Prof. Karl Wallner: W Medziugorju niebo i Maryja stają się rzeczywistością

W MEDZIUGORJU NIEBO I MARYJA STAJĄ SIĘ RZECZYWISTOŚCIĄ

– Matka Boża przychodzi do nas już długi czas. Jak to się stało, że Ojciec poznał Medziugorje – czy był już Ojciec wówczas kapłanem?
– Objawienia rozpoczęły się w roku 1981, a ja zostałem wyświęcony na kapłana w roku 1988. Znałem młodych ludzi, którzy pielgrzymowali do Medziugorja, a wracając opowiadali o swoich przeżyciach. Szczerze mówiąc wydawało mi się to jednak z początku podejrzane. Świadomie podjąłem decyzję, by zaczekać do święceń kapłańskich. Stało się to w dniu 30 kwietnia 1988, a dwa miesiące później zostałem poproszony o zorganizowanie pielgrzymki do Medziugorja.
Pamiętam, że dotarliśmy tam popołudniu, po całonocnej podróży, było strasznie gorąco. Do północy spowiadałem, siedząc przed kościołem. Odprawiałem codziennie mszę świętą, lecz nie było to możliwe w ciągu dnia, ponieważ zawsze ktoś przychodził się wyspowiadać. Byłem wówczas młodym księdzem i po prostu nie byłem przygotowany na to, co działo się podczas spowiedzi.
Codziennie słuchałem spowiedzi i mogę powiedzieć, że nie ma takiego grzechu, którego bym w tym czasie nie usłyszał. Było to bardzo poruszające doświadczenie, ponieważ wtedy zobaczyłem moc Bożego działania w tym miejscu, zwłaszcza poprzez dramatyczne nawrócenia podczas sakramentu spowiedzi.
Mój ulubiony teolog, Hans Urs von Balthasar był wielkim zwolennikiem Medziugorje. Zmarł w roku 1988, lecz zdążył napisać kilka pozytywnych artykułów o tym miejscu, m.in. o tym, że niebo nie pozwoli się zamknąć, skoro się otworzyło, a że Matka Boża przychodzi, to jest pewne.
Młodzi ludzie szukają obecnie duszpasterstwa – to wyraźnie widać w Medziugorju. Długi czas objawień pokazuje, że współczesny człowiek potrzebuje permanentnego towarzyszenia i prowadzenia przez Niebo, a to stanowi zaproszenie płynące dokładnie z tego miejsca.

– Jak postrzega Ojciec objawienia z punktu widzenia teologa?
– Uważam, że człowiek tylko wtedy będzie żył w zgodzie z własnym sumieniem i z innymi, gdy żyje w zgodzie z Bogiem. Znaczy to, że potrzebuje osobistej relacji z Bogiem, a to wydaje mi się zasadniczą treścią przesłania Medziugorja.
W tym miejscu doświadczasz właśnie tego osobistego duchowego prowadzenia, żywej Osoby Boga – za tym tęsknią młodzi. Bardzo dobrze, że treści objawień są krótkie, zapraszają do zakochania się w Jezusie, w Hostii, w Eucharystii. Jedno zdanie mówi: „Jeśli wiedzielibyście jak bardzo was kocham, płakalibyście z radości.”
I to przesłanie, by modlić się o pokój…

– W ramach dogmatyki zajmuje się Ojciec zwłaszcza sakramentologią. Wydaje się, że dogmatykę ceni się w Kościele katolickim i prawosławnym bardziej niż mistykę. Ostatnio przy objawieniu Mirjany odniosłem wrażenie, że prowadzi nas ona bardziej w mistykę, o której wydaje się, że zapomnieliśmy. Nie pamiętam, który z teologów powiedział, że jeśli katolicy nie staną się mistykami, Kościół zaniknie.
– To cytat z Karla Rahnera. W Medziugorju wszystko jest we właściwej równowadze. Teologia jest nauką, która ma na celu pomagać w poznawaniu Boga. Jezus nigdy nie powiedział, że mamy mówić o Bogu lub mówić o Nim, lecz głosił: „Wierzcie w Boga, wierzcie we Mnie” i ciągle zapraszał do modlitwy.
Jezus nieustannie zapraszał do modlitwy. Nowe badania z 2015 roku (Shell Judendstudie) pokazują, że tylko 9 % młodych katolików w Niemczech modli się. Te wyniki są katastrofalne, szczególnie jeśli porównamy je z 80% młodych muzułmanów, którzy jednak się modlą. Staliśmy się społeczeństwem, w którym ludzie nie mają relacji z Bogiem.
Jako profesor teologii muszę w mówieniu o Bogu używać 3 osoby liczby pojedynczej „ono”, jeśli mówię o tym, co wyraża Biblia lub Kościół na temat form wiary w Boga. Jednak nie może przez to rodzić się dystans, ponieważ Pan Bóg to nie rzecz, On jest Osobą, jest „Ty” i takim powinien zawsze dla nas pozostać. Jest to ważne, a Medziugorje jest wielką szkołą modlitwy.
Jeśli na modlitwie nagle doświadczysz, że nie wchodzisz w jakąś pustkę, lecz doświadczysz, że to Bóg mówi do ciebie z miłością, słuchający i pozwalający się poznać – to jest coś. Jednocześnie Twoja wiara staje się żywa dzięki osobistej relacji z Bogiem. Dlatego też ludzie wracają z Medziugorja jako wierzący, nie tylko w znaczeniu przynależności do wspólnoty Kościoła, lecz właśnie nawiązania osobistego kontaktu z Bogiem.

