Czułe spojrzenie Matki Bożej mówi wszystko
Pragniemy przedstawić wywiad z Jakovem Colo, najmłodszym spośród osób widzących. Urodził się 46 lat temu i od 25 czerwca 1981 do 12 września 1998 Matka Boża ukazywała mu się codziennie. Ostatniego dnia Maryja oznajmiła, że odtąd będzie miał objawienie raz w roku, w Boże Narodzenie, 25 grudnia.
Jakov mieszka z żoną i trójką dzieci w Medziugorju. Rozmawialiśmy z nim o dzieciństwie, objawieniach, wzroście duchowym, ale także o jego pełnym poświęcenia zaangażowaniu w pomoc ubogim za pośrednictwem stowarzyszenia „Dłonie Maryi”, które zakorzeniło się w Medziugorju i rozszerzyło swoją działalność także w innych częściach Bośni i Hercegowiny.
– Jakov, jesteś najmłodszym z widzących – miałeś dziesięć lat, gdy pierwszy raz objawiła Ci się Matka Boża. Przypominasz sobie, jak czułeś się wtedy i jak te wydarzenia wpłynęły na Twoje dzieciństwo?

– Zgadza się, miałem wówczas zaledwie dziesięć lat, gdy pierwszy raz widziałem Matkę Bożą. Niedługo potem zostałem sierotą, co oczywiście było doświadczeniem ogromnej straty, ponieważ byłem jeszcze dzieckiem. W tym czasie czułem kochającą obecność Boga blisko mnie, także Maryja wspierała mnie z matczyną troską. Przyjąłem to wydarzenie jako wolę Pana Boga, część Jego planu dla mnie. Duchowo wzrastałem jak każdy inny człowiek. Przyjąłem orędzia, które kieruje do nas Maryja, pytając czasami siebie, czy są one możliwe do urzeczywistnienia.
Od pierwszego spotkania z Matką Bożą przyjąłem Ją z wdzięcznością i miłością jako swoją matkę, a wszyscy wiemy, że dla swojej mamy jesteśmy gotowi zrobić wszystko. Z początku było bardzo ciężko, lecz stopniowo dorosłem wewnętrznie. Moja praca oraz zaangażowanie w stowarzyszenie „Dłonie Maryi” były dla mnie bardzo budujące.
– Możesz podzielić się z nami swoimi przeżyciami, jakimi żyjesz podczas objawień? Co jest dla Ciebie najpiękniejsze?
– Trudno to doświadczenie opisać słowami, ponieważ ludzki język jest dosyć ograniczony. Podobne spostrzeżenia ma również Mirjana. Gdy przebywamy w obecności Matki Bożej, nie jesteśmy na ziemi, lecz wchodzimy w inny wymiar rzeczywistości, jakby do Nieba. Czuję się zanurzony w pokoju i radości.
Najpiękniejszy jest dla mnie widok oczu Maryi. Gdy w nie spoglądam, widzę tak dużo miłości, a jednocześnie odczuwam ją w swoim sercu. To spojrzenie Matki Bożej mówi wszystko.
Przykładowo, teraz przychodzi mi na myśl mnóstwo pytań, które chciałbym zadać Matce Bożej, lecz gdy już Ją widzę, blednie ich znaczenie, stają się zbędne, ponieważ wiele spraw zaczynam rozumieć jedynie dzięki patrzeniu na Nią. W Jej oczach odczytuję odpowiedzi na wszystkie pytania, które noszę.
– Czy widzicie podczas objawienia inne osoby niż Matka Boża?
– Kiedyś widywaliśmy często Matkę Bożą w towarzystwie aniołów. Widzę Maryję w objawieniu raz w roku, na Boże Narodzenie, a wówczas przychodzi trzymając na rękach Dzieciątko Jezus. Nigdy nie widziałem samego małego Jezusa, ponieważ jest okryte płaszczem Maryi.
– Czy możesz powiedzieć nam coś o Twojej relacji z o. Slavko Barbariciem?
– O ojcu Slavko nie muszę wiele mówić. Jego osoba naznaczyła Medziugorje tak bardzo, że jego duch jest tutaj nieustannie żywy. Jeśli chodzi o moją relację z nim, to doceniam, że był przy mnie obecny. Gdy pojawiały się problemy, mogłem znaleźć w nim wsparcie i pomoc. Ojciec Slavko nie tylko nam towarzyszył, ale był dla nas prawdziwym przyjacielem.
– Możesz nam opowiedzieć coś o stowarzyszeniu „Dłonie Maryi”, które zostało założone w ubiegłym roku oraz o Twoim zaangażowaniu na rzecz pomocy ubogim? Jakie są dotychczasowe doświadczenia oraz plany na przyszłość?
– Miałem pragnienie zrobienia czegoś więcej dla moich sióstr i braci z parafii, którzy znajdują się w trudnej sytuacji. Czułem, że mogę się bardziej zaangażować w dzielenie się, w dawanie siebie innym. Matka Boża mówi często w orędziach: „Módlcie się, a będzie wam dane z góry zrozumienie, co macie uczynić.” Bóg poruszył moje serce przez słowa naszego proboszcza z Medziugorja, dobrego przyjaciela wszystkich parafian. Poszedłem porozmawiać z nim o swoich pragnieniach, a on poprosił, bym zjawił się u niego za kilka tygodni. Gdy spotkaliśmy się ponownie zaproponował mi prowadzenie biura dla potrzebujących w parafii. Bardzo się ucieszyłem i zabrałem się do pracy.
Początkowo zajmowaliśmy się wsparciem rodzin z parafii medziugorskiej. Choć zdarza się, że to miejsce robi wrażenie na ludziach przybywających z zewnątrz, jakby wszyscy żyli tu w dobrobycie, mamy rodziny bardzo biedne, potrzebujące pomocy. Po pierwsze musieliśmy znaleźć kontakt do nich. Chcieliśmy im pomóc, uważając jednak na to, by nie zranić ich godności.
