O. Ivan Dugandzić: Medziugorje ma swoje miejsce

O. Dugandzić

MEDZIUGORJE MA SWOJE MIEJSCE W KOŚCIELE

Z ojcem Ivanem Dugandziciem rozmawiają Vitomir Damjanović i dr Maximilian Domej

– 25 czerwca 2012 to 31 rocznica objawień Matki Bożej w Medziugorju. Wczoraj Ivan powiedział nam, że Matka Boża ma szczególny plan związany z tym miejscem. Jako teolog wie ojciec, że w Starym Testamencie Bóg wybrał sobie lud izraelski, aby rozpocząć realizację planu zbawienia. Jak się ojcu wydaje, o jaki plan chodzi w związku z Medziugorjem?

– Gdy patrzymy na minione 31 lat objawień, oczywiste wydaje się już teraz, że chodzi o wspaniały plan. Ale cóż my, ludzie, możemy powiedzieć o przyszłości? Na czym możemy oprzeć nasze przewidywania o dalszym rozwoju wydarzeń w Medziugorju? Przypatrzmy się historiom zawartym w Biblii. Bóg wzywał konkretnych ludzi, lecz ich powołanie i misja stawały się jasne dopiero wtedy, gdy się urzeczywistniały.
Za czasów Jezusa lud oczekiwał przyjścia Mesjasza, aby wypełniły się przepowiednie o wyzwoleniu. Owszem, zrealizowały się, lecz w sposób zupełnie różny od tego, czego się spodziewali. Innymi słowy, Bóg jest w swoich dziełach tak wolny i nieprzewidywalny, że człowiek grzeszyłby, próbując Jego Tajemnicę ograniczyć do własnych wyobrażeń, według których Bóg miałby działać w świecie. Dlatego też nie chciałbym pod takim kątem zastanawiać się ani przewidywać, o co konkretnie chodzi w planie Medziugorje.
Spoglądamy dziś na to wyjątkowe miejsce z perspektywy minionych 31 lat… Wielokrotnie miejsce to i wydarzenia były atakowane z różnych stron. Często z ludzkiego punktu widzenia nie widać było rozwiązania problemów. Wystarczy wspomnieć uwięzienie o. Jozo, groźby władz skierowane pod adresem osób widzących i wielu świeckich.
Przypominamy sobie również dys­tans Kościoła oraz stanowczy opór niektórych wobec objawień. Jednakże mimo wszystkich przeciwności z czasem otworzyły się serca i umysły, a treści objawień rozpowszechnione zostały na całym świecie, według Bożego planu, a nie naszych zamysłów.

– Interesujące jest porównanie tych wydarzeń z czasami, w któ­rych żył Jezus. Wybrał On ludzi prostych i niewykształconych na swoich uczniów, świadków wiary w Zmartwychwstałego. Także Maryja wybiera proste dzieci, aby z nimi zacząć spełniać plany Bożej Opatrzności. Zatem widzimy paralelny sposób działania, podobny do opisanego w Biblii.

– Powinniśmy wziąć pod uwagę, że za czasów Jezusa w judaizmie panowały określone struktury: byli arcykapłani, rabini, faryzeusze, uczeni w Piśmie. Jezus nie szukał sposobów zrzeszenia się z nimi ani nie wybrał sobie żadnego z nich na apostoła. A więc działał poza tymi strukturami. Podobną logikę obserwujemy, pa­trząc nie tylko na objawienia w Medziugorju, ale na wszystkie objawienia maryjne w historii Kościoła.
Po pierwsze, mają one miejsce zwy­kle nie w świątyni czy klasztorze, ale najczęściej pośród łąk i gór. Świat przyrody stworzony został przez Boga i wszyscy mają do niego dostęp.
Po drugie, Bóg nie wybiera wcale (lub czyni to rzadko) osób zakonnych czy też hierarchów kościelnych, by przez nich działać. Zwraca się On do pro­stych ludzi, zazwyczaj do dzieci, które nie mają świadomości wydarzeń w Kościele, podziałów, różnicy stanów i stanowisk. Czasem lubię przypominać fakt, że Jezus był świeckim człowiekiem i nie miał powiązań z ówczesną hie­rarchią kapłańską. Powołał wokół siebie ruch całkowicie świecki, to znaczy a­postołowie nie rekrutowali się spośród stanu kapłańskiego. Kapłani żydowscy wspomniani są w Nowym Testamencie raczej negatywnie, jako opozycja. W końcu to właśnie oni skazują Jezusa na śmierć. W tym znaczeniu Bóg działa zawsze jako najbardziej wolny i nieprzewidywalny w swoich czynach i planach. Naszym zadaniem jest być uważnym na znaki czasu, aby móc rozpoznawać Bożą Obecność.

