zostać w wieku od 35 lat. Warunkiem niezbędnym w przypadku żonatych mężczyzn jest wyrażenie zgody przez małżonkę.
Diakon Wilfried Jockel wyraził gotowość przekazania czytelnikom kwartalnika „Medziugorje” świadectwa swojej życiowej drogi do diakonatu, w czasie rozmowy, której przebieg poniżej publikujemy.
– Prosimy o bliższe przedstawienie się naszym czytelnikom…
Nazywam się Wilfried Jockel, pochodzę z parafii Kirchhain w Hesji. Mam 56 lat i dawniej byłem mistrzem fryzjerskim. Po ojcu przejąłem i samodzielnie prowadziłem zakład, zgodnie z rodzinną tradycją. Wyrosłem w rodzinie protestanckiej, w dojrzałym wieku dość aktywnie zaangażowałem się w kierowanie ewangelickim, kościelnym chórem i zespołem puzonistów, co trwało przez 10 lat.
– Bardzo często można pana, Wilfridzie, spotkać w Medziugorju, w rodzinie Miljenki Vasilja. Jak rozumieć te częste kontakty z Medziugorjem?
Po raz pierwszy przyjechałem do Medziugorja w roku 1996 wiedziony po prostu ciekawością. W domu potrafiłem tak wszystko zorganizować, że nikt nie dowiedział się, dokąd pojechałem, byłem przecież ewangelikiem. Zatelefonowałem do niejakiego pana Teisera, który organizował podróże do Medziugorja, pytając czy mógłbym pojechać, ale tak by moi rodzice się o tym nie dowiedzieli. Tak się stało, jednak organizatorzy zapytali mnie, jakby coś przewidując, czy już kiedyś tam byłem, może się bowiem zdarzyć, że pobyt w Medziugorju odmieni moje życie.
Nie zrażony takim „proroctwem” pojechałem do Medziugorja i wszystko, co przeżyłem i czego byłem świadkiem, było dla mnie czymś zupełnie nowym: msza święta, modlitwa różańcowa… można powiedzieć, iż z jednej strony przeżywałem to jakby z pewnego dystansu, jednocześnie w pełni świadom, że Bóg jest tu prawdziwie obecny oraz że do Medziugorja przyjechałem kierowany wezwaniem Matki Bożej. Wieczorem, uczestnicząc we mszy świętej nie potrafiłem powstrzymać się od płaczu i w myślach powtarzałem: „Matko Boża, jestem przecież ewangelikiem!”
W tym momencie nie wiedziałem, co powinienem uczynić. Krótko mówiąc było w tym wszystkim coś przykuwającego uwagę, coś fascynującego i stało się dla mnie jasne, że spróbuję żyć według wskazań zawartych w orędziach Gospy. Po powrocie do domu tak właśnie się stało; własnoręcznie z paciorków i sznurka wykonałem różaniec.
W następnych latach nie mogłem się powstrzymać od kolejnych podróży do Medziugorja. Byłem tu w roku 1997 i dwukrotnie w roku 1998. Zgodnie z prawdą powiem, że wracając z tych podróży do domu, rodzina była wprost przerażona tym, co się ze mną dzieje. Jedynie moja żona postąpiła właściwie, mówiąc: „Muszę sama zobaczyć, co się tam w tym Medziugorju dzieje…”
Za dar szczególnej łaski uważam, że i żona przeżyła pobyt w Medziugorju tak samo jak ja. Jeszcze w tym samym roku 1998 przeszliśmy na łono kościoła katolickiego, co w naszej rodzinie nie było sprawą prostą. Zarówno rodzice jak i nasz najstarszy syn pozostawali nadal całkowicie przekonani do wyznania ewangelickiego, byli praktykującymi protestantami. Nietrudno zrozumieć, iż w takiej sytuacji nasze nawrócenie na katolicyzm nie zostało przyjęte z radością. Łatwiej było jednak zrozumieć naszą decyzję dzięki temu, że została podjęta zarówno przeze mnie jak i z równym przekonaniem przez żonę.
– Wróćmy jeszcze do nieco wcześniejszego okresu, szczególnie do usłyszanego głosu Matki Bożej, zachęcającej do wyjazdu do Medziugorja. Czy wówczas istniały już jakieś myśli, przewidywania: czym to się może skończyć?