Bardzo często ludzie idealizują osoby widzące, uważając nas za takich, którzy chodzą po świecie kilka centymetrów nad ziemią, nie popełniają błędów i spędzają 24 godziny, modląc się na kolanach. My także jesteśmy ludźmi, mamy swoje słabości i wady. Wybieramy drogę świętości, lecz jak każdy z nas, mamy wzloty i upadki.
Nie uwierzyłbym, gdybym na własne oczy nie zobaczył, w jak trudnych warunkach żyje 30 rodzin spośród tych wszystkich, które są najbardziej zagrożone ubóstwem. Są rodziny, których członkowie głodują, nie mają chleba. Spotkania z tymi ludźmi pozwalają ich poznać i zobaczyć, że często nie chodzi jedynie o pomoc finansową. Życzliwe spojrzenie, uścisk dłoni, słowo zachęty i dodania otuchy niejednokrotnie znaczy dla nich więcej niż pakiet pomocowy.
Wcześniej spotykałem tych ludzi, lecz dopiero teraz, gdy we wzajemnym zaufaniu otworzyliśmy na siebie serca, mogę ich naprawdę poznać i zrozumieć. Tak naprawdę oni mi pomagają i dają o wiele więcej niż ja im daję. Dzięki nim wzrastam jako człowiek i chrześcijanin. Pokazują mi, co znaczy żyć w tym świecie, dając poprzez konkretne czyny miłości świadectwo o byciu chrześcijaninem. Przy nich mogłem zobaczyć, jak potrafimy być niewdzięczni wobec Boga za wszystko, czym nas obdarza, uznając za oczywistość to, co posiadamy i co jest naszym udziałem.
– Kiedy zarejestrowaliście swoją działalność jako stowarzyszenie?
– Biuro dla potrzebujących przy domu parafialnym zarejestrowaliśmy pod nazwą „Dłonie Maryi” osiem miesięcy temu. Nazwę zaproponował nasz proboszcz, o. Marinko Sakota, a jest ona o tyle znacząca, że Matka Boża przychodzi do nas od tak wielu lat zawsze z otwartymi ramionami. Zaprasza nas, żebyśmy do Niej przyszli, aby prowadziła nas do Jezusa.
Wydaje mi się, że nadszedł czas, by zrozumieć, że iść za Jezusem i Maryją znaczy iść z pomocnymi dłońmi do potrzebujących braci i sióstr. Często głosiłem świadectwo i będę to kontynuował, lecz od teraz akcent przestawiłem na dawanie świadectwa za pomocą czynów.
– Ilu macie wolontariuszy? Działacie także poza Medziugorjem?
– Przez około 3,5 roku pracowałem sam. Z biegiem czasu zobaczyłem, że potrzebuję pomocników. Zacząłem prosić Pana o światło i rozeznanie, jakie kolejne kroki powinienem przedsięwziąć. Na modlitwie zrozumiałem, że mam szukać wolontariuszy. Z początku miałem małą wiarę. Nie przypuszczałem, że w ciągu 20 dni zgłosi się 50 wolontariuszy. Na dzień dzisiejszy jest to grupa młodych ludzi w liczbie 90 osób, którzy są moją wielką radością.
W dzisiejszych czasach młodzieży przykleja się etykietkę rozwiązłości oraz braku zainteresowania potrzebami bliźnich. Lecz faktem jest, że każdy młody człowiek ma wielkie serce, tęskniące na prawdą, sprawiedliwością i dobrem. Trzeba im jednak wskazać właściwą drogę.
Spotykamy się regularnie w każdy poniedziałek. Najpierw jest modlitwa, podczas której prosimy Pana Boga o dar pokoju, dobro i radość, którymi możemy dzielić się w spotkaniach z potrzebującymi. Dużo śpiewamy, organizujemy koncerty charytatywne, także dla pielgrzymów. Lubię powtarzać, że kto śpiewa, podwójnie się modli. Po modlitwie tworzymy plan naszych aktywności na najbliższy tydzień. Każdy wolontariusz zobowiązuje się do pomocy przynajmniej dwie godziny w tygodniu. Na ten moment nasza działalność obejmuje całą Bośnię i Hercegowinę.
– Co chciałbyś powiedzieć na koniec naszym czytelnikom? Czy mógłbyś w kilku zdaniach streścić nam pragnienia Matki Bożej wobec nas?
– Chciałbym podkreślić przede wszystkim jedno: Matka Boża kocha każdego z nas. Udowadnia to już od ponad 30 lat w Medziugorju, gdy kieruje do nas słowa: „Kochane dzieci!” Na koniec każdego objawienia mówi: „Dziękuję wam, że odpowiedzieliście na moje wezwanie.” Powinniśmy głębiej zastanowić się nad wagą słów Maryi, która mówi do nas „Dziękuję!” Czy i jak poszliśmy rzeczywiście za Jej wezwaniami? Ona pragnie, żebyśmy byli szczęśliwi i żyli w bliskiej relacji z Jezusem. W Nim jest nasze zbawienie, nasz pokój, nasza radość i miłość. Objawienia Matki Bożej w Medziugorju są jedną z dróg, za pomocą której Ona pragnie prowadzić nas do Chrystusa. Najpiękniejszym, co możemy uczynić jest otwarcie serca na Maryję, oddanie go Jej i powierzenie Jej całego swojego życia.
Wywiad prowadził H. Bulat.
Przekład z niem.: s. Alicja B. „Medjugorje. Gebetsaktion…” 125
Artykuł ukazał się w piśmie „Vox Domini” 2/2018, str. 8-9