– Wczoraj, w święto św. Jana Chrzciciela, celebrował ojciec mszę świętą, w której udział wzięło tysiące pielgrzymów. Z pewnością jest to wielki znak, dzięki któremu można stwierdzić, że Medziugorje znalazło swoje miejsce w Kościele.

– Nie tylko w Kościele, ale i w świecie, gdyż Kościół jest posłany do świata, aby nieść Dobrą Nowinę o Zbawicielu, Jezusie Chrystusie, aby świat był zba­wiony, a nie – potępiony. W tym sensie Kościół nie może nigdy przyjąć postawy dbania wyłącznie o siebie i własne in­te­resy.
Przed kilkoma laty przeczytałem w jakimś czasopiśmie artykuł, który nosił tytuł: „Przyszłość świata jest ważniejsza niż przyszłość Kościoła”. W pierwszej chwili z oburzeniem popatrzyłem na te słowa, w dodatku w katolickiej gazecie. Ale gdy trochę dłużej się nad tym za­stanawiałem, przypomniały mi się słowa Jezusa: „Jesteście światłem świata i solą ziemi”.
W tym sensie Kościół powinien wciąż na nowo stawiać sobie pytanie, czy rzeczywiście spełnia misję zleconą przez Jezusa. Jeśli nie, straciłby rację dalszego istnienia. Wziąłem sobie do serca sło­wa tego artykułu i zgodziłem się ze stwierdzeniem, że przyszłość świata jest ważniejsza niż przyszłość Kościoła. Gdy mówimy o przyszłości świata, to przecież jednocześnie obejmujemy przyszłość Kościoła, gdyż nie może on ignorować świata, lecz powinien wychodzić do niego z miłością Jezusa, która zbawia, a zatem – ratuje. To było zamiarem Jezusa, który założył Kościół: głoszenie całemu światu Dobrej Nowiny o Bogu, który zbawia, o Królestwie Bożym.

– Kardynał Vinko Puljić, który jest członkiem komisji watykańskiej zajmującej się sprawą Medziugorja, powiedział niedawno w Rzymie, że swoją część pracy ukończą do końca tego roku. Jakich wyników pracy ko­misji możemy się spodziewać?

– Chciałbym wrócić do postawy, którą podkreśliłem na początku. Nie warto przewidywać przyszłości. Z dotychczasowych wydarzeń wiemy, że komisja przesłuchała osoby widzące oraz niektóre ważne osobistości Kościoła, które w jakikolwiek sposób były związane z wydarzeniami w Medziugorju. O ile mi wiadomo, komisja zebrała również dokumentację dotyczącą uzdrowień oraz innych owoców objawień, które miały miejsce przez minione 31 lat. Skoro tak powiedział kardynał, to prawdopodobnie prace dobiegają końca, zgodnie z jego słowami. Komisja pełni funkcję organu doradczego oraz wykonuje zlecone jej zadania. Do badania sprawy Medziugorja komisja została powołana przez sam Watykan. Po zakończeniu prac, wyniki zostaną przekazane Kongregacji do spraw Nauki Wiary, a następnie ostatnie słowo będzie miał papież Benedykt XVI. Nie wiemy, jaka będzie forma ostatecznego oświadczenia. Mogę jedynie przypuszczać, że nie będzie się ono różniło od tego, które wydano w Zadarze 10.04.1991 r. Dopóki objawienia trwają, dopóty nie zostanie wypowiedziane ostateczne orzeczenie w tej sprawie. Dlatego też oczekiwane oświadczenie może mieć formę zale­ceń duszpasterskich, dotyczących sprawowania liturgii i sakramentów, skoncentrowania się na głoszeniu Słowa Bożego oraz troszczenia się o podążanie wiernych drogą świętości.
Jednocześnie możemy się spodzie­wać dalszej otwartości na trwające objawienia maryjne oraz uważnego wsłuchiwania się w ich treść. Są to moje przypuszczenia jako teologa.