– Jest Ojciec krajowym dyrektorem Papieskich Dzieł Misyjnych. Jak można Ojca zdaniem przenieść trochę mistyki do Austrii, Niemiec lub Szwajcarii? Uwzględniając także tę radość. Znam wiele osób, które były w Medziugorju, a po powrocie ich relacja z Bogiem stała się ponownie powierzchowna.

– Dlatego właśnie tak ważne są grupy modlitewne, które muszą dbać o obecność i towarzyszenie kapłana oraz o regularność spotkań. Nikt nie staje się wiernym w jednej chwili. Jest to droga wiary, którą Jezus pokazał nam, zapraszając do pójścia za Nim. Nad brzegiem Jeziora Galilejskiego Jezus nie czyni Szymona, rybaka od razu Piotrem, pierwszym papieżem. Jest to oczywiście proces. Ale jeśli nie zaistniałoby pewne konkretne wydarzenie, takie jak nad brzegiem jeziora dla Piotra lub takie jak tu w Medziugorju dla wielu ludzi, nie stałoby się nic. Wiele osób potrzebuje jakiegoś impulsu, dzięki któremu mogą otworzyć się na proces i pogłębienie doświadczenia Boga.
W Austrii i Niemczech mamy do czynienia z ludźmi, którzy się nie modlą, a pokolenie młodych, czyli pokolenie naszej przyszłości odsuwa się od wiary i od Boga.
W roku 2016 spotkałem się pierwszy raz z papieżem Franciszkiem. Zebraliśmy się jako przedstawiciele „Missio” z różnych krajów. Papież powiedział do nas tak: „Nie jesteście jakąś organizacją charytatywną służącą zbieraniu datków. Zacznijcie od mistyki, módlcie się! Niech punktem wyjścia będzie modlitwa za waszą ojczyznę.” Zastanawiałem się wówczas, jak mam te słowa wcielić w życie? A więc modlimy się za Austrię.
Jako dyrektor „Missio” jestem odpowiedzialny za projekty pomocy na całym świecie, lecz jeśli nie będzie osób, które będą przekonane o wartości wzajemnej pomocy, nie będzie również organizowania zbiórek na ich rzecz. Jeśli nie będzie w naszym kraju chrześcijan, nie będzie również wsparcia dla młodych wspólnot Kościoła w krajach rozwijających się. A więc rozpoczęliśmy akcję modlitwy w postaci jednej dziesiątki różańca za jednego młodego człowieka, który jest daleko od wiary.
Oczywiście głównym celem „Missio” jest wspieranie młodych, żywych, ubogich wspólnot Kościoła. Miałbym jednak na sumieniu moją ojczyznę, jeśli pozwoliłbym jej duchowo umierać. Otrzymałem błogosławieństwo kard. Schönborna, aby realizować ten pomysł, który urzeczywistnia się od maja. Zawiązały się kółka różańcowe, począwszy od wspólnoty Cenacolo. Każdy modli się za jedną młodą osobę.

– Mógłby nam Ojciec wyjaśnić, na czym polega taka modlitwa?
– Postaram się to zrobić bardzo konkretnie. Na przykład babcia może modlić się za swojego wnuka, powiedzmy Grzesia w wieku 7 lat, podaje nam jego imię. Ja modlę się dziesiątką różańca za młodego muzułmanina z Afganistanu, który ma 22 lata. Jasno zdefiniowaliśmy cel – modlitwa za jednego młodego człowieka, który jest daleko od wiary lub w ogóle jeszcze nie został ochrzczony. Zgłosić można się przez stronę internetową: www.gott-kann.at