Właściwie takich przewidywań raczej nie było. Były natomiast jakieś niejasne jeszcze odczucia, wrażenia. Ostatecznie nastąpiło to, co już wcześniej się zdarzyło, kiedy w dojrzałym wieku, również w wyniku jakby doznanego wołania, podjąłem naukę gry na puzonie. Po prostu: kiedy coś takiego rodzi się w moich myślach, szybko i z przekonaniem staram się to urzeczywistnić; sądzę, iż tak można też wyjaśnić moje postanowienie, by żyć orędziami Gospy. Wkrótce jednak uświadomiłem sobie, że mogę tak postępować tylko będąc katolikiem. Jednak w tym okresie nadal byłem aktywny w ewangelickim bractwie duchowym, nadal kierowałem chórem i zespołem muzycznym.
Nieco zawiła dla mnie sytuacja trwała przez 5 miesięcy. Modliłem się do Matki Bożej aby pomogła rozstrzygnąć tę duchową dla mnie rozterkę. Po wspomnianym okresie wszystko zostało uporządkowane – kierownikiem chóru już nie jestem, pozostałem nadal tylko jednym z członków. W tej sprawie szczerze wyznam, że nie zostałem katolikiem, chcąc wystąpić z kościoła ewangelickiego, lecz dlatego, aby móc żyć zgodnie z orędziami Gospy. Dla mnie zrozumiałe jest, że wychodząc z jednego niedoskonałego kościoła wstąpiłem do drugiego, również nie w pełni doskonałego. Kolejną zmianą w rodzinie była decyzja syna, by również przejść na katolicyzm. Wcześniej gnębiła mnie myśl czy nie przysparzam synowi kłopotów związanych z moim nawróceniem, kiedy on nadal pozostawał ewangelikiem. Obecnie sytuacja jest już jasna.
– Dziś rozmawiam już z diakonem po święceniach. Kiedy pojawiło się powołanie do stanu diakonatu?
To pytanie wybiega nieco wprzód, wcześniej pojawił się już w roku 1998 dylemat: czy nie mógłbym być przewodnikiem grup pielgrzymujących do Medziugorja? No i rzeczywiście, począwszy od 1999 r. byłem tu z pielgrzymkami 30 razy, natomiast powołanie do diakonatu pojawiło się w rok później, oczywiście też w Medziugorju. Postaram się przedstawić to bardziej szczegółowo.
Co najmniej trzykrotnie zwracano się do mnie mniej więcej z takim samym pytaniem: czy potrafię sobie siebie wyobrazić w roli diakona? Początkowo szczerze odpowiadałem, że nie: nie widzę siebie jako diakona. Jednak podobne pytanie nadal było mi zadawane i pewnego razu doszło do bardziej konkretnej rozmowy z uczestniczką pielgrzymki, która ukończyła studia teologiczne. Wyjaśniła mi, że tego rodzaju studia są możliwe w Wuerzburgu i co należy uczynić dla ich rozpoczęcia. To była już bardziej szczegółowa zachęta, która być może zadecydowała ostatecznie o moim postanowieniu.
Po powrocie do domu zatelefonowałem do Kurii w Fuldzie, pewien dostojnik doradził, abym porozumiał się z sekretarką. Kiedy wyjawiłem jej mój zamiar, zapytała ile mam lat? Kiedy odrzekłem, że 51, w jej głosie wyczułem zaskoczenie. Wówczas ponownie porozumiałem się z poznanym przed chwilą księdzem, stawiając odważnie pytanie: „Proszę szczerze powiedzieć czy to co postanowiłem jest słuszne czy nie? Czy jest w mojej sytuacji realne?” Odpowiedział krótko: „Postąp tak jak postanowiłeś!” Przyjąłem to jak konkretnie wyrażoną zachętę. Po rozpoczęciu studiów i dwóch zdanych egzaminach przy sprzyjającej okazji przedstawiłem się biskupowi pomocniczemu, od którego pragnąłem dowiedzieć się, czy to co postanowiłem jest słuszne, skoro jestem rzemieślnikiem i mam już ponad 50 lat.
– Proszę opowiedzieć coś bliższego o tym niewątpliwie doniosłym dniu, w którym odbyły się święcenia diakonów.