– Gdy spoglądam wstecz, z podziwem zauważam postawę ogro­mnej otwartości i dyspozycyjności osób widzących, czy to względem dziennikarzy, czy też komisji, a rów­nież wobec tysięcy pielgrzymów. To jest rzeczywiście wyjątkowe, że psychicznie wytrzymali taką presję.

– Już dawno zwróciłem uwagę na ten fakt. I jest to dla mnie coś charakterystycznego i istotnego w Medziugorju. Gdy patrzymy na osoby widzące, musimy mieć na uwadze, że kiedyś były to niewykształcone dzieci, nie kończyły wyższych uczelni, a mimo wszystko umiały naprawdę mądrze znieść presję otoczenia i prześladowania władz. Chętnie zobaczyłbym kogoś, kto jest wobec nich nastawiony sceptycznie lub negatywnie, a kto spróbowałby żyć tak jak oni choćby przez rok. Przypuszczam, że zrezygnowałby z tej próby po miesiącu z powodu ciężaru nie do zniesienia. Właśnie w tej wytrwałości upatrywałem jednoznacznego znaku interwencji Bożej.
Jeśli dodatkowo przeanalizujemy ich wypowiedzi, nie możemy im niczego zarzucić, gdyż nie wdają się w żadne głębsze teologiczne ani filozoficzne dyskusje, lecz po prostu składają świadectwo spotkania z żywym Bogiem poprzez obecność Maryi. Są świadkami i sami siebie postrzegają również w taki sposób. Nie mogą zaprzeczyć, że zostali wybrani, aby przekazać dalej otrzymane słowa, dlatego opowiadają swoje doświadczenia na tyle, na ile umieją je wyrazić. Jest też faktem, że ich świadectwo jest wiarygodne dla ludzi dobrej woli.
Inną rzeczą jest to, że zawsze byli i będą ludzie, dla których żaden sposób przyjścia Jezusa nie jest wiarygodny. W takim przypadku któż byłby w stanie ich przekonać? Ostatecznie powracamy tutaj do kwestii wiary, w ramach której albo czemuś lub komuś wierzymy, albo nie, przyjmujemy podane słowa za prawdę lub kłamstwo.

– Skoro już wspomniał ojciec kwestię wiary… Wczoraj Ivan przekazał nam słowa Matki Bożej: „Drogie dzieci! Chcę wam powiedzieć, że Bóg naprawdę istnieje.” Jest to sprawa fundamentalna, skoro Maryja mówi to na samym początku orędzia. Patrząc na ten świat, możemy jasno dostrzec ograniczanie przestrzeni dla Boga i usuwanie Go z codziennego życia ludzi.