– Żyjemy w świecie, w którym stawia się na pie­destale tzw. poprawność polityczną. Czy jeszcze można komuś powiedzieć, że powinien pozwolić się ochrzcić?
– Nasz Zbawiciel posłał nas, abyśmy czynili innych Jego uczniami. Każdy chce być dobry, lecz najlepszym, co możemy dać innym jest wiara w Jezusa Chrystusa. Dać innym Jezusa to także najbardziej długofalowy program społeczny, ponieważ bez łaski Bożej nie poradzimy sobie z nienawiścią, przemocą, zawiścią, które mieszkają w ludzkich sercach na skutek grzechu pierworodnego. A więc jeśli prowadzę ludzi do chrztu, towarzyszę im również w przyjęciu łaski, czyli pomagam im, aby żyli w pokoju, przebaczeniu, trosce o naturę i o ludzi, budowali społeczeństwo bardziej sprawiedliwe. Wiara jest na pierwszym miejscu, dlatego naszym celem jest prowadzeniu do chrztu, czyli do wyboru i odnalezienia Chrystusa.
Pierwszy raz nasze inicjatywy mają właśnie taki podwójny charakter. Chodzi o Austrię, dlatego nasz różaniec ma kolor czerwono-biało-czerwony. Nie chodzi nam o akcenty nacjonalistyczne, lecz o zwiększenie świadomości konieczności zrobienia czegoś dla naszej młodzieży, aby na nowo rozpalić ogień wiary w ich sercach.
Zauważyłem, że dla wielu osób ta inicjatywa wspólnej modlitwy jest bardzo ważna, ponieważ cierpią z powody braku wiary swoich dzieci i wnuków, a jednocześnie widzą inną wiarę tych, którzy przybywają do kraju jako migranci i uchodźcy. Wśród muzułmanów jest także wiele osób, które poszukują i są przekonani, że w Europie wszystko jest chrześcijańskie. Zderzają się oni z realiami, w których nie ma chrześcijaństwa, nie konfrontują się z różnicami w religii, która jest dla nich tak ważna. Jeśli spotykają świadków i doświadczają miłości, wówczas rodzi się w nich ciekawość.
W „Heiligenkreuz” mamy wielu kandydatów przygotowujących się do sakramentu chrztu świętego, ponieważ spotkali na swojej drodze świadków Chrystusa. Zostali przez nich potraktowani wspaniale i wielkodusznie, a nigdy wcześniej nie doświadczyli takiego rodzaju przyjęcia. Gdy patrzę jak ich wiara świeci i płonie, jak głęboko postępują w wierze, czyli w relacji z Bogiem… taka powinna być przyszłość. Nie jest rozwiązaniem z naszej strony złoszczenie się na „obcych” i cudzoziemców lub lęk przez ich napływem. Wyjściem jest modlitwa, by szukali i znajdowali Chrystusa. Dlatego nazwaliśmy tę akcję „Bóg może”.
Jest to najpiękniejsze przesłanie Pisma Świętego, przekazane nam na początku podczas zwiastowania. Maryja pyta: „Jak to się stanie?”, a Bóg zdaje się jej odpowiadać: „Dla Mnie nie ma nic niemożliwego. Ja mogę.” Jest to odpowiedź ponad wszelkie odpowiedzi.
W sercach wielu pojawia się niepewność i pytania typu: Czy wiara w naszym kraju umrze? Co z Kościołem? A młodzież? Nie ma ludzi w kościołach, parafie muszą być łączone, a ich funkcjonowanie reorganizowane. Panuje pewnego rodzaju depresyjny nastrój. Właśnie dlatego nasza akcja nosi nazwę: „Bóg może”. Miłość Boga naprawdę może wszystko. Ufaj Jego słowom, ale również potwierdzaj tę wiarę czynami. Módl się za konkretnego młodego człowieka.

– Znaczy to, że akcja nie jest ograniczona czasowo?
– Osoba modli się za konkretnego młodego człowieka dopóki nie zostanie ochrzczony lub nie powróci do wiary. Jest to całkiem prosta zasada. Później można objąć modlitwą kolejną osobę.
Wydaje mi się, że jest to w duchu orędzi Matki Bożej z Medziugorja, która nie mówi: „Módlcie się o cokolwiek”. Nasza modlitwa jest zorientowana na konkretnego człowieka, którego imię i wiek znasz.

– Czego życzyłby sobie Ojciec dla przyszłości Medziugorja?
– Życzyłbym sobie, by Kościół odważył się uznać łaskę Bożą, która działa w tym miejscu. Nie­bo jest obecne z pewnością w sakramentach. Ucieszyłem się ogromnie, że Rzym w jawny sposób porządkuje opiekę duszpasterską nad tym miejscem. Czego więcej mógłby sobie życzyć Kościół XXI wieku, w którym młodych jest mniej niż kiedykolwiek, jak właśnie widoku tysięcy młodych, którzy śpiewają, modlą się, spowiadają i klęczą przed Najświętszym Sakramentem. Uczą się trwać w ciszy, zawiązują przyjaźnie, są nienasyceni w uwielbianiu Boga. Jeśli dzieją się takie rzeczy, gdzie są duszpasterze, następcy apostołów? Jeśli nie przybywa żaden biskup… uważam, że nie może tak być. Bardzo dobrze, że papież Franciszek zajął się uporządkowaniem tej kwestii. Nie można stracić tych ludzi.

Prof. Karl Wallner urodził się 24.02.1963. Jest cystersem. Od roku 2007 – rektor Wyższej Szkoły „Heiligenkreuz”. Od roku 2016 – krajowy dyrektor
Papieskich Dzieł Misyjnych. W wywiadzie opowiada o swoim doświadczeniu Medziugorja, relacji z Maryją oraz nowej wspólnocie modlitewnej „Bóg potrafi” w Austrii.


Wywiad przeprowadziła Kristina Malina-Altzinger dla „Medjugorje. Gebetsaktion” (nr 125) w dniu 19.04.2017.
Przekład z niem.: s. Alicja B.