Proszę uwierzyć tego nie można tak po prostu wyjaśnić; to jak prośba o wyjaśnienie, czym jest miłość; równie trudno ją określić. Święcenia były poprzedzone tygodniem rekolekcji. Poza tym muszę powiedzieć, iż sama data święceń zasługuje na szczególną uwagę. Mianowicie było to w dniu święta, a miejscem uroczystej ceremonii była katedra w Fuldzie. Aktu święcenia dokonał osobiście biskup ordynariusz, Allgermissen.
Było dwóch kandydatów na diakonów. W dzień poprzedzający święcenia przez dwie godziny przebywałem w katedrze; nieustannie nurtowały mnie różne myśli, które można streścić pytaniem: co właściwie dzieje się ze mną w tym miejscu, jaką drogę w życiu przeszedłem do tego momentu? Wszystko wydawało się niewiarygodne, czy rzeczywiście już jutro zostanę wyświęcony? Czy zasłużyłem na taki dar łaski, tego nie potrafiłem w pełni pojąć.
Zastanawiające było i to, że przecież nie wyrastałem w katolickiej rodzinie i z tej racji zdawałem sobie sprawę z pewnych braków i słabości. Ostatecznie jednak Bóg zdołał owe braki uzupełnić pełnym do mnie zaufaniem, bo fakt moich święceń odczuwam jak coś, czego ludzkim umysłem nie można tak do końca zrozumieć.
– Wielokrotne podróże z grupami pielgrzymów do Medziugorja, wiele związanych z tym ciekawych przeżyć… Czy możemy o tym usłyszeć coś konkretnego?
Prawdą jest, że rolę przewodnika i opiekuna pielgrzymek sprawuję niejako poza innymi, zasadniczymi obowiązkami. To co mnie do tego skłania, to prawdziwe cuda zdarzające się w Medziugorju. Prawdziwymi cudami są nawrócenia osób, które ongiś wystąpiły z Kościoła a tu, w tym miejscu łask, odbywają spowiedź swego życia. Cuda, które dokonują się w ludzkich sercach są w moim odczuciu szczególnie znaczącymi cudami. Zauważam to podczas każdej pielgrzymki i dlatego zawsze jestem gotów chętnie towarzyszyć pielgrzymom.
– Wszystkie powyższe wrażenia związane są z wcześniejszym okresem przed święceniami diakonalnymi. Dziś po raz pierwszy jest to towarzyszenie pielgrzymom już w roli diakona. Jakie związane z tym wrażenia?
Przybyłem do Medziugorja z grupą pielgrzymów i tym razem zabrałem już z sobą albę i stułę, mimo iż wciąż zastanawiałem się, czy jestem godny być diakonem. Wcześniej zawsze zajmowałem miejsce w ostatnim rzędzie, bo w ten sposób dokładniej widziałem i przeżywałem wszystko co działo się przede mną. Teraz całkowita zmiana, stoję na samym przedzie, przy ołtarzu. Długo zastanawiałem się czy jestem tego godny, czy tak ma być… potem w myślach pojawiło się wreszcie to wyraźnie usłyszane stwierdzenie: „Co się z tobą dzieje, dlaczego zostałeś wyświęcony? Wierni czekają abyś podał im Komunię świętą, przełam się!” Trudno opisać, co później się ze mną działo, uczucie nie wysłowionego szczęścia z doznanych łask.
– Czy można prosić na zakończenie naszej rozmowy o jeszcze kilka zdań dla naszych czytelników?
Osobiście doświadczam i odczuwam zdarzenia w Medziugorju jako przejaw niezwykłej Łaski Boga w czasach, kiedy wzywa nas On do współdziałania we wszystkich Jego zamierzeniach. Do przekuwania w czyn boskich dzieł są również potrzebni diakoni. Matka Boża wzywa w tym miejscu każdego pojedynczego człowieka, bo każdy może i powinien osobiście zająć miejsce i współdziałać w urzeczywistnianiu Boskiego Dzieła Zbawienia.
Rozmowę przeprowadził vd – dla „Medjugorje. Gebetsaktion. Maria – Koenigin des Friedens” nr 4/2004, str. 26-29.
Przekład z niem. za zgodą Redakcji: Bogusław Bromboszcz