– Zwróćmy uwagę, iż mówimy o głównych punktach orędzi, do których Matka Boża powraca przez lata. Prowadzi nas według pewnego wychowawczego planu. Mówi o pokoju, nawróceniu, pokucie i poście. Jeśli przyjrzymy się dokładniej, orędzia prowadzą nas do tego, byśmy uczynili w świecie przestrzeń dla Boga, dając Mu pierwsze miejsce w naszym codziennym życiu. Wiele orędzi przypomina nam o tym dosłownie.
Rzeczywiście żyjemy w świecie, który odżegnuje się od istnienia Boga. A więc wielu współczesnych ludzi żyje tak, jakby Boga-Stwórcy nie było. Inni przyjmują postawę obojętności wobec religii, wskutek tego od początku planują swój los bez Boga, Dawcy życia. Czego więc możemy oczekiwać od tych ludzi? Ich uwaga i zainteresowanie skierowane są na materialną stronę życia, tak że niczym wydaje się sprawa życia po śmierci. Ludzie, którzy żyją w perspektywie: „mam jedno życie, a po śmierci nie ma nic”, nie potrafią otworzyć się na sferę duchową, do której zapraszają nas Jezus i Maryja, nawet jeśli słyszą słowa Maryi, zapewniające o tym, że Bóg naprawdę istnieje, że z Niego wszystko bierze swój początek i w Nim znajduje swój koniec.

– Wielu pyta dziś o cel i pożytek z wiary: po co wierzyć, skoro z wiary nic nie ma, nie da się z niej żyć, nie przynosi ona korzyści. Jak można to tłumaczyć?

– Wiara miała zawsze swoją cenę, jak wszystko co jest naprawdę wartościowe. Co byłoby gdyby nic nas nie kosztowała? Wiara jest dziś poddawana w wątpliwość, ponieważ na drugim końcu widzimy mentalność konsumpcjonistyczną, nastawioną jedynie na posiadanie i używanie. Gdy spotykamy człowieka wyznającego takie poglądy, z pewnością na pytanie o nieobecność w kościele, usłyszymy odpowiedź: „Co będę z tego miał? Nie mam z wiary żadnego zysku.” Wszystko redukowane jest do poziomu użyteczności i czerpania korzyści. Duchowa sfera jest po prostu wyłączona z życia. Ciężko jest wejść w świat takiego człowieka, w jego duszę, zrozumieć wartości czy zasady, które stawia jako życiowe priorytety. Jeśli jego świat ograniczony jest do jedzenia, picia, przyjemności, a więc zredukowany do hedonizmu, przedstawia obraz nędzy ludzkiego ducha. Z drugiej strony widzimy Matkę Bożą, która mówi, że świat ma przyszłość, lecz potrzeba podjęcia wielu ofiar i modlitw, aby został uratowany. Powstaje pytanie, kto jest gotowy podjąć zaproszenie do takiej ofiary, do jakiej wzywa Matka Boża.

– Właśnie taki jest cel obecności Matki Bożej w Medziugorju oraz tajemnica tak częstych objawień. Chce nam pokazać, że są wartości, ku którym powinno się zwrócić serce człowieka. Dzisiaj wielu naukowców mówi, że w życiu człowieka trzy kolumny sta­nowią podstawę: ja, rodzina i praca. Jeden psycholog powiedział, że jest jeszcze jedna, czwarta podstawa, która spaja pozostałe trzy, mianowicie wiara i religia.

– Pozwolę sobie na skonkretyzowanie tej myśli. Powiedziałbym, że jeśli stworzenie odcina się od swego Stwó­rcy, to nie pozostaje mu nic innego jak samozniszczenie. Cała Biblia poucza nas nieustannie, że Bóg nie tylko stworzył świat, ale go nadal podtrzymuje przy życiu, jeśli świat i stworzenie tego pragną. Dzisiaj nie trzeba długo szukać, by zauważyć cywilizację śmierci i autodestrukcji. Przykładem są dzieci, które sięgają po środki odurzające, tak że w krótkim czasie wpadają w uzależnienie, a nawet potrafią targnąć się na własne życie.
Spójrzmy na dane, dotyczące o­fiar śmiertelnych w wypadkach drogowych. Jak jest tego przyczyna? Nierespektowanie przepisów, nie­myślenie o innych uczestnikach ruchu, nie wspominając o Bogu, którego przecież według opinii wielu po prostu nie ma. Zarozumiałość, duma, brawura i głupota.

– Już od ponad 30 lat posługuje ojciec również tutaj w Medziugorju jako kapłan, służąc Bogu i Matce Bożej. Czy spotkał się ojciec z pytaniem o gotowość przyjęcia ciężaru ofiary, do jakiej zaprasza Maryja?

– Przypominam sobie pytanie, które postawił pewien ksiądz: „Dlaczego Matka Boża wybrała właśnie tę parafię w Hercegowinie, którą prowadzą zakonnicy?” Uśmiechnąłem się i od­powiedziałem: „Może Matka Boża wiedziała, komu może powierzyć ten ciężar…”
Gdy spoglądam na minione lata, widzę, że rzeczywiście te wydarzenia wiązały się z przyjęciem krzyża. Nie jesteśmy zmuszeni do tak intensywnej pracy, ale jesteśmy przekonani, że w pełni się angażując, możemy pomóc Maryi w urzeczywistnianiu planu zbawienia, do którego wybrała jako narzędzie parafię w Medziugorju. Także osoby widzące mają swój krzyż do niesienia, związany z udziałem w Bożych zamysłach. Mógłbym długo opowiadać konsekwencje zgody na plan Matki Bożej, ale ograniczę się do wspomnienia o kilku. Myślę o początkach, o warunkach, w jakich tu pracowaliśmy. Przez pierwsze 10 lat mieliśmy do dys­pozycji jedynie stary budynek parafii, w którym wszyscy mieszkaliśmy. Nie było miejsca na żadne biuro, tak jak jest teraz. Było naprawdę ciężko. Całą pracę dzieliliśmy między nas: pięciu kapłanów i trzy siostry zakonne. Mieliśmy za mało miejsca na spanie, więc razem ze śp. o. Slavko dzieliłem jeden pokój, dopóki nie urządziliśmy pokoików na dzwonnicy. Może nie były one piękne, ale na tamten czas pomimo wszystko były wspaniałe. Może to byłaby odpowiedź na pytanie, dlaczego akurat to miejsce i dlaczego akurat zakon franciszkański.

– Na końcu powróćmy jeszcze do pierwszego i najważniejszego pytania, które dotyczy długości lat Maryjnych objawień. Ten fakt ma z pewnością swoje wyjątkowe znaczenie, ponieważ, jak wiemy, Matka Boża wcześniej nie objawiała się nikomu tak długo.

– Uważam, że Matka Boża ma w tym swój cel. W wielu orędziach wyjaśnia, dlaczego pozostaje z nami. Mówi, że przychodzi, aby dać nam wsparcie, inspirację i odwagę. Wiele orędzi mówi o tym, że żyjemy w czasach wyjątkowych pod względem próby, jakiej poddana jest wiara i religia. Dlatego Maryja jest z nami. Co jest przygotowane jako przyszłość dla tego świata, nie wie nikt, ale możemy głosić wśród ludzi dobrej woli Słowo Boga, zachęcając, by stawali się lepsi, miłosierniejsi, bardziej kochający Boga i bliźnich.
*
O. Ivan Dugandżić to franciszkanin, członek prowincji Hercegowina. Urodził się w 1943 w Krehin Gracu (gm. Czitluk). Po zdaniu matury w 1962 w Dubrowniku wstąpił do franciszkanów. Studiował teologię w Sarajewie i w Konigstein (Niemcy). Święcenia kapłańskie otrzymał w 1969. Podjął studia podyplomowe, zakończone doktoratem z biblistyki w Warzburgu (Niemcy). Od 1990 mieszka i pracuje w Zagrzebiu. Wykłada egzegezę Nowego Testamentu i teologię biblijną w Katolickim Seminarium Duchownym i w jego filiach. Jego prace są publikowane w fachowych czasopismach teologicznych. Na łamach gazet katolickich omawia tematy biblijne. W Medziugorju mieszkał i pracował w okresie od 1970-1972 oraz od 1985 do 1988 roku.

Przekład z niem.: Alicja B.
Tekst pochodzi z austriackiego kwartalnika Medjugorje. Gebetsaktion… nr 106, str. 10-16. Vox Domini 4/2012, str. 